Aktualności
Nie strzelaj focha!

Nie strzelaj focha!

Ewangelia 20 niedzieli zwykłej jest bardzo przejmująca. Pan Jezus przemierza geograficzne, ale też w pewnym sensie moralne peryferia Ziemi Świętej: okolice Tyru i Sydonu.

Ktoś kiedyś zauważył, że nazwy tych miejscowości mogą symbolicznie sugerować, z jakimi ludźmi miał do czynienia nasz Zbawiciel, gdy udawał się na te tereny. Nazwa „Tyr” oznacza „mały sztylet”, „nóż”. „Sydon” natomiast – „uciekającą zwierzynę”. Tyr i Sydon reprezentują więc duchowo wszystkich tych, którzy są poranieni przez życie niczym ostrym narzędziem, którzy uciekają przed rzeczywistością niczym zwierzyna przed czyhającym kłusownikiem. Wcielony Bóg jest jednak bliski człowiekowi – każdemu! Szczególnie temu, który dźwiga bagaż przytłaczających doświadczeń. Czy jednak teza ta nie kłóci się z tym, czego jesteśmy świadkami w dalszym fragmencie Ewangelii?

Oto widzimy Jezusa, który wobec rozpaczliwej prośby kobiety zbywa ją lekceważącym milczeniem. Jej usilne prośby nie przynoszą rezultatu, ale Kananejka nie rezygnuje: rzuca Mu się do nóg i błaga dalej. Jezus zwraca się jednak do niej surowym tonem: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a zabierać szczeniętom”. Zdanie to było nie tylko zwykłą odmową, ale wręcz straszną kalumnią, zniesławieniem. Kobieta mimo tej wielkiej inwektywy nie strzela focha, lecz błyskotliwie odpowiada: „tak, lecz i szczenięta jedzą okruszyny ze stołu ich panów”. Dopiero wtedy Jezus ulega i uzdrawia jej córkę. Zachowanie Jezusa może wydawać się co najmniej dziwne, jeśli nie skandaliczne. Takim Mesjaszem można się rozczarować. Jezus wiedział jednak, na ile sobie może pozwolić, a Jego postępowanie nie jest w żaden sposób przejawem okrucieństwa czy bezduszności. Jezus prowokuje człowieka, by ten wykrzesał z dna swego serca niewydobyte dotąd pokłady wiary. Bóg chce działać cuda, lecz najpierw pragnie zobaczyć naszą wiarę. Pragnie się nią zachwycić. Tak było w przypadku Kananejki.

Scena ta uczy nas, abyśmy nie zrażali się wobec pozornego milczenia Boga. Nie kierujmy się urażoną dumą, gdy widzimy, że inni „dostają chleb, a nam nie spada nawet okruszyna”. Niech nie będzie to okazja do tego, aby ulec pokusie rezygnacji, lecz raczej, aby jeszcze mocniej zawalczyć o Jego względy. Bóg kocha zdeterminowanych, którzy płoną żywą wiarą, dla których nie ma żadnych przeszkód – podobnie jak dla matki troszczącej się o własne dziecko.

KS. RAFAŁ SOĆKO