Nie stygmatyzować, tylko wspierać
Badania pokazują, że najbardziej na depresję poporodową narażone są samotne matki, które nie mają wparcia rodziny. Są one bardziej obciążone stresem, lękiem, boją się, że sobie nie poradzą. Co ciekawe, w grupie największego ryzyka są również kobiety perfekcjonistki, które mają wszystko idealnie zaplanowane. Nagle okazuje się, że macierzyństwo jest ogromnym wyzwaniem, wiąże się z poświęceniem, trudem, wyrzeczeniami. Nie da się wszystkiego perfekcyjnie zaplanować. Tymczasem przed porodem taka kobieta widzi jedynie pozytywy bycia mamą. Oczywiście, kiedy dziecko się uśmiecha, kiedy jest zdrowe, szczęśliwe, to rodzic fruwa nad ziemią. Ale są też inne kolory macierzyństwa. Wiadomo, że mogą pojawić się trudności zdrowotne, zdarza się, że dziecko przedwcześnie się urodzi, a co za tym idzie - pojawia się mnóstwo wyzwań związanych z wcześniactwem czy chorobami. Albo po prostu są to zwyczajne kwestie związane z macierzyństwem: nieprzespane noce, bo dziecko się budzi, bo ma kolki albo jest głodne. Zdarza się, że te naturalne sytuacje przerastają perfekcjonistki. Zaczynają uważać, że są beznadziejnymi mamami. A widzenie wszystkiego w czarnych barwach wpędza w depresję.
Przyjście na świat dziecka to wielka zmiana w życiu każdej kobiety. Nagle okazuje się, że macierzyństwo nie wygląda tak różowo, jak można by sobie wyobrazić. Pojawia się zmęczenie, a opieka nad noworodkiem wcale nie cieszy…
Po porodzie często zdarza się, że nastrój młodej mamy ulega obniżeniu – jest to zazwyczaj tzw. baby blues, czyli wahania nastroju spowodowane przyjściem na świat dziecka. Ta huśtawka nastrojów, płaczliwość, wybuchowość jest stanem naturalnym, z którym nic nie trzeba robić. Trwa on do kilku dni (maksymalnie do dwóch tygodni) po urodzeniu dziecka. Zdecydowana większość mam przez kilka dni po porodzie czuje się źle, jest płaczliwa, ponieważ przez organizm kobiet w czasie porodu i połogu przechodzi hormonalne tornado. Taki stan trwa do czasu wyrównania poziomu hormonów, samoistnie mija i nastrój wraca do normy. W większości przypadków – mimo wielkiego trudu i zmęczenia, jakie się wiąże z porodem, jak i później z całodobową opieką nad noworodkiem – naturalnie pojawia się miłość i radość z macierzyństwa. Natomiast jeśli takie objawy, jak: obniżony nastrój, brak energii, płaczliwość, drażliwość, zła samoocena, przekonanie, że jest się beznadziejną matką, że nie kocha się dziecka, a życie nie ma sensu, utrzymują się dłużej niż miesiąc po urodzeniu dziecka lub pojawią się do roku po porodzie, wówczas należy się zaniepokoić i udać do specjalisty. Według Światowej Organizacji Zdrowia depresja poporodowa dotyczy od 10% do 30% kobiet.
Na jakie niepokojące objawy powinni zwrócić uwagę najbliżsi świeżo upieczonej mamy?
Rodzina powinna zareagować już na pierwsze drobne symptomy: kiedy matka płacze, nie chce opiekować się swoim dzieckiem, nie chce go karmić, odrzuca je, ma obniżony nastrój, mówi, że nie ma siły wstać z łóżka, zająć się dzieckiem, że jest beznadziejna, że nie nadaje się do roli matki, przestaje ją cokolwiek cieszyć: pasje, zainteresowania odchodzą na bok. Mogą pojawić się także takie objawy, jak: brak apetytu, bezsenność, a w trudnych stadiach – nawet myśli samobójcze. A skoro mówimy o mamach, to sytuacja jest tym bardziej dramatyczna i niepokojąca, ponieważ zdarza się – na szczęście w bardzo rzadkich przypadkach – że kobieta popełnia samobójstwo, a wcześniej zabija własne dziecko, czyli dochodzi do tzw. samobójstwa rozszerzonego. Dlatego trzeba natychmiast reagować.
Jak wygląda leczenie depresji poporodowej?
Generalnie depresję leczymy dwutorowo: farmakologicznie i psychoterapeutycznie. Połączenie tych dwóch elementów jest najskuteczniejszą formą walki z tą chorobą. Lekarz razem z pacjentką podejmują wspólną decyzję: czy rozpocząć leczenie farmakologiczne, czy skierować mamę na psychoterapię, uznając, że mimo choroby jest ona na tyle w dobrym stanie, że to powinno wystarczyć. Natomiast w przypadku, kiedy matka karmi piersią, pojawia się dylemat: czy odstawić dziecko, czy skorzystać z leków, które w minimalnym stopniu przenikają do mleka matki. Lekarz specjalista złoży propozycje matce i wspólnie podejmą decyzję o sposobie terapii.
Czy możemy mówić, że ktoś należy do grupy ryzyka, jeśli chodzi o zachorowanie na depresję poporodową?
Badania pokazują, że najbardziej na depresję poporodową narażone są samotne matki, które nie mają wparcia rodziny. Są one bardziej obciążone stresem, lękiem, boją się, że sobie nie poradzą. Co ciekawe, w grupie największego ryzyka są również kobiety perfekcjonistki, które mają wszystko idealnie zaplanowane. Nagle okazuje się, że macierzyństwo jest ogromnym wyzwaniem, wiąże się z poświęceniem, trudem, wyrzeczeniami. Nie da się wszystkiego perfekcyjnie zaplanować. Tymczasem przed porodem taka kobieta widzi jedynie pozytywy bycia mamą. Oczywiście, kiedy dziecko się uśmiecha, kiedy jest zdrowe, szczęśliwe, to rodzic fruwa nad ziemią. Ale są też inne kolory macierzyństwa. Wiadomo, że mogą pojawić się trudności zdrowotne, zdarza się, że dziecko przedwcześnie się urodzi, a co za tym idzie – pojawia się mnóstwo wyzwań związanych z wcześniactwem czy chorobami. Albo po prostu są to zwyczajne kwestie związane z macierzyństwem: nieprzespane noce, bo dziecko się budzi, bo ma kolki albo jest głodne. Zdarza się, że te naturalne sytuacje przerastają perfekcjonistki. Zaczynają uważać, że są beznadziejnymi mamami. A widzenie wszystkiego w czarnych barwach wpędza w depresję.
Czy w jakiś sposób można uniknąć zachorowania?
Nie sposób powiedzieć, czy ktoś zachoruje, czy nie. To jest bardzo indywidualna sprawa, tak samo jak z każdą inną chorobą. Nie ma jednoznacznych badań naukowych, które by mówiły, że tylko samotne matki albo perfekcjonistki zachorują na depresję poporodową. Równie dobrze może na nią zapaść matka czwórki dzieci, która nie jest ani perfekcjonistką, ani samotną matką. Po prostu po kolejnym porodzie mogą pojawić się jakieś okoliczności życiowe, które ją załamią. Choćby aktualny problem – epidemia koronawirusa. Kobieta zaczyna myśleć, co będzie z dziećmi, jej rodzicami, czy da radę, co z mężem, który pozostał bez pracy, bo miał firmę organizującą publiczne eventy.
Czy kobiety wstydzą się przyznać, że zauważyły u siebie niepokojące objawy, aby rodzina, bliscy nie pomyśleli o nich jak o złych matkach?
Bardzo się wstydzą. Myślę, że depresja poporodowa jest jeszcze bardziej obarczona stereotypami, napiętnowaniem niż „zwykła” depresja. Wielu ludzi nie jest w stanie zrozumieć, że matka nie jest w stanie zająć się dzieckiem, że nie od razu pojawia się miłość, chęć wzięcia na ręce, przytulenia dziecka. Pięć lat temu przygotowałam kampanię społeczną „Twarze depresji – nie oceniam, akceptuję” po to, żeby przekonać Polaków do tego, aby po pierwsze zrozumieli, czym jest depresja, że to poważna choroba, którą trzeba leczyć, a po drugie – żeby osób, które się z tą chorobą zmagają, nie stygmatyzować, nie potępiać, nie oceniać. Tylko tak samo, jak akceptujemy w naszym społeczeństwie osoby chore na raka czy cukrzycę, zaakceptować chorych na depresję, w tym matki cierpiące na depresję poporodową. Im szybciej tym matkom pomożemy, im szybciej namówimy je na leczenie, tym szybciej wrócą do normy, szybciej będą w stanie zajmować się swoimi dziećmi. A to jest szalenie ważne, ponieważ czas do trzeciego roku życia jest najważniejszy w rozwoju dziecka. W tym czasie kształtuje się jego kręgosłup psychiczny na całe życie, wtedy bardzo potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i miłości. Jeśli dziecko nie dostanie tego od matki, to – co pokazują badania – kiedy będzie starsze, też znajdzie się w grupie ryzyka zachorowania na depresję. Dlatego im szybciej mama zacznie się leczyć i korzystać z pomocy, by pozbyć się choroby, tym szybciej będzie w stanie dać najlepszą opiekę i miłość swojemu dziecku.
Zatem duża rola spoczywa także na rodzinie kobiety…
W związku z tym, że choroba zagraża życiu matki i dziecka, rodzina nie może być obojętna i musi reagować: pomóc tej mamie zmotywować się do pójścia do specjalisty. Rola rodziny jest bardzo ważna. Dlatego tak trudno mają samotne mamy, bo ktoś może nie zauważyć, przeoczyć moment, kiedy potrzebują pomocy. Natomiast większość mam ma rodzinę, męża, partnera, bliską osobę, rodziców, którzy zwrócą uwagę na niepokojące objawy i zaprowadzą mamę do specjalisty – to jest podstawa walki o zdrowie i życie jej oraz dziecka. Najbardziej zależy mi na tym, żeby przełamać tabu, zmotywować kobiety do tego, żeby przestały się wstydzić. Bo mówimy o ogromnej liczbie pań. Jak wielkim trudem jest namówić kobiety do mówienia publicznie o depresji poporodowej, może świadczyć moja książka „Depresja poporodowa. Możesz z nią wygrać”, nad którą pracowałam prawie dwa lata. Udało mi się namówić kilkanaście mam, żeby porozmawiać – głównie anonimowo, bo publicznie się nie zgodziły – o depresji poporodowej. Kobiety nie chcą do tego wracać, jest to dla nich trudne, bolesne, włożyły wielki wysiłek w to, żeby odzyskać dobrą relację z dzieckiem. Tymczasem nie mamy czego się wstydzić, bo depresja może dotyczyć każdego z nas, bez względu na status społeczny, wykonywany zawód i – co ważne – rodzina powinna takiej mamie pomóc, nie stygmatyzować, a wspierać w powrocie do zdrowia.
HAH