Komentarze
Nie tylko dla debeściaków

Nie tylko dla debeściaków

Wróciłem z pielgrzymki. Jak to zwykle: z opalenizną do wysokości koloratki, przypominającymi o przebytych kilometrach nieco bolącymi nogami, niedospaniem, ale szczęśliwy. Kto był choć raz, wie, o czym mówię.

Przywiozłem ze sobą pamięć młodych ludzi, wędrujących razem ze mną w akademickiej „jedynce”, którzy znaleźli w sobie dość odwagi, aby swoje wakacje, urlop w taki właśnie sposób wykorzystać, ale też doświadczenie Kościoła, który żyje! Obraz dziesiątek tysięcy osób, których obecność w tym właśnie czasie i miejscu na Jasnej Górze stał się wielkim znakiem nadziei. Zadał kłam uparcie lansowanym twierdzeniom i obrazom, że czas już na to, aby „ciemnogród” skazać na banicję, ewentualnie zamknąć w skansenie tradycji bądź uczynić zeń jedynie organizację charytatywną.

Okazuje się, że nie da się tak łatwo zdusić płomień…

Po uroczystościach wracałem do domu ze znajomymi samochodem. Włączone było radio. Omijając „wahadełka” na gierkówce, słuchaliśmy wiadomości. Po dwutygodniowym informacyjnym detoksie byłem najzwyczajniej ciekawy, co się dzieje w świecie. W myśl zasady „bad news is good news” (zła wiadomość to dobra wiadomość) – w zależności od serwisu – mówiono o aresztowaniu maszynisty, który spowodował katastrofę kolejową, zaginionym biwakowiczu, brutalnej zbrodni na Jersey, korkach na zakopiance. Czyli, generalnie rzecz ujmując, „działo się”. Newsroomy, parafrazując porzekadło, miały wodę na informacyjne młyny. Zaskoczyło mnie jedno: ani słowa o Jasnej Górze, ponad setce tysięcy pielgrzymów, którzy w ostatnich dwóch-trzech dniach tu doszli czy choćby korkach na krajowej jedynce, wypełnionej po brzegi powracającymi z Częstochowy. Jakby nie było tematu. Oczywiście nie chodzi o to, aby „zetka” czy „rafka” relacjonowały wydarzenia. Tym się zajęły media katolickie. Przyzwoitość nakazywała jedynie odnotowanie faktu, skądinąd absorbującego przecież (wliczając pątników, ich rodziny, przyjaciół) kilka milionów ludzi. Tymczasem zapadła cisza… Dziwna cisza.

Że się czepiam?…

Nie. Mam nieodparte wrażenie, że dla wielu osób rzesze młodych ludzi, nieprzejmujących się pohukiwaniami „autorytetów” i niegrających w jednej drużynie z Dominikiem Tarasem, były solą w oku. Bo przecież model obowiązkowy w sposobie prezentacji Kościoła to migawki ukazujące starsze osoby (koniecznie w moherach i różańcem w ręku), agresywne (wobec pokojowo nastawionych dziennikarzy, np. Polsatu), wykrzykujące antysystemowe hasła, fanatycznie nastawione do myślących inaczej. Ewentualnie przedstawiający go jako surowego cenzora życia publicznego, narzucającego przestarzałe zasady reszcie społeczeństwa. Obraz młodego, pełnego energii i życia Kościoła złamał kanony. Dlatego nie zaistniał w mediach.

Stał się zagrożeniem?

Wyrzutem sumienia?

Kawałkiem puzzla niepasującym do układanki?…

Marzę o jednym tylko: żeby ci wszyscy, których spotkałem, z którymi wędrowałem, dobrze zapamiętali to, co widzieli. Modlę się o to dla siebie i dla nich! Nie są idealni. Długie rozmowy na pielgrzymce zawsze pokazują, że nie jest ona dla „debeściaków”, nie służy jedynie potwierdzeniu obranej drogi. To fałszywa wizja. Udają się w nią – a nie jest ich wcale mało – po uzdrowienie, ratunek, wybawienie z nałogów, oczyszczenie z grzechów jak kamień obciążających sumienie. Potrafią się żarliwie modlić i płakać, kiedy otrzymają sakramentalne rozgrzeszenie. Uczą się słuchania Słowa! I odkrywają takie rzeczy, że z wrażenia mrówki im przechodzą po plecach – źli na siebie, że dopiero teraz to zrozumieli, gdy tyle blizn noszą na poharatanej duszy! Zawsze pytają, co dalej, bo wiedzą, że nie będzie łatwo być dobrym, gdy wrócą do domów. I że trzeba będzie mocno się spiąć, aby nie stracić Pana Boga, nie poplamić oczyszczonej duszy. I że pewnie jeszcze nie raz przyjdzie poznać smak porażki. Pewność, że Ktoś na nich będzie wtedy czekał, dodaje skrzydeł…

Taki jest Kościół. W najczystszej postaci. Najpiękniejszy. Święty, choć grzeszny. Mocny mocą obecnego w nim Bożego Ducha. Nieustannie się odradzający.

I niech tak zostanie.

Ks. Paweł Siedlanowski