Nie tylko w obronie swobód
Najpierw próbowałam tę plandemię rozkminić. Oczywiście pierwsza myśl to skojarzenie z pandemią. Ale po co się zaplątało to „l”? Może ma coś sugerować? Wszak łatwo w tym słowie jakiś tajemniczy a skuteczny plan D wydzielić. I może nas on - tak pyk! - od pandemii wyzwoli? Ci, którzy domyślają się, że ostatecznie sięgnęłam po rozkminkę do sieci, mają absolutną rację. Dlatego podzielę się z nimi tym, co w tejże sieci znalazłam. Otóż „«plandemia» to globalny spisek mający na celu wprowadzenie dyktatury rządu światowego”. A plandemiści to osobnicy, którzy powołując się na konstytucję (brawo! - jakiż to wzrost zainteresowania tym dokumentem spowodowała „reżimowa” władza), protestują przeciwko covidowym obostrzeniom. Przeciwko „szmatom” i przeciwko „kagańcom” przez zastraszone koronawirusem pospólstwo zwanym maseczkami.
Zorganizowany niedawno w Warszawie protoplasta siedleckiego buntu epatował hasłami: „Maseczki to tresura”, „Zrzućcie kagańce”, „Włącz myślenie – Zdejmij maskę”, „WHO – samo zło”, „COVID to oszustwo”, „Rząd pod sąd”, „Nigdy więcej zdalnego nauczania!”, „Pandemia to światowy spisek przeciwko ludności”, „Stop pandemii”, „NIE dla drugiego zamknięcia gospodarki”. W zasadzie to ja się z tymi protestantami zgadzam. Słowo. Jestem nie tylko za jak najrychlejszym przegonieniem zarazy oraz powrotem uczniów i studentów do ich instytucji, ale nawet przeciwko drugiemu zamknięciu gospodarki. Sęk w tym, że wcale nie mam pojęcia, jak to można zrobić. Protestanci pewnie wiedzą, skoro tak naciskają. No to niech to zrobią. Tylko niech najpierw powiedzą, jaki mają w tej materii plan. Oczywiście – plan bez demii.
Póki co to sytuacja jest taka, że zaraza dopada nawet koronasceptyków. Więc dobrze by było, żeby antycovidowcy dokładniej przyjrzeli się rzeczywistości. W tym celu niechże się gremialnie udadzą do szpitala i tam – choćby przez te godziny przeznaczone na protest – pomogą personelowi w opiece nad chorymi.
A swoją drogą – to można się pogubić. Jak nie krzyk o obostrzenia, to obwinianie rządu za wzrost zachorowań. A może, szanowni buntownicy, dobrze byłoby też popatrzeć na siebie. Czyli na mądrali (płci obojga – ma się rozumieć), którzy w publicznych miejscach ostentacyjnie demonstrują wolne od „kagańca” twarze. A kiedy słyszę te przechwałki, jak to się zarazy nic a nic nie boją, to mam ochotę grzmotnąć takiego grzmota i uświadomić go, że niekoniecznie o niego tu idzie. Że to jego bliźni się boi. Bo jest osłabiony, bo ma jakąś chorobę, która w zetknięciu z koronawirusem spowoduje nieszczęście. Ale co najmądrzejszym po takim tłumaczeniu? Dla nich to wszystko ściema, żadnej zarazy nie ma.
Ziemia też jest płaska. A Księżyc z sera jest.
Anna Wolańska