Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Nie wystarczy kawałek drewna

Andrzej Brodawka to człowiek wielu pasji. Znany jest w mieście i okolicach jako rzeźbiarz oraz wielbiciel wypraw rowerowych. Ponadto uwiecznia, fotografując, zwiedzane miejsca, a także - jako pasjonat muzyki - kolekcjonuje płyty.

Wszyscy w Międzyrzecu Podlaskim doskonale znają rzeźbione w drewnie przez A. Brodawkę „podlaskie dziady”, które przekazuje następnie na aukcje charytatywne. W pracę nad nimi wkłada wiele serca. - Jestem rzeźbiarzem samoukiem - mówi o sobie, wyjawiając, iż rzeźbiarską pasję odkrył, będąc już w zaawansowanym wieku.

Podkreśla też, że bardzo przydaje mu się umiejętność rysowania, którą nabył od Janusza Sawczuka, nauczyciela plastyki w szkole podstawowej. Już jako dorosły człowiek zaprzyjaźnił się z Dariuszem Szyszko, znanym w mieście instruktorem rzeźbiarstwa pracującym w Miejskim Ośrodku Kultury. – Odwiedzając Darka, poprosiłem, żeby podarował mi kilka prostych narzędzi. Chodziłem też na zajęcia, które prowadził dla międzyrzeckiej młodzieży, a swoją pierwszą rzeźbę wykonałem w 1989 r. Zraniłem sobie przy tym rękę, ale byłem zadowolony – wspomina, dodając, że kiedy wrócił do domu, zapowiedział żonie, że zamierza rozwijać rzeźbiarską pasję.

Kawałek drewna nie wystarczy

Pan Andrzej nie miał pracowni, mimo to co wieczór siadał na kuchennym stołeczku i rzeźbił, a każde kolejne dzieło było lepsze od poprzedniego. – Zamiast kupować żywe kwiatki, na imieniny przyjaciele dostawali od niego wyrzeźbione – zdradza. Podobały się, a ich twórca był podbudowany opiniami znajomych.

Początkowo A. Brodawka nic nie wiedział też o technikach rzeźbiarskich, postępowaniu z drzewem czy jego konserwacji. Nauczył się tego znacznie później. – Nie wystarczy kawałek drewna – sygnalizuje dziś. Dalej tłumaczy, że najlepiej rzeźbi mu się w drewnie lipowym. Aby jednak nadawało się ono do pracy, musi sezonować trzy lata, potem trzeba je oczyścić. Swoje rzeźby pan Andrzej maluje bejcą w różnych kolorach, a po wyschnięciu cieniuje, ścierając je drobnym papierem, następnie nakłada na nie wosk. Czasem do rzeźb dołącza elementy metalowe, np. do świeczników. Z zawodu jest ślusarzem mechanikiem, zna się więc na obróbce kowalskiej i plastycznej. Wie, jak wyciąć czy wystukać wzorek w metalu.

Lubi się dzielić swoją pasją

W domu artysty nie ma zbyt wielu rzeźb, gdyż na bieżąco rozdaje je znajomym i rodzinie. Wykonuje także przedmioty na zamówienie – najczęściej sakralne rzeźby w sezonie komunijnym i flakony. Spod jego ręki wychodzą też Madonny. Jak wyjaśnia, rzeźbiąc je, czuje – jako człowiek wierzący – wyjątkową iskrę od Boga, którą został obdarzony.

A. Brodawka wielokrotnie prezentował swoje rzeźby w przedszkolach i szkołach, zaś każdy jego pokaz wzbogacają opowieści o ludowej twórczości. Kilka lat temu nazwisko pana Andrzeja zostało umieszczone w informatorze o twórcach rękodzieła wydanym przez międzyrzecką gminę. Ponadto prezentował swoją twórczość podczas dożynek powiatowych w Janowie Podlaskim.

Druga pasja to rowery

Goszcząc w przedszkolach i szkołach, A. Brodawka opowiada także dzieciom o wyprawach rowerowych – drugiej swojej wielkiej pasji. W eskapadach towarzyszą mu inni pasjonaci wypraw, wśród których są Zbigniew i Mariola Boneccy. Swoją rowerową pasją zaraził także żonę Basię. – Turystyką interesowałem się od dawna. Od lat, jak tylko robi się ciepło, wsiadam na rower. Jeżdżę albo w grupie, albo sam, jednak zawsze mam jakiś cel. Dzięki koszulkom z napisem Międzyrzec i imionami stajemy się rozpoznawalni i promujemy swoje miasto. Jesteśmy tzw. sakwiarzami – zabieramy ze sobą wszystko, co nam potrzebne, tj.: ubrania, namioty, śpiwory, butle gazowe i wyruszamy na trzy dni, tydzień lub dwa. Bierzemy też udział w pielgrzymkach rowerowych do Częstochowy – wyjaśnia.

Rowerem 200 km dziennie

Zdarzyło się, że w ciągu pięciu dni pan Andrzej przejechał rowerem 1 tys. km, czyli ponad 200 km dziennie. – W młodości byłem spadochroniarzem, człowiekiem do zadań specjalnych – przyznaje, wyjawiając, iż chęć sprawdzenia siebie towarzyszy mu od lat. Dlatego m.in. postanowił wspólnie ze Z. Boneckim wsiąść na rower i wyruszyć na 24-godzinną wyprawę. Wyruszyli z Międzyrzeca do Lublina, z Lublina pojechali do Warszawy i wrócili do Międzyrzeca. Za jednym zamachem w ciągu doby przejechali 375 km. – Trudno namówić kogoś na tak intensywną wyprawę, dlatego często jeżdżę sam. Jeśli jednak coś zainteresuje mnie tak bardzo, że chciałbym to zobaczyć, po prostu wsiadam na rower i ruszam – potwierdza. A interesuje pana Andrzeja wiele rzeczy: rzeki, pałace, zna wszystkie pola bitew w okolicy bliższej i dalszej. Na wyprawy zakłada specjalną czapkę z daszkiem, do której przypina pamiątki z różnych ciekawych miejsc, które dodatkowo fotografuje.

Oprócz rzeźby i roweru A. Brodawka pasjonuje się także muzyką. Jeździ na koncerty i ma sporą kolekcję płyt, do których chętnie powraca…

Swoje rzeźby pan Andrzej maluje bejcą w różnych kolorach, a po wyschnięciu cieniuje, ścierając je drobnym papierem, następnie nakłada na nie wosk.

BZ