Nie zapominajcie o nas!
Po Ziemi Świętej oprowadza od 15 lat. Kiedy rakiety Hamasu uderzyły w Izrael, był akurat na tygodniowej przerwie w Polsce. Kolejny wyjazd planował w pierwszym tygodniu października. Niestety, wszystko trzeba było odwołać. - Na wieść o wybuchu działań wojennych poczułem rozczarowanie i smutek - przyznaje. - Tak, to nie pierwszy konflikt w Ziemi Świętej, ale tego obecnego bardzo się obawiałem. Dawało się go wyczuć, oczywiście nie wśród pielgrzymów, ale moich znajomych, którzy tam mieszkają. Mówili o takiej możliwości, jednak mieli nadzieję, że nie dojdzie do eskalacji - mówi P. Marciński. Zaznacza, że źródeł trwającego konfliktu trzeba szukać w bardzo mocno zakorzenionych urazach z dawnych lat.
– Wyrządzoną krzywdę pamięta się bardziej i dłużej niż otrzymane dobro. Jeden drugiemu coś zabrał, potem były próby odebrania i na odwrót. Aby to opisać, trzeba byłoby zająć całą gazetę. To konflikt na tle etnicznym, religijnym i międzyludzkim. Te zakorzenione urazy, według mnie, można pokonać tylko przebaczeniem we własnym sercu. W przeciwnym wypadku będą trwały dalej. Obie strony konfliktu w swoich pismach mają zapisane: oko za oko, ząb za ząb. Ludzie uwielbiają rodzić się z konfliktów i odradzać ze smutków, dawać nadzieję, a potem znów wracać do tego, co było – kwituje.
Oczekiwanie i strach
P. Marciński jest w stałym kontakcie ze znajomymi i przyjaciółmi z Izraela. – Ten konflikt jest na razie oddalony od takich miejsc jak Jerozolima czy Betlejem, ale pośrednio ich dotyczy – zaznacza. – Mamy świadomość, że może wymknąć się spod kontroli i rozlać na cały kraj, na Palestynę i Izrael. To rodzi strach wśród mieszkańców. ...
Agnieszka Wawryniuk