Niech se stoi
Cóż, wygląda na to, że postęp technologiczny zaczyna wychodzić nam bokiem. Tytus, Romek i A’Tomek, komiksowi bohaterowie sprzed kilkudziesięciu lat, męcząc się z polską ortografią marzyli o czasach, kiedy „za człowieka będą mówić i pisać maszyny”. Jesteśmy już blisko tego ideału, ale cena za jego spełnienie wydaje się być jednak trochę wygórowana. Koszmarne „ortografy”, bełkotliwość stylu i brak logiki wypowiedzi na internetowych forach skłaniają do wniosku, że przedłużający się kontakt z maszynami niektórych już odmóżdżył. I to w stopniu uniemożliwiającym poprawne wysłowienie się bez modułu sprawdzania pisowni.
Kiedy się patrzy na to swoiste przeniesienie inteligencji z ludzi na maszyny, przypomina się inny klasyk przewrotnego humoru z lat PRL-u. Znakomity komik Wiesław Dymny prezentował w „Piwnicy pod Baranami” monolog, parodiujący ówczesnego I sekretarza. Jego bohaterem był niejaki Majewski, pegieerowski przodownik pracy, który „podniósł wydajność z jednego hektara i przeniósł ją na drugi hektar”. Publiczność płakała ze śmiechu, kiedy artysta zachęcał: „I my również podnieśmy! Przestawmy! Niech se stoi!” Minęło trochę czasu i niektórzy faktycznie podnieśli, przenieśli i postawili. Tyle że nie wydajność z hektara, a znajomość ojczystego języka. Wydawałoby się, że rozwój cywilizacyjny nie powinien być grą o sumie zerowej. Że powinniśmy mieć zarówno coraz mądrzejszych ludzi, jak i coraz sprawniejsze maszyny. A tymczasem jest to, co widać – mądrzejsze maszyny i głupiejący użytkownicy.
Póki te wszystkie elektroniczne protezy działają sprawnie, nie ma się czym przejmować. Ale przyjdzie kiedyś chwila, kiedy jakiś sprytny haker-terrorysta wyłączy nam elektrownie, zapcha Internet i sparaliżuje sieci telefonii komórkowej. Wtedy większość ludzi może nagle zapomnieć języka w gębie. Bo bez pomocy maszyn nie napisze ani nie wymówi nawet jednego zdania.
Adam Białczak