Niech się święci czyn partyjny!
W USA wszystkie Kościoły utrzymują się same, a więc nie trzeba przekazywać pieniędzy na ich funkcjonowanie w ramach podatku, powstało więc pytanie o cel podawania tych informacji. Otóż pracodawca w Stanach Zjednoczonych zobowiązany jest umożliwić pracownikowi uczestnictwo w świętach danego wyznania i nie robi z tego powodu, a nawet nie może robić, żadnych trudności. Świętowanie religijne jest czymś, co nie podlega dyskusji. A w naszym Sejmie – i owszem.
Jak Trzej Królowie przegrali z czerwonym sztandarem
Debata nad społecznym projektem ustanowienia Święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy, która miała miejsce ostatnio w naszym parlamencie, pokazała mizerność myślenia niektórych przedstawicieli narodu oraz całkowite niezrozumienie (o innym wytłumaczeniu raczej nie myślę) istoty świętowania w naszej tradycji i w samym chrześcijaństwie. Ale zacznijmy od początku. Przedstawionym przez J. Kropiwnickiego obywatelski projekt ustawy, podpisany przez 700 tys. osób, zakładał, że 6 stycznia stanie się dniem wolnym od zajmowania się zdobywaniem środków do życia poprzez pracę. Pomijając istotną dla tego projektu liczbę podpisów społecznych, warto zauważyć, że sprawa dotyczy nie tylko jednego z najważniejszych dni świętych w chrześcijaństwie (trzeba tu mówić nie tylko o katolikach, ale również prawosławnych), a zarazem święta, które najwcześniej było obchodzone przez chrześcijan (oczywiście oprócz Wielkanocy). Dotyka to więc zasadniczego dla tradycji dnia.
Warto zauważyć w tym kontekście, że zniesienie tego święta jako dnia wolnego od pracy było formą represji komunistycznych władz wobec Kościoła w Polsce. Jeśli ta represja miała być skuteczna, to musiała dotyczyć czegoś ważnego dla ludzi wierzących. Ponieważ od tamtego czasu minęło już 40 lat, zrozumiałym jest, że młode pokolenie może tego nie pamiętać, lecz sondaże wskazują na trwanie w podświadomości społecznej przekonania o ważności tego dnia. To jest właśnie owa siła tradycji.
Debata w Sejmie pokazała, że ci, którzy nazywają siebie „konserwatystami w sferze ideowej”, zupełnie nie wiedzą, co mówią. Konserwatywna myśl jest bowiem z natury związana z szacunkiem dla tradycji. Powtarzanie jak mantrę słów o kosztach świętowania tego dni pokazuje, że są w stanie „przehandlować” tradycję za każdą cenę i nie wykazują w ogóle myślenia stricte konserwatywnego. Ale to margines.
Znamienne, że w potocznym życiu wielokrotnie umiemy powtarzać, że są rzeczy, których nie można zamieniać na pieniądze. Do takich zaliczamy nasze tradycyjne przywiązania. Nikt z nas nie zastanawia się np. nad kosztem flagi państwowej (wszak gdyby była jednokolorowa, jej produkcja stałaby się tańsza, więc wszystkie szczeble władzy państwowej i samorządowej zaoszczędziłyby grube pieniądze). Dlaczego? Ponieważ każdy wie, że to, co zawarte jest w kolorach flagi, jest naszym dziedzictwem i częścią naszej tradycji, której uszanowanie świadczy o nas.
Tego typu myślenia zabrakło w debacie. Merkantylizm wygrał ze świadomością przynależności do kręgu kulturowego. Pewnym znakiem czasu jest w tym kontekście zachowanie 1 maja jako święta państwowego. Bo pokazuje, do jakiej tradycji odwołują się niektórzy z naszych parlamentarzystów.
Świętowanie ludzkie
Warto jednakże pochylić się chwilę nad innym argumentem, który padał w debacie. Niektórzy mówili bowiem, że przecież nikt nie zabrania wierzącym świętować w tym dniu i udać się do kościoła po zajęciach zarobkowych. Otóż wydaje się, że ci panowie i panie zupełnie nie rozumieją sposobu świętowania przez człowieka. Bo świętowanie nie jest tylko odpoczynkiem czy przerwaniem dla lenistwa codziennych zajęć. Tak „świętować” potrafi każde zwierzę, bo przecież gdy Burek jest zmęczony, nie zważając na to, co się dzieje, wyciąga się przed budą i śpi, a nawet pełna micha nie jest w stanie pobudzić go do „pracy”. Istotą świętowania ludzkiego jest tworzenie wspólnoty zarówno w wymiarze dziejowym, jak i współczesnym. Tworzenie wspólnoty zakłada jednakże pewne „uwolnienie się” od nacisku codzienności i szarej mozolnej harówki w zdobywaniu chleba. Przytłaczająca człowieka pogoń za środkami utrzymania musi zostać zawieszona, aby odkrył on świat swoich wartości i mógł skierować swoją myśl ku temu, co ponadczasowe. Odpoczywające zwierzę nie tworzy wspólnoty, ale oddaje się lenistwu. Natomiast człowiek dąży do owej wspólnoty, nawet poprzez zabawę i spotkania towarzyskie. To jest wyróżnikiem świętowania ludzkiego. Niemożność takiego zachowania we wspomnianą uroczystość sprawia, że aspekt tworzenia wspólnoty zostaje zaprzepaszczony. W wymiarze katolickim nawet świętowanie to nie tylko przecież udanie się na Mszę św., ale również odbudowywanie relacji z drugim człowiekiem.
W tym kontekście rozważania naszych parlamentarzystów są dziwnymi konstrukcjami, które w ogóle niewiele mają wspólnego z rozumieniem osoby ludzkiej. Mam nadzieję, że to tylko zacietrzewienie partyjne, które kazało wprowadzać niektórym klubom dyscyplinę w czasie głosowania (ciekawe, że pojawiła się na tym głosowaniu prawie cała Rada Ministrów, zazwyczaj nieobecna w bloku głosowań w Sejmie). Bo gdyby tak nie było, trzeba by uznać, że nie chodzi o dobro ludzi, a raczej o zanegowanie ich praw.
Ucieczka nie jest wyjściem
Niektórzy z parlamentarzystów, w imię obrony własnego sumienia przed presją wywieraną ze strony czynników własnych partii, wybrali nieobecność na głosowaniu. Tak też można. Ale metoda chowającego głowę w piasek strusia nie jest wyjściem, ale tchórzostwem i ucieczką. Oznacza ona sygnał dla społeczeństwa, że jakiś z jego przedstawicieli stwierdza, iż ma inne zdanie, ale nie chce go bronić i woli zwiać przed odpowiedzialnością wobec własnego sumienia, niż bronić jego racji przed presją większości. Oznacza wybranie „świętego spokoju” i negację własnych przekonań, bo przecież o to w sumieniu chodzi. Zapomina się jednak, że tchórz jest zwierzątkiem, które czasem we własnej obronie potrafi wydać nieprzyjemny zapach. Po prostu taka postawa śmierdzi.
Ks. Jacek Świątek