Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Niektórym można więcej

Kolejna fala podstępnego koronawirusa coraz śmielej przekracza progi naszych mieszkań. Z dnia na dzień rośnie liczba zakażonych. W procentach nawet o kilka oczek więcej w stosunku do dnia poprzedniego.

W liczbach rzeczywistych - na tle blisko 38-milionowego kraju - nie wygląda to jakoś nadzwyczajnie. Tu i ówdzie ktoś umrze. Jeśli nawet na coś innego, to i tak wpiszą mu Covid-19, bo za covid są specjalne dodatki. Poza tym cyferki muszą się zgadzać. Dziś żadne media i ministerstwa nie informują z prędkością światła, ile osób dziennie umiera z powodu zawału serca, nowotworu, depresji, cukrzycy, wypadku przy pracy czy ze starości. Nigdzie nie natknąłem się na statystyki mówiące o liczbie pacjentów oczekujących miesiącami na poradę, zabieg czy leczenie w ogólnodostępnych i bezpłatnych instytucjach utrzymywanych m.in. z ich składek zdrowotnych, którzy nie doczekawszy wyznaczonego terminu wizyty musieli przedwcześnie rozstać się z tym światem.

Dla osiągnięcia wymiernego efektu propagandowego na organizowanych co chwilę konferencjach prasowych dyżurni magicy żonglują statystykami tak, by przekonać (czytaj: zmusić) jak największą liczbę osób do przyjęcia preparatu naukowo zwanego szczepionką. Każdy, kto z różnych powodów obawia się zastrzyku albo ma poglądy odmienne od powszechnie obowiązującej narracji, natychmiast zostaje posądzony o mowę nienawiści, staje się wrogiem ludu i nauki, jest szykanowany, poddawany krytyce i szantażowi emocjonalnemu, ośmieszany, a nawet zastraszany. Wielu dostaje wreszcie współczesną kulę w łeb, jaką jest niezapraszanie ich do tzw. publicznych mediów narodowych, mediów komercyjnych lub permanentne blokowanie wypowiedzi w mediach społecznościowych.

Obecnie wszystko wskazuje na to, że anonimowi dobroczyńcy ludzkości, którzy dotychczas opowiadali niestworzone rzeczy o skuteczności przyłbic, gumowych rękawiczek czy maseczek, tracąc powoli argumenty „za”, postanowili przejść z etapu humanitarnego i łagodnego w nieco surowszy. Od pewnego czasu w wielu państwach klonowane są różnego rodzaju narzędzia terroru i uprzykrzania życia ludziom nazywanym siewcami śmierci.

Co innego tzw. lepsze towarzystwo. Im, w przeciwieństwie do szaraków okutanych w maseczki, można dużo więcej, co doskonale było widać choćby na imprezie zorganizowanej przez jednego z głównych frontmanów medialnej walki z pandemią. I nie chodzi tu o to, kogo znany redaktor zaprosił na swoje urodziny, z kim sączył ambrozję i spijał nektar z dzióbka. Jeśli ktoś myśli, że dziennikarze, politycy i celebryci mijają się szerokim łukiem, nie mając wspólnych poglądów i interesów, to jest po prostu naiwny. Takie imprezy pokazują przede wszystkim, że „elita” ma gdzieś wszystkie obostrzenia i zakazy. Z pozoru błahe wydarzenie towarzyskie jest w stanie lepiej opisać naszą klasę polityczną i notabli niż setki publicznych wystąpień, debat czy wywiadów. Nie łudźmy się: ze strony tych hipokrytów i obłudników zawsze będziemy traktowani jak ludzie gorszej kategorii. Zawsze będą nami pomiatali. Zawsze nas wystawią do wiatru. Poczucie wyższości i pogarda dla nas sprawi, że już za kilkanaście dni żadnemu z nich nie zadrży głos, gdy będą publicznie krzyczeć, jakimi to jesteśmy głupcami, chcąc chociażby w dzień Wszystkich Świętych pójść na cmentarz.

Leszek Sawicki