Historia
Niespodziewane pożary

Niespodziewane pożary

W lipcu 1865 r. łukowscy powstańcy ponownie dali o sobie znać. Pokazywali się w grupach cztero, a nawet 12 - osobowych, stając się postrachem dla zdrajców i donosicieli.

8 lipca pojawili się w Wilczyskach, nocą z 11 na 12 lipca w folwarku Celiny, 18 lipca w Żdżarach, 21 lipca w Lisikierzu, a 24 lipca w Zwoli, gdzie ukarali śmiercią brata właściciela tej wsi Szczuckiego. Zaniepokojony naczelnik pow. łukowskiego kpt. Tur kazał podwoić straże w gm. Dąbie, Celiny i Prawda i ostrzec ludność, że jeśli odmówi ścigania przestępców, zostanie pociągnięta do odpowiedzialności.

Tymczasem bp Szymański starał się kontynuować wizytę duszpasterską. W trzeciej dekadzie lipca wojenny naczelnik pow. bialskiego meldował gen. policmajstrowi Trepowowi o wyjeździe biskupa z Janowa Podl. przez Konstantynów i Kornicę do Łosic. Został on powitany przed unicką cerkwią przez tamtejszego parocha Jana Wielinowicza i wiernych. Po uroczystej procesji przeprowadzono bpa do kościoła łacińskiego, gdzie proboszczem był ks. Marcin Wojciechowski. Nazajutrz bp Szymański w towarzystwie plebana unickiego wyjechał na cały dzień do Hadynowa. W odpowiedzi na tę wiadomość 24 lipca dyr. Czerkasski poinformował bp. Szymańskiego, iż namiestnik Królestwa Polskiego gen. Berg zabronił mu oddalać się z Janowa bez szczegółowego upoważnienia Komisji Rządowej. Powstańcy – po pobycie 25 lipca w Sarnowie, 27 lipca w Wólce Domaszewskiej i 28 lipca w Łazach, gdzie dokonali egzekucji wysługującego się władzom rosyjskim Józefa Święckiego – na początku sierpnia 1865 r. zostali rozproszeni w miejscowości Las k. Łukowa. Pięciu zabito, a jednego schwytano. W śledztwie zeznał on, że kierował nimi zamieszkujący w niewiadomym miejscu zdymisjonowany podoficer wojsk ros., do którego zgłaszali się po rozkazy. Podejrzenie padło na podoficera Jana Turobińskiego. Mieszkał on w Sycynie k. Worońca. Turobiński przyjaźnił się z bratem ks. Brzóski – Leopoldem, właścicielem zajazdu w Sycynie. Pisał o tym 6 sierpnia międzyrzecki sztabsoficer żandarmerii do naczelnika tej formacji w Radzyniu. Jednakże poszukiwania podejrzanego nie przyniosły rezultatu. W kwaterze, gdzie zamieszkiwał, poinformowano, że wyjechał na pewien czas do Krakowa. Oficer śledczy nakazał żandarmerii radzyńskiej mieć pod stałą obserwacją kwaterę Turobińskiego, zajazd L. Brzóski oraz dom właściciela Mirskiego w pobliskim Worońcu. Prawdopodobnie część powstańców przeszła na inny teren i w połowie sierpnia postrzelili oni w okolicach Tucznej por. Leszczowa, naczelnika rewiru. 10 sierpnia 1865 r. konsul francuski w Warszawie baron Finot zwracał uwagę na krzywdzące decyzje rządu ros. i tak pisał do swego Ministerstwa Spraw Zagranicznych: „Od ok. trzech tygodni w Królestwie Polskim wybuchło wiele pożarów i nikt nie wątpi, że większość z nich nie została dokonana rozmyślnie. Rząd ros. twierdzi, że te pożary są wywołane rozkazami, które wydaje komitet rewolucyjny w Londynie. Moim zdaniem nie trzeba przywiązywać specjalnej wagi do tych wszystkich pogłosek. Trzeba wziąć pod uwagę to, iż największa liczba stanowisk jest obsadzona przez wojskowych i że podczas obecnego stanu wyjątkowego otrzymują oni podwójny żołd”. Początkowo żandarmeria rzeczywiście podejrzewała, że to powstańcy przyczynili się do kilkakrotnego podpalenia Międzyrzeca, Białej i do dwukrotnego pożaru w Siedlcach. Ten drugi pożar 31 lipca 1865 r. był bardzo groźny. Trwał całą dobę. Pochłonął w Siedlcach 104 domy i zniszczył trzy najładniejsze ulice: Warszawską, Piękną i Prospektową. Po krótkim czasie okazało się, że pożar spowodowali nieletni. W połowie sierpnia władze w Siedlcach ujęły podpalaczy – braci bliźniaków Jana i Stefana Łętowskich, 15-letnich uczniów miejscowego gimnazjum. W ciężkim śledztwie zeznali oni, że działali w organizacji, do której należał 18-letni Antoni Gorbaczewski, Aleksander Krycki i ich matka – 46-letnia Józefa Łętowska, żona adwokata z Siedlec. Władze ustaliły, że trzech podpaleń dokonali Łętowscy wraz z Horbaczewskim. To on wraz Kryckim był prowodyrem. Z kolei historyk W. Przyborowski pisał, iż Łętowską namawiał do podpaleń jej najstarszy syn, przebywający na emigracji w Zurychu. Dorastający bracia Łętowscy słyszeli o wyroku na ks. S. Brzóskę, odczuli też wielką niesprawiedliwość, gdy w ich gimnazjum wprowadzono język rosyjski jako wykładowy. Ponadto wiedzieli jak 26 czerwca ze szkoły, do której uczęszczali, wyrzucono ucznia Lucjana Kamińskiego tylko za to, że poza szkołą nałożył na siebie patriotyczną czamarę.

Kiedy podpalali trzy domy rosyjskich urzędników na pewno nie zdawali sobie sprawy, że pożar spowoduje takie olbrzymie straty. Wprawdzie w myśl ustawy rządowej wszyscy urzędnicy ros. mieli obowiązek uczestniczyć w tłumieniu pożaru, ale tak się nie stało. Podpalający liczyli zapewne, iż pożar będzie tylko małą spektakularną akcją, bo w akcji gaszenia weźmie udział 5 tys. wojsk ros. Gdy jednak doszło do likwidacji pożogi, ukazał się chaos i bezradność wszystkich czynników władz okupacyjnych. U młodych konspiratorów zadziałał również brak wyobraźni. Zapomnieli, iż jest to sucha, letnia pora, a w dodatku w razie rozprzestrzenienia się ognia Siedlce nie mają dostępu do bieżącej wody. Za ich naiwność zapłacili całym swym mieniem niewinni pogorzelcy 104 domów. Po informacji do cara gen. policmajster Trepow prosił władze siedleckie o zbieranie darów dla poszkodowanych mieszkańców. Władze z całą surowością osądziły młodocianych podpalaczy. Skazano ich na śmierć, ale później zastosowano w zamian 15 lat katorgi w syberyjskich kopalniach rudy. Matkę również powleczono na Sybir, bo rzekomo miała ich błogosławić za pomocą krzyża.

Józef Geresz