Nietuzinkowość i intuicja
Okazję, by poznać malarkę Dorotę Skiermont-Biernasiuk, mieli mieszkańcy Siedlec, z którymi artystka związana jest m.in. korzeniami rodzinnymi. Wernisaż wystawy jej prac, który odbył się 8 maja w Galerii Teatralnej Centrum Kultury i Sztuki, stał się okazją do spotkań ze znajomymi i nieznajomymi, rozmów o sztuce i byciu dobrym człowiekiem.
Przemawia talentem
– Cieszę się, że widzę nowe twarze, bo to znaczy, że są osoby, które chcą poznawać nowe style, rodzaje sztuki, twórczość nowych artystów – powitał gości Artur Mydlak, dyrektor CKiS, zwracając uwagę na zdanie, jakie znalazło się folderze wystawy: „Maluje bez warsztatu, po omacku i intuicyjnie”. – Chciałbym mieć taką intuicję, wrażliwość, by tak doskonale odnaleźć się w barwach i kolorach – dodał. – A powiem szczerze, że różne prace tutaj wisiały, wszystkie można było jakoś skatalogować, np. pejzaż, portret, martwa natura. Natomiast te, które dziś oglądamy, i to wszystkie, chciałbym zaliczyć do kategorii „nietuzinkowe”. Bo ich się nie da zaszufladkować i chyba to jest ich najważniejsza cecha i największa wartość – podkreślił.
Także Grzegorz Orzełowski, który od siedmiu lat podziwia twórczość artystki, przyznał, że opowiadanie o tych obrazach to mówienie szarymi słowami. – One przemawiają pięknym talentem naszej wspólnej koleżanki artystki – zaznaczył. Jak przyznał, kiedy zobaczył jej prace, od razu stwierdził, że posiada ogromne zdolności, a do tego kocha Siedlce. – Namawiam ją od czterech lat, by zrobiła wystawę w Zamku w Janowie Podlaskim, ale bezskutecznie – zdradził, choć przyznał, że artystka podarowała zamkowi portret Fryderyka Chopina. – Można się zakochać w każdym jej obrazie – mówił. – Bardzo często zaczynam dzień od facebooka i podziwiania aktywności „Didi”, jej postrzeganie świata, natury. Dzisiaj widzimy, że ściany CKiS-u tętnią artyzmem – podsumował wystawę, wskazując na wsparcie, jakie artystka ma w rodzinie: mężu oraz dzieciach i teściowej. – Widać, że czerpie z tego wszystkiego, co jest najpiękniejsze w życiu: rodziny, kobiecości, natury. Kochamy cię za to, że jesteś – dodał.
Mazowsze jej…
Artystka nie kryła wzruszenia i zaskoczenia tak liczną obecnością gości, którzy przyszli na otwarcie wystawy. – Jest mi niezmiernie miło – powitała wszystkich. – Nazywam się Dorota, dla przyjaciół – „Didi”. To ma swój sens, bo języku hindi „didi” oznacza „siostra”, a ja kocham ludzi i czuję się siostrą wszystkich. Kocham życie, kocham świat i uważam, że co nas nie zabije, to nas wzmocni – dodała. Opowiadając o swoich korzeniach i początkach malarstwa, myślami wróciła do dzieciństwa. D. Skiermont-Biernasiuk pochodzi z Paczkowa, ale Siedlce są jej równie bliskie, bo tu urodziła się jej mama, która choć opuściła Mazowsze, całe życie za nim tęskniła. – Dlatego każde wakacje czy uroczystość Wszystkich Świętych spędzałam w Siedlcach – wspominała, dodając, że szczęście, które malowało się na twarzy mamy, kiedy zbliżały się pociągiem do Siedlec, udzielało się i jej. – Pamiętam ten blask oczu i słowa wiersza jej ukochanego Kamila Krzysztofa Baczyńskiego szeptane mi na ucho: „Mazowsze moje. Płasko, daleko – pod potokami szumiących gwiazd, pod sosen rzeką. Jeszcze tu wczoraj słyszałem…”. A ja wpatrywałam się w malownicze mazowieckie pola widziane z okna pociągu i liczyłam stacje, które dzieliły nas od pełni szczęścia w siedleckich objęciach.
Skiermont-Biernasiuk podkreśla, że na Siedlce była skazana od urodzenia. I choć Paczków ukształtował ją jako wrażliwego na piękno i innych ludzi człowieka, to Siedlce ofiarowały jej sens istnienia, bo tu zaliczała wzloty i upadki, nauczyła się żyć, poznała smaki miłości czy ludzi, dzięki którym uwierzyła, że za chmurami zawsze świeci słońce.
Aniołki do szuflady
Mówiąc o swojej pasji, artystka przyznała, że pierwsze przebłyski tej miłości pojawiły się już w dzieciństwie. – Z naszego okna przy ul. Krasińskiego w Paczkowie patrzyłam na piękną starówkę zabytkowego miasteczka i spacerujących ludzi – wspominała. – Patrzyłam i malowałam w różnych odsłonach. Ale mama powtarzała: „Dziecko, jesteś z biednego domu, zapomnij o malowaniu. Malowanie jest dla dzieci z bogatych domów, nie takich jak ty…”. Moje życie potem różnie się toczyło, trafiłam na studia do Siedlec, potem wróciłam do Paczkowa, po czym znowu przyjechałam do Siedlec, by pracować w szpitalu wojewódzkim. To właśnie tam, w zakładzie medycyny nuklearnej, podczas badań scyntygraficznych, które trwały po 40 minut, rysowałam… aniołki do szuflady. Potem wyjechałam do Hiszpanii. Ale kiedy trafiliśmy do Figueres, miasta Salvadora Dalego, stwierdziłam, że muszę kupić farby, płótno, sztalugi i będę malować. Ale na dobre zaczęłam dopiero jakiś czas później, kiedy trafiliśmy do krainy Bugu i zapukał do mnie sąsiad z prośbą o namalowanie portretu teściów na rocznicę – wspominała, dodając, że to Puczyce, w których zamieszkała z rodziną, sprawiły, że jej pasja rozkwitła.
One są moje
Choć artystka maluje „tak naprawdę” dopiero od ośmiu lat, na jej obrazach nie zauważymy np. braku wprawy. Widać, że bawi się kolorem, formą, tematem. Wszystkie prace zachwycają soczystymi, żywymi, ale nie przejaskrawionymi barwami, które trudno oddać na zdjęciach. Choć nie zabrakło także tonacji biało-czarnej. Jak przyznaje D. Skiermont-Biernasiuk, te obrazy są po prostu jej – czasem kiczowate, często inspirowane kubizmem, a klamrę je spinającą stanowi przyroda. – Jest ona dla mnie niesamowitym symbolem – tłumaczyła. – Przede wszystkim wolności umysłu. Bo gdziekolwiek będziemy mieszkać, jakichkolwiek mieli sąsiadów, jednej rzeczy nikt nie jest w stanie nam odebrać: właśnie wolności naszego umysłu. Stąd trochę przekorny tytuł mojej wystawy – „Ona to nie ptak”, czyli nie frywolne, głupie kobiety, ale wolne, niebojące się mówić o tym, co czują, czego chcą w życiu – podkreślała. – Mam nadzieję, że kiedy patrzycie na moje prace, choć trochę poczujecie świat takim, jak ja go czuję – dodała. Warto przekonać się o tym na własnej skórze, odwiedzając wystawę, która będzie czynna do 6 lipca.