(Nie)wesołe jest życie staruszka
Niedawno całym krajem wstrząsnęła sprawa pewnego domu opieki, którego pracownicy znęcali się fizycznie i psychicznie nad swoimi podopiecznymi. Przy okazji tej bulwersującej sprawy wyszło też na jaw, że wiele podobnych instytucji działa nielegalnie, a w kolejnych wykryto poważne uchybienia. Zapewne spora część osób, które zdecydowały się umieścić swoich rodziców bądź dziadków w podobnej placówce, miało wyrzuty sumienia i żałowało swojej decyzji. Część osób zdecydowała się na przeniesienie bliskich do innego ośrodka. Znaleźli się też tacy, którzy obawiając się, że ponownie może dojść do podobnej tragedii, zdecydowali się na przeniesienie i opiekę nad członkiem rodziny w domu.
Wołanie o pomoc
Jednak nie każdy może, potrafi i chce zająć się schorowanym członkiem rodziny. Przekonałam się o tym, przysłuchując się rozmowie pielęgniarek w jednej z siedleckich przychodni. Kobieta opowiadała swoim koleżankom historię chorej na stwardnienie rozsiane (SM) staruszki i jej córki, która miała się nią rzekomo opiekować. – Kilka tygodni temu przyszła do nas młoda, zadbana kobieta – wspominała pielęgniarka. – Zapytała, czy możemy jej polecić jakiś specyfik na odleżyny, który by można kupić bez recepty. Kiedy zaniepokojone zaczęłyśmy wyjaśniać, że powinna się z mamą jak najszybciej zgłosić do lekarza, zasłoniła się brakiem czasu i chciała już wyjść – usłyszałam dalej. Pielęgniarki nie pozwoliły jednak kobiecie opuścić przychodni i zaproponowały, że przynajmniej poproszą lekarza o wypisanie recepty na odpowiedni specyfik i wyjaśnią jej, w jaki sposób opiekować się osobą z odleżynami, zaproponowały też własną pomoc. Dziewczyna zgodziła się, podała dane potrzebne do wypisania recepty, jednak rozpłynęła się jak kamfora w chwili, gdy jedna z sióstr weszła do gabinetu lekarza. ...
Magdalena Szewczuk