Komentarze
Niezidentyfikowani

Niezidentyfikowani

Huuurrrra! - zakrzykną zapewne zwolennicy najnowocześniej pojętej nowoczesności. - Mamy pierwsze dziecko bez płci. Jak podają źródła, Searyl Atli na świat przyszło osiem miesięcy temu w Kanadzie, a jego matka stanowczo zaprotestowała przeciwko wpisywaniu w karcie lekarskiej płci noworodka.

A wszystko w imię macierzyńskiej/tacierzyńskiej miłości, aby dziecię mogło być w pełni kimś, kto jest poza ograniczeniami wypływającymi z przynależności do określonej płci.

Ten ukośnik kilka wyrazów wcześniej wziął się stąd, że osoba, która urodziła dziecko, podkreśla, iż ona sama nie identyfikuje się ani z kobietami, ani z mężczyznami. Walczy więc o prawa dla swojego dziecka, które – gdyby jego płeć określić na podstawie tradycyjnych symptomów – jest dziewczynką. Jednak Kori Doty, matka wzmiankowanego maluszka, uważa płeć za formę opresji, a lekarzy, którzy kiedyś ją uznali za kobietę, oskarża o zniszczenie jej życia. Niechże więc córka (a jednak!) sama swoją tożsamość odkrywa. I niech ją sobie wybierze. – Chcę wychować Searyl w taki sposób, by samo powiedziało, kim jest, kiedy już będzie świadome. Póki co, Kori Doty – aktywistka organizacji „Gender-Free ID” walczącej o „prawa osób, które napotykają liczne problemy z powodu płci, którą przydziela im się chwilę po narodzinach” – przy wsparciu kilku podobnych jej osób i prawniczki, której oryginalność polega na tym, że każe pisać swoje imię i nazwisko małymi literami, walczy o akt urodzenia swojego dziecka bez określania jego płci. Ale to tylko wstęp. Bo tak naprawdę idzie o to, żeby w ogóle w dokumentach tożsamości została wprowadzona „trzecia płeć”. Dotyczyłoby to osób, które nie identyfikują się ani jako mężczyźni, ani jako kobiety.

Póki co – na podstawie wyroku sądu – dziecko Kori Doty zostało opisane w karcie lekarskiej jako bez płci. I tu można by temat zakończyć, ale…

Zaistniała sytuacja to otwarta droga do tego, żeby taki sam (nieokreślający płci) wpis znalazł się we wszystkich dokumentach. I wygląda na to, że grupka oszołomów będzie na ten temat mocno hałasowała. A skoro udało się przekonać lekarzy i sąd co do zapisu w jednej karcie urodzenia, to pewnie warto próbować dalej. I co z tego, że argument o naruszeniu praw dziecka na skutek określenia jego płci poprzez genitalia, brzmi absurdalnie? Co z tego, że idiotyzmem jest pozostawianie wyboru komuś, kto przez całe lata wychowywany był jako nie-wiadomo-kto? I dlaczego nie można kontrargumentować, że takie pozbawianie noworodka płci to jest dopiero naruszanie jego praw?!

W ogóle to trudno w to uwierzyć. Osoba – bądź co bądź – z ulicy skutecznie przekonuje i lekarzy, i sąd, że podczas wzrokowych oględzin nie da się określić płci. Jest jeszcze inna kwestia. Sprane mózgi, żeby dodać sobie splendoru, podchwytują problem i robią z tego zabawę. A że – jako się rzekło – są sprane, nie mają możliwości zdania sobie sprawy z rychłych jej konsekwencji. Problemem nie jest Kori Doty i siedem stojących za nią osób. Problemem są ci, których tak łatwo było (i jest) do idiotyzmów przekonać.

Anna Wolańska