Komentarze
Niezrównoważenie?

Niezrównoważenie?

W kolejnym mieście naszego kraju odbył się tzw. marsz równości. Przyznam się, że zaskoczony jestem niekonsekwencją jego organizatorów.

Skoro bowiem o równość chodziło w tymże przemarszu, to należało zadbać o szczegóły, gdyż w nich ponoć tkwi diabeł. A tymczasem mieliśmy do czynienia z ludźmi o różnym wzroście, wadze, kolorze oczu, odcieniach włosów, ubranych w różnoraki sposób etc. I gdzież ta równość? W tym wymiarze mamy do czynienia z afirmacją całkowitej nierówności, wręcz można powiedzieć - z promocją nierówności. To oczywiście sarkazm, bo inaczej odnieść się do tego nie można. Parada przebierańców, przypominająca jako żywo przemarsze trup wędrownych aktorów rodem ze średniowiecza (znowu zonk!), za równość poczytuje sobie jeno możliwość prezentowania najbardziej wyuzdanych i najbardziej złośliwych form wyrażania tego, co we własnym mniemaniu nazywają myśleniem. A skoro w baśniowy sposób ludzkość już od dawna oddawała własne lęki i marzenia, również i uczestnicy tychże marszów postanowili widać iść takim właśnie krokiem.

Problem jest jednakże w tym, że owe parady są nie tyle propagowaniem równości z możliwością prezentowania własnych najbardziej absurdalnych poglądów, ile raczej elementem totalitarnego trendu w kształtowaniu naszego społeczeństwa. Tak, to propaganda totalitaryzmu.

 

Blogerom wszystko wolno, a innym – nie?

W czasie płockiego przemarszu osób o zachwianej seksualności i ich popleczników (dowiezionych zresztą autokarami za całej Polski) naprzeciw rozwrzeszczanego tłumu stanął młody chłopak, lat 15, trzymając w rękach krzyż. Jak sam potem wyznał, chciał w ten sposób przypomnieć gest sługi Bożego ks. Ignacego Skorupki, który czerwonoarmijnej i bolszewickiej nawale przeciwstawił symbol, na którym opiera się całość cywilizacji zachodniej. Wzniesiony w niebo krzyż był już wyrazem triumfu kultury chrześcijańskiej nad barbarzyństwem wschodnim. Swoista bezsilność tego gestu stała się w tamtych czasach elementem odwagi zachęcającym do poświęcenia własnego życia w imię nieprzemijających wartości atakowanych przez najeźdźcę. Być może tym właśnie kierował się ów młodzieniec z Płocka. I właśnie taka postawa rozwścieczyła zwolenników parady do białości. Zapewne dlatego, że gdyby ów człowiek stanął naprzeciw nich z kijem bejsbolowym w ręku, wówczas zrównanie go z poziomem gleby byłoby łatwiejsze. Na bejsbolowy trzonek odpowiedzieć można podobnie bijącym słowem, krzykiem lub rękoczynem. W sferze symbolicznej jednakże trudno zrównać znak zwycięstwa Jezusa z quasi artystycznymi przedstawieniami żeńskich narządów rodnych czy tęczową aureolą. Pozostaje więc jedynie wyśmiać młodego człowieka. Jeden z polskich prawników, który zamiast parać się namysłem nad zawiłościami prawa zajmuje się z zamiłowaniem blogerskim komentowaniem polskiej sytuacji politycznej, stwierdził był, iż ów młodzian jest osobnikiem niezrównoważonym, wykorzystywanym przez własnych rodziców i dziecięco nieświadomym własnych zachowań. W tym miejscu trzeba byłoby tylko stwierdzić, że podobnie należy ocenić rodziców zabierających własne pociechy na tzw, parady równości. Zresztą sam pan prawnik – publicysta blogerski, gdy tylko jego dotknie ostrze krytyki osobistej (nazwanie go istotą niezrównoważoną czy też w inny sposób określi się jego myślenie), natychmiast kieruje sprawy do sądu, żądając ukarania sprawców napaści intelektualnej. Widać był on czytelnikiem jednej tylko książki beletrystycznej, w której pada słynna kwestia o tym, co jest dobrym, a co złym uczynkiem dla Kalego. Tylko jak on zdał maturę przed otrzymaniem tytułu profesorskiego?

 

Totalitarna awangarda

Wracając jednakże do wydarzenia z Płocka, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż owa równość, dla której peany wznoszone są w czasie tychże parad, jest cokolwiek jednostronna. Równości mogą zażywać jedynie wyznawcy słusznych poglądów, a inni muszą zamknąć usta. Innymi słowy: główną treścią owych parad jest hasło „To my mamy rację, a inni są głupcami”. Zmądrzeją dopiero, gdy powtórzą nasze slogany. Jeśli nie, to należy ich traktować jako wyrzutki społeczeństwa, element destrukcyjny, masę historyczną podlegającą reedukacji, mierzwę historycznego zacofania i populację skazaną na wymarcie, przez które raczej rozumie się wytępienie i to dość szybkie. Jeśli nie jest to totalitaryzm, co cóż innego? Już kiedyś były pomysły ubierania ludzi w jednakowe mundurki i tworzenia obozów reedukacyjnych, które miały walor sanatoryjny zbliżony do łagrów i obozów koncentracyjnych. Niestety, owa awangarda „nowej ludzkości” zaczyna obejmować także ludzi Kościoła. Wystąpienia niektórych zakonników dość wyraźnie wskazują, że nie mają oni wiele wspólnego z nauką wiary, a wyznanie prawd objawionych zastąpili podlizywaniem się populistycznym mniemaniom wąskich grup społecznych. Wydaje się być to dokładnym pokłosiem rozdzielenia zasadniczego dla kultury chrześcijańskiej związku wiary z rozumem, który to związek nie niszczył odrębności każdego z biegunów tejże relacji, lecz dawał możliwość ciągłego parcia wzwyż jednemu i drugiemu. Rozerwanie tego związku w przypadku wiary kończy się emocjonalizmem i nową formą mitologii, zaś ze strony nauki – dominacją teorii i hipotez bez związku z rzeczywistością. Rozdzielone zawsze stają się matecznikiem totalitaryzmu. A zamiast racjonalnej debaty tworzą emocjonalne ustawki i rząd opanowanego przez ideologów tłumu. Rewolucyjna Francja zdekapitowała całą rodzinę królewską, podobnie jak bolszewicka Rosja postąpiła z carską familią. A dzisiaj ta sama Francja nie jest w stanie wyjść z kociokwiku po tamtym wydarzeniu i nie na grobach w Saint Denis, tylko na symbolicznych mogiłach Ludwika XVI i Marii Antoniny kładzie świeże kwiaty. A współczesna Rosja Mikołaja i jego familię ogłosiła świętymi prawosławnymi.

 

Przyjdzie walec i wyrówna?

Nie sposób także nie odnieść wrażenia, iż owe parady są częścią kampanii przed wyborami. Wcześniej byli niepełnosprawni, nauczyciele, czarne marsze etc. Ciekawe co będzie przed elekcją prezydencką w przyszłym roku? Dowodem na to jest kalendarz owych parad, które o dziwo kończą się na tydzień przed 13 października. Mają one jeden walor wspólny. Jest nim nie tyle uderzenie w elektorat tradycjonalistyczny, bo trudno przekonać tę część populacji w Polsce do haseł „równościowych”. Idzie raczej o zachwianie przekonania tych, którzy skorzystali i nadal korzystają z wiarygodności rządów obecnych. A przy okazji chce się upiec na tym ogniu rozwałkę cywilizacyjnych podstaw polskiej państwowości. Problem w tym, że w walce z prawą stroną sceny politycznej osiągnięto już ścianę. Co więc będzie dalej?

Ks. Jacek Świątek