Historia
Niezwykłe świadectwa wiary unitów

Niezwykłe świadectwa wiary unitów

Ks. T. Bojarski pisał, że do czerwca 1876 r. niepojęte rzeczy - na podobieństwo wydarzeń w Jabłoniu - działy się w takich wsiach, jak: Klonownica, Swory i Litewniki. Skonstatował, iż Matka Boża osobiście umacniała lud unicki w wierze i wytrwaniu.

2 lipca 1876 r. wójt gminy Brzozowy Kąt przybył do wioski Rudno z zamiarem wyegzekwowania od włościanina Teodora Bobruka kary w wysokości 1 rubla za niedostarczenie od popa metryki chrztu swojego dziecka. Jako że chłop nie miał przy sobie gotówki, wójt zadecydował o sprzedaży jego jedynej krowy.

Wówczas podszedł do wójta Jozafat Bobruk, ojciec Teodora, mówiąc, że to jego krowa. Argumentował przy tym, że dotąd wszystkie opłaty i kary płacili w terminie i poprosił o odroczenie.

Kiedy wyprowadzano krowę z obory, zgromadzone kobiety podniosły lament. Zdesperowany Jozafat, usiłując zatrzymać zwierzę, chwycił za powróz. Wtedy strażnik ziemski uderzył staruszka pięścią w głowę, po czym chwycił za uszy i rzucił o ziemię z taką siłą, że ten stracił przytomność. Krowa została sprzedana na targu, ale nadwyżki unicie już nie zwrócono. W następstwie zdarzenia J. Bobruk dwa tygodnie przeleżał w radzyńskim szpitalu.

W sierpniu 1876 r. władze wydały zakaz odbierania przez księży katolickich przysięgi sądowej w języku polskim. Niejako na własnej skórze doświadczył tego ks. Adolf Pleszczyński z Międzyrzeca Podlaskiego. Kapłan został ukarany mandatem w wysokości 50 rubli.

Pod wrześniową datą J. Łubieńska zanotowała, że unici z okolic Kolana, nie bacząc na rekwizycje i prześladowania, wiele ryzykując, brali ziarno na odrobek, zasiewali pola i usiłowali hodować prosięta.

W październiku 1876 r. władze wydały nakaz pilnowania ogrodzeń cmentarzy, aby unici nie chowali po kryjomu swoich zmarłych. J. Łubieńska opisała bohaterską walkę matki unitki o nazwisku Saweczko. Kobieta straciła (zabrane przez strażników) konia, wóz i trumienkę, jednak swoje zmarłe maleństwo pochowała na terenie katolickiego cmentarza. Naczelnik żandarmerii guberni siedleckiej zapisał pod listopadową datą, iż był zdziwiony, że wśród chłopów unitów zdarzały się okrzyki: „Hura bracia! Polska nasza, my Polaki, tutejsze rodaki”, a nawet śpiew „Jeszcze Polska nie zginęła”. Miało to miejsce w czasie, gdy arystokracja warszawska, wśród której znalazło się dwóch ziemian z Podlasia, podpisała wiernopoddańczy adres do cara Aleksandra II z oświadczeniem o gotowości do wszelkich ofiar na rzecz Rosji. Wśród sygnatariuszy byli: Karol Jezierski z Sobieni-Jezior i Seweryn Uruski z Milanowa.

21 grudnia do unity Łukasza Petruka z wioski Żerocin przybył wójt celem wyegzekwowania kary w wysokości 8 rubli za niedostarczenie od popa prawosławnego metryk chrztu dzieci. Jako że włościanin nie dysponował wskazaną kwotą, wójt postanowił skonfiskować jego krowę. Zdesperowany chłop wyrwał powróz z rąk strażnika, sugerując, że już lepiej by było, gdyby zabili jego, bo krowa to jedyna żywicielka rodziny, w tym trójki maleńkich dzieci. Prośbę zignorowano, a krowę sprzedano na licytacji na targu w Międzyrzecu Podlaskim, nie zwracając przy tym gospodarzowi nadwyżki.

R.C. Webster, anglik, który z polecenia rządu odwiedził na początku 1877 r. unickich zesłańców w Rosji, raportował do rządu w Londynie: „300 w guberni chersońskiej, 300 w guberni jekatyrenosławskiej. Porozdzielano ich po jednemu na wieś pod dozorem, nie wolno im przesyłać listów i pieniędzy. Przyznano im 8 kopiejek dziennie, ale i tego nie wypłacają. Oderwano ich od żon i dzieci, które musiały dzielić swe domy z kozakami”.

W lutym 1877 r., w związku ze zbliżającą się wojną z Turcją, nakazano powszechny spis koni, które za niską cenę miano zabierać dla armii. Wkrótce zarządzono też pobór do wojska. Rekrutom kazano składać przysięgę wierności carowi w obecności popa. Władze użyły wybiegu. O zmroku pop czytał rotę przysięgi, a poborowym oznajmiano, że wszyscy podnosili palce i są zaprzysiężeni. Jednak także wśród siłą zaprzysiężonych (zapisanych) na prawosławie zdarzały się wypadki nadzwyczajnej odwagi. J. Łubieńska opisała sytuację, kiedy to 14 młodych chłopców z Kolana, Jabłonia i Gęsi zostało przydzielonych do jednego pułku w Saratowie. Przed wyjazdem rodzice przykazali synom, żeby zawsze słuchali najrozsądniejszego i najstarszego z nich imieniem Wiktor. Jeden z chłopców relacjonował później: „Przybywszy na miejsce, kazano nam pójść do cerkwi. Odmówiliśmy wszyscy jak jeden. Strach i zdumienie ogarnęły zebranych. Wojsko całe patrzało. Ludzie nawykli do kar i kułaków… nie mogli pojąć. Pułkownik wezwał każdego z osobna na rozmowę. Wszyscy odpowiedzieli: «Obiecaliśmy ojcom naszym, że tak zrobimy, jak nam Wiktor każe». Pułkownik przemówił do Wiktora: «W papierach waszych zapisano was jako prawosławnych. Słuchać musicie. Widzisz te rzędy karabinów. To siła cała Rosji na ciebie patrzy. To bunt, te lufy rozniosą was w pył na jedno moje skinienie. Zmiłuj się nad nimi. 15 młodych ludzi będziesz winien śmierci. Przemów do nich. Powiedz, żeś się zadurzył»”. Sam Wiktor relacjonował później: „U mnie zwątpienie i lęk. Padłem na twarz z rozkrzyżowanymi rękami. Modliłem się w boleści serca. «Ratuj, Ojcze, ratuj, co mam czynić, niemądre dziecko, na sumieniu którego tyle istnień ludzkich spoczywa». I zdało mi się, że widzę przed sobą niebo otwarte i chóry anielskie otaczające tron najwyższego… A wojsko milczało i pułkownik milczał i czekał. I nagle coś we mnie wstąpiło… Zerwałem się na nogi drżący… Spojrzałem spokojnie prosto w oczy starszyźnie i rzekłem: «Jam katolik. Cara na niebie słuchać będę najpierw, bo mnie stworzył, a potem cara na ziemi…». Pułkownik spuścił głowę. Wyprostował się, a łza błyszczała w oczach jego. Zawołał: «Tu zaszła pomyłka. Oni katolicy, zapisać ich do katolików. Marsz do kościoła!»”.

Józef Geresz