Niezwykły obraz
W 1950 r. w obecności dwóch świadków ksiądz zdejmuje z obrazu srebrną koszulkę przykrywającą Matkę Bożą i Dzieciątko Jezus. Spod koszulki wypada kartka, na której widnieje napis: „Obraz ten został odnowiony w 1850 r.”. Kartka zaginęła, ale żyją świadkowie: organista i kobieta posługująca wówczas na plebanii. Wiadomo, że między 1850 r. a okresem powstania styczniowego obraz zmienił właściciela. Najprawdopodobniej został skradziony - ze względu na srebrną koszulkę i wykonane ze złota korony Jezusa i Maryi. Właścicielami ikony stają się flisacy, którzy w tym czasie spławiali drewno Bugiem z Ukrainy do Gdańska. Przypłynęli do miejscowości Kuzawka, gdzie znajdowała się przystań. Zeszli na ląd i udali się do wioski po żywność na dalszą drogę. Przyszli do domu Marka Pietruczyka, właściciela garbarni, który ich ugościł. W podzięce za chleb flisacy dali mu obraz - ikonę Matki Bożej Poczajowskiej.
Malowidło przedstawiające Matkę Bożą w srebrnej koszulce tulącą małego Jezusa było zapłatą za gościnę lub darem dla gospodarza. Obraz prezentował się dość skromnie i nie należał do najpiękniejszych. Pietruczyk powiesił go w swojej garbarni. W czasie powstania styczniowego, kiedy Kuzawka płonęła dwa razy, a za drugim razem ogień ogarnął także garbarnię, ktoś przypomniał sobie o obrazie. Wyniesiony z płomieni, był poopalany po bokach, ale nie uległ spaleniu. Pietruczyk powiesił go w mieszkaniu. Było to ok. 1870 r. lub kilka lat później. Pewnego dnia domownicy zauważyli, że obraz świeci. Potem dostrzegli, że sam się odnowił i nie ma śladów nadpalenia. Wieść o tym rozniosła się po okolicy. Wkrótce pojawił się kolejny znak. Żona Pietruczyka, sprzątając w domu, zauważyła pod ławką i na niej rozlaną wodę. Wytarła ją i spostrzegła, że wycieka spod koszulki na obrazie. Do dziś żyje świadek tego wydarzenia: wnuczka kobiety z tego domu. Kiedy ludzie w okolicy dowiedzieli się o wypływającej z obrazu wodzie, mówili, że Matka Boża płacze, i zaczęli gromadzić się przy obrazie.
Teoria ks. M. Uzdowskiego zakłada, że obraz wydał z siebie wodę, ponieważ autor nie namalował źródła – jak na oryginalnej ikonie Matki Bożej Poczajowskiej. Jest zatem kamień i znak stopy Matki Bożej, obraz, symbol Ducha Świętego, ale brakuje źródła wody, która wytrysnęła w czasie objawienia Maryi w Poczajowie.
Do Hanny, nie do Sławatycz
Po zdarzeniu z wypływającą spod obrazu wodą cała wieś zebrała się na podwórku u Pietruczyka, aby radzić, co zrobić z obrazem, bo – jak twierdzili – Matce Bożej jest tu źle, skoro płacze. Zdecydowano, że oddadzą obraz nie do unickiej świątyni w Kuzawce, ale do katolickiego kościoła w Sławatyczach.
Na przewiezienie obrazu wyznaczono piątą niedzielę wielkanocną, nie wiadomo jednak którego roku. Tego dnia zebrali się unici z Dołhobród, z Hanny przyszedł ksiądz unicki z parafianami, a ze Sławatycz procesja „jak na Boże Ciało” – z krzyżem, chorągwiami i obrazami. Ludzie ze Sławatycz przyszli bez księdza. Mieli ze sobą przystrojony wóz ciągnięty przez parę wołów, którym miano przewieźć obraz. Pod domem Pietruczyka rozstrzygnięto, że obraz wyniosą dzieci pierwszokomunijne. Jedną z dziewczynek, które wynosiły ikonę Matki Bożej Poczajowskiej z domu, była babcia 86-letniej kobiety, która żyje do dzisiaj, a mieszka w Jasieniu nad Odrą. Kobieta ta przysłała do ks. M. Uzdowskiego list z opisem sytuacji, o której opowiadała babcia. Kiedy zatem procesja z obrazem wyruszyła z Kuzawki i doszła do rozwidlenia dróg, woły nagle się zatrzymały. Co dalej się działo – opowiedziały księdzu proboszczowi mieszkanki. Wzięto kije i zaczęto bić zwierzęta, chcąc zmusić je do dalszej drogi do Sławatycz. Woły jednak stawały na tylnych nogach i nie chciały ruszyć do przodu. Wtedy z tyłu tłumu ktoś krzyknął – jak relacjonuje ks. M. Uzdowski – aby „odwrócić je na Hannę”. Odwrócono zwierzęta, które ruszyły w tym kierunku, w związku z czym zmienił się układ procesji: odtąd woły szły na czele. Ludzi było tak dużo, że nie mieścili się na polnej drodze. Procesja szła po polu, depcząc rosnące na nim żyto. W ten sposób dotarła do Hanny.
Nabożeństwo i kult
Zdecydowano, że obraz pozostanie w Hannie. Na pamiątkę wydarzenia postawiono krzyż, który do dzisiaj stoi w parku. Zapytano księdza unickiego, czy zgodzi się przyjąć obraz Matki Bożej. Kapłan wyraził zgodę, powiesił obraz w centralnym miejscu ikonostasu.
Ludzie pomodlili się w kościele i ruszyli w drogę powrotną do domów. Idąc do Kuzawki tą samą drogą, stwierdzili, że po ich gromadnym przemarszu nie ma śladu. Zboże, które było wygniecione nogami przez tłum, podniosło się. Nie pozostał nawet ślad. Do dziś opowiadają o tym starsi ludzie.
W parafii ustanowiono nabożeństwo, odprawiane w każdą V Niedzielę Wielkanocną, praktykowane przez unitów, potem prawosławnych. W trakcie nabożeństwa obraz był zdejmowany i ustawiany nisko, aby ludzie mogli podejść. Dotykano chusteczkami postaci Maryi i Jezusa, a następnie zanoszono do domów i kładziono te chusteczki na ciała chorych domowników.
Joanna Szubstarska