No to polecieli
Pod warunkiem, że przedostanie się do wybranego miejsca nie wymaga korzystania z polskich lotnisk. Ogólnie podróżowanie w ostatnich czasach przypomina wyprawy tylko dla odważnych. Zaczęło się kilka lat temu, kiedy to serwisy informacyjne bombardowały wiadomościami o upadłościach biur podróży i relacjami wystraszonych klientów, zostawionych na pastwę losu w najprzeróżniejszych zakątkach świata. Zamiast cieszyć się słoneczną Majorką, tropikalną Dominikaną czy klimatyczną Turcją, szarpali się z obsługą hotelu, która pozbawiała ich dachu nad głową, albo domagając się pokrycia kosztów pobytu, za który już wcześniej zapłacili w biurze podróży. Ci, którzy nie zdążyli jeszcze wylecieć z Polski, tracili tysiące złotych i nadzieje na wymarzone wakacje. Ściąganiem oszukanych turystów zajmowały się ambasady, konsulaty i urzędy marszałkowskie.
Winę ponosili poniekąd też sami klienci, którzy uwierzyli, że można zwiedzić świat za grosze. Na szczęście w międzyczasie zmieniły się przepisy, proceder przestał się opłacać i bankructwa biur turystycznych zdarzają się już stosunkowo rzadko.
Potem z Chin przywędrował wirus, czego następstwem były odwołane na dłuższy czas loty. Kiedy lotniska w końcu zaczęły budzić się do życia, turystom zafundowano tor przeszkód w postaci konieczności testowania, wymazywania, mierzenia temperatury ciała – bez znaczenia, czy ktoś miał przy sobie kwity potwierdzające dobry stan zdrowia. Procedury zajmujące czas i wprowadzające stres skutecznie zniechęcały do podróżowania.
W końcu epidemię, po raz kolejny, odwołano, co pokryło się w czasie z napływem uchodźców z Ukrainy. Wiadomo było, że takiej masy ludzi nie da się przetestować, a potem, w razie potrzeby, izolować. Zatem skoro Ukraińców przybywających do nas nie objęły żadne epidemiczne obostrzenia, trudno – a już na pewno niesprawiedliwie – byłoby utrzymywać je wobec rodaków opuszczających kraj.
I kiedy już wydawało, że dla lubiących podróżować samolotami świat znowu stoi otworem… Uwzięli się na nich kontrolerzy ruchu lotniczego, grożąc odejściem z pracy. A bez nich ani rusz(yć)… się z lotniska. Powodem sporu są ich zbyt niskie zarobki. Co do tej kwestii zdania są podzielone… To znaczy zdania kontrolerów nie podziela strona rządowa. Skutek jest taki, że lotnisko Chopina zaczęło już pracować w określonych godzinach – ponoć krócej niż popularny dyskont spożywczy. A podróżujący godzinę wylotu mogą sobie wywróżyć z fusów.
Kiedy więc na majówkę zostaniemy uziemieni w domu, pozostaje nam już tylko patrzeć w niebo. Warto, póki jest jeszcze jest tylko błękitne.
Kinga Ochnio