Aktualności
Non possumus

Non possumus

Słowa dzisiejszej Ewangelii, wyrwane z kontekstu, mogą dziwić. Nie pasują do Jezusa. Tak jak obraz łagodnego pasterza, pokornego baranka niosącego pokój światu nie pasuje do wizerunku rewolucjonisty.

Rzecz jasna rozumiemy, że nie o ogień i łuny pożarów, złowieszczo rozświetlające krwawe bunty rewolucji francuskiej czy bolszewickiej, nie o pomysły na lepszy świat snute w szalonych głowach Che Guevary czy Mao, tu chodzi. Nie o ten ogień, który niszczy, ale o taki, który oczyszcza, leczy. Spopiela toksyczne sojusze i niweczy powstałe mury nienawiści. Jest to ogień miłości, która chce usunąć wszystko, co zagraża jej samej.

Ewangeliczna gorliwość (Jezus nazywa ją mianem ognia) jest niezgodą na wszelką małość i egoizm, które rodzą się w człowieku. Jest protestem przeciwko wszystkiemu, co pomniejsza innych, przeciwko stereotypom, zaakceptowanym kompromisom ze złem. Stanowi bunt przeciwko lenistwu, gnuśności i bylejakości. Rozłam, o jakim mowa, ma na celu oczyszczenie z kłamstwa, oddzielenie prawdy od tego, co tylko ją udaje. Nie może być – i nie jest! – przesłanką do wznoszenia kolejnych murów. Czysta prawda – dobro i piękno, jakie się z niej narodzą, mają stać się początkiem nowej jakości. Zaczynem lepszego świata.

Słowa Jezusa doskonale tłumaczą misję Kościoła stającego dziś w obronie wartości, zasad, nazywającego po imieniu wszelkie absurdy rzeczywistości. A że przez to naraża się na zniewagi, zmasowane ataki, furie różnych środowisk? Nie szkodzi. Tak było od początku. „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził” – mówił Jezus. „Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: «Sługa nie jest większy od swego pana». Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (por. J,18-20). Świat jest w stanie zaakceptować „otwarty” Kościół, który wszystkiemu i wszystkim przyklaskuje, ogranicza się w działaniu do bycia organizacją charytatywną i zapewniania ornamentyki rodzinnych uroczystości. Sowicie nagrodzi Kościół przyklaskujący tysięcznym refleksjom ludzkiego egoizmu, traktujący Ewangelię jak plastelinę  – jakby był jej jedynym właścicielem, autorem, najwyższym prawodawcą… Ale przecież nie o to chodzi. Pierwszym i najważniejszym zadaniem Kościoła jest prowadzić ludzi do zbawienia. I nikt z tego zadania go nie zwolnił.

Nie chcemy Kościoła, który jest tylko chwalony, unika tematów drażliwych, nie mówi o grzechu i jego wiecznych konsekwencjach. Nierozważni i godni litości byliby rodzice, których nie stać na słowo prawdy, karcenie własnych dzieci. Fałszywą – przyjaźń, w której przyjaciel milczy, patrząc, jak jego towarzysz stacza się w przepaść. Pustą – miłość niestawiająca wymagań. Bezsensowną była kapłańska posługa, gdyby ograniczała się do budowania „świętego spokoju” kosztem prawdy, toksycznych kompromisów.

Czasem trzeba powiedzieć „non possumus”, nawet jeśli słowa zabolą. Wszak w bólu rodzi się życie. I przez ból przyszło zbawienie świata.

Ks. Paweł Siedlanowski