Komentarze
Noworoczna deprecha

Noworoczna deprecha

Jak tylko otworzyłam rano oczy, sypało. Pomyślałam: dobrze, że nie idę do pracy, bo pewnie zima znów zaskoczyła drogowców. No i na spokojnie posprzątam po tylu dniach świąt. Ale gdzie tam. Już o wpół do dziewiątej moja szwagierka Jadźka deklaruje, że musi zaraz przyjść. Musi to musi - wola Boska i skrzypce. Ledwie się zdążyłam ogarnąć, a Jadźka puk-puk…

– Taką mam deprechę – ogłasza już przy drzwiach.

Dziwię się, że jak to, deprechę po tylu dniach świąt, a ona, że właśnie dlatego. Ale dla czego innego też. No to zamieniam się w słuch.

– U teściowej – mówi Jadźka – przecież trochę byliśmy. I Staśka rodzeństwo też było, to sama rozumiesz, jak jest. Potem wszyscy przyjechali do nas. Ledwie się pomieścili, bo też wiesz, jak jest, ale Jerzykowi, jak już mu się kurzyć z łysiny zaczęło, nagle zabrakło komfortu. Tyle lat bez niego wytrzymywał, a teraz, widać, nie może. No to mówię: idź i szukaj tego komfortu gdzie indziej. I wtedy się znowu Irka, w solidarności z mężem, obraziła. Aj tam – w geście rezygnacji macha ręką szwagierka.

– Wcale nie przejmuj się, Jadźka – poważnie mówię do niej. – Czy to ci jest pierwszyzna? I tym razem dasz radę.

– Kiedy i o to chodzi, że to nie pierwszyzna – wzdycha przesmutnie kobieta. – I wiem, że za rok, jak dożyję, może być to samo.

– Co ty się – mówię – tym, co za rok będzie, przejmujesz? Ty na razie pomyśl, że się stare kończy, a nowe zaczyna. I może nawet lepsze.

– Kończy – powtarza jakby bezwiednie Jadźka, tak, że mnie też przygnębia. – Kończy – kiwa smutno głową. – W dodatku mieliśmy siedzieć w domu, a tu wczoraj Stasiek wyskakuje, że wynalazł jakiegoś sylwestra – informuje jak o złej nowinie. – Nie wiadomo po co.

– Jak to po co? – dziwię się niepomiernie. – Potańczysz, zapomnisz, schudniesz po świątecznych frykasach.

– Zatańczysz – ironizuje szwagierka. – Tylko ciekawe w czym. W sukienkę wcale nie wchodzę. Ty nie wiesz, czy jak się żołądek jedzeniem rozepchnie, to potem można go skurczyć? – pyta mnie jakby eksperta. 

– Pewnie można – odpowiadam, szykując Jadźce zieloną herbatę. – Tylko musowo by nie jeść.

– I w tym problem – zamartwia się kuzynka. – Bo najpierw, jak się gotuje, to trzeba smak wypróbować, a potem nie wiadomo, co z tym wszystkim zrobić. Wyrzucić? Grzech by był i rozpusta. Że też staremu jeszcze na koniec odbić musiało – wraca do tematu sylwestra. – Z takim chłopem to tylko depresja.

– Coś ty, Jadźka – gwałtownie oponuję. – Badania naukowe wskazują, że małżeństwo przed depresją chroni.

– Chroni? – powątpiewa Jadźka. – To niech się badania z moim Staśkiem ożenią. Wtedy się przekonają. Ale że ty tak mówisz – dziwi się moim słowom.

– Badania to badania – bez przekonania usprawiedliwiam swoje stanowisko.

Ale Jadźka już kurtkę zakłada i bez słowa do drzwi się kieruje. Na stole zostawia niedopitą herbatę. Zieloną.

Anna Wolańska