Komentarze
O co ten krzyk?

O co ten krzyk?

W coraz bardziej uśmiechniętych mediach od kilku dni nie ustaje jazgot na temat wypowiedzi Prezydenta RP udzielonej internetowemu „Kanałowi Zero”.

Otóż Andrzej Duda zapytany o przyszłość Ukrainy w świetle obecnej sytuacji na froncie powiedział m.in.: „Wierzę, że Ukraina odzyska Donieck i Ługańsk. Nie wiem tego, czy odzyska Krym. Krym jest szczególny również ze względów historycznych, ponieważ w istocie, jeżeli popatrzymy historycznie, to przez więcej czasu był w gestii Rosji”.

No i się zaczęło. Prezydent Duda od razu został okrzyknięty ruską onucą oraz człowiekiem jawnie wspierającym działania Putina. Tymczasem już dla średnio wykształconego człowieka nie jest tajemnicą, że przyłączenie Półwyspu Krymskiego do Imperium Rosyjskiego w wyniku różnych perturbacji nastąpiło w 1783 r. 171 lat później Krym Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej podarował w imieniu Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej towarzysz Nikita Chruszczow, ówczesny sekretarz generalny KC KPZR i premier ZSRR. Uchwałę taką 19 lutego 1954 r. podjęło prezydium Rady Najwyższej ZSRR. Plotka głosiła, że gensek (gwoli wyjaśnienia pokoleniu zwalnianemu właśnie z odrabiania prac domowych: gensek znaczy tyle co sekretarz generalny w partii komunistycznej) nakazał Radzie podjęcie uchwały po pijanemu, dręczony wyrzutami sumienia za swoje winy wobec Ukraińców. W latach 1938-1949 był on bowiem I sekretarzem partii na Ukrainie i odpowiadał za większość popełnionych na Ukraińcach zbrodni. Z kolei nie plotka mówi, że Krym został przekazany w darze Ukraińcom z okazji 300-lecia ugody perejasławskiej. Tu wyjaśnienia nie będzie. O ugodzie z 18 stycznia 1654 r. zawartej w Perejesławiu oraz historii Krymu sprzed „ery Chruszczowa” chętni mogą sobie poczytać – póki jeszcze pani ministra od edukacji nie zakazała – w ramach tzw. zadania domowego. 

Decyzję Chruszczowa po latach postanowił „naprawić” Władimir Putin. W marca 2014 r., po pseudoreferendum, tzw. Republika Krymu ogłosiła niepodległość, po czym została wcielona do Federacji Rosyjskiej. Ot, taka prawda historyczna, o której wspomniał prezydent Duda, a która nie wiedzieć czemu wywołuje wielkie oburzenie mediów, elit i części polityków chcących uchodzić za narodowych erudytów. Sposób, w jaki Władimir Władimirowicz przeprowadza naprawę, jest oczywiście nie do przyjęcia, i nie ma co z tym dyskutować. 

Podsumowując, prezydent, który od początku wojny był absurdalnie i szkodliwie proukraiński (o czym niejednokrotnie pisałem), mówiąc, że Krym przez pewien czas był rosyjski, nie mijał się z prawdą. Tak samo jak nie mijają się z prawdą ci, którzy uważali na lekcjach i wiedzą, że np. taki Dolny Śląsk był na początku piastowski, ale potem czeski, austriacki, pruski i dopiero po II wojnie światowej znowu polski. Czy to znaczy, że mamy go oddać Niemcom? Ależ skąd. 

Poza tym w wypowiedzi prezydenta Dudy nie padły żadne stwierdzenia, że należący dziś do Ukrainy Krym należy przekazać Rosji i oskarżanie go o sprzyjanie Putinowi jest kompletnym absurdem. Inna sprawa, czy pan prezydent w danej sytuacji geopolitycznej powinien głośno mówić w internecie o wszystkim, co wie i o czym myśli… Czy jednak powinien zachowywać się dyplomatycznie. Od uczenia historii państw i narodów są nauczyciele. Głowa państwa, nie tylko naszego, musi wiedzieć, że jego słowa i działania mogą wywoływać niepotrzebny chaos. No ale to już zagadnienie na zupełnie inny felieton.

Leszek Sawicki