Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

O empatii wobec osób zmagających się z niepłodnością

Piszemy bez ogródek - z własnego doświadczenia. Zamieszczamy też przemyślenia znajomych, którzy również zmagają się z problemem niepłodności. Dzielimy się odczuciami, jakie w osobach przeżywających ten rodzaj cierpienia wywołują udzielane w przeróżnych okolicznościach „dobre rady”, sądy, opinie itp. Zebrałyśmy zarówno te najczęstsze, jak i rzadsze, ale najbardziej bolesne.

Naszym celem nie jest ani utyskiwanie na swój los, ani obarczanie nikogo winą za niski poziom wyczucia w tym temacie. Zdajemy sobie sprawę, że po stronie osób kierujących różne rady do zmagających się z niepłodnością zazwyczaj jest troska, chęć pomocy, podpowiedzi rozwiązania, a czasami coś się po prostu nieopatrznie „palnie”. Domyślamy się także, zresztą wiemy to od osób „po drugiej stronie”, że niełatwo jest mieć w swoim otoczeniu osoby niepłodne, bo gdy nie chce się kogoś urazić, zranić itp., czasami bardzo trudno o dobry dobór słów.

A że statystyki mówią, iż w Polsce co czwarta para przeżywa ból związany z niemożnością posiadania potomstwa – to praktycznie każdy z nas zna takie przypadki. Jeśli dzięki temu, co tu piszemy, chociaż jedna osoba ugryzie się w język, zanim powie coś, co może zaboleć kogoś, kto akurat przeżywa taki rodzaj osobistego dramatu – będziemy mocno usatysfakcjonowane.

Niepłodność jest chorobą, pewną dysfunkcją, odbiega od „normy”, więc pewne wyczucie w temacie stanowi wspólny mianownik dobrej rozmowy z osobami, które też zmagają się z różnymi innymi chorobami, tragediami w życiu itp. Przy każdej takiej rozmowie warto zadać sobie pytania: „Co mam na celu, co mną kieruje?”; „Czy to, co chcę powiedzieć, jest bardziej potrzebne mi, czy tej osobie?”. Jeśli kieruje mną troska, chęć pomocy, wsparcia – to pozostaje umiejętnie dobrać słowa lub tylko wysłuchać. A jeśli bardziej kieruje mną ciekawość, „wymądrzanie się”, wyrzucenie odczuwanej przez siebie niezręczności, po to, aby poczuć ulgę, to lepiej się po prostu nie odzywać.

Poniżej cytujemy zdania, które nikomu przeżywającemu ten problem raczej nie pomogły, opatrzone krótkimi komentarzami:

„Na co wy czekacie, lata lecą”.

Nie wiemy, czy ktoś bardziej traumatycznie przeżywa to, że „czas biegnie nieubłaganie”, niż kobieta zdająca sobie sprawę, że wraz z upływem lat zmniejsza się liczba komórek jajowych w jej ciele.

„Cieszcie się sobą, nie macie problemów/macie kasę. Jeszcze będziecie mieli dosyć dzieci. To same wydatki”.

Pomijając wykrzywione spojrzenie na rodzicielstwo, które jawi się tu tylko jako uciemiężenie, można podkreślić, że problem niepłodności generuje szereg problemów w każdej dziedzinie życia pary: psychicznej, zdrowotnej, duchowej, finansowej itd.

„Adoptujcie, a będziecie mieli swoje. Znam taki przypadek…”

Tak wypowiedziane słowa sprowadzają adopcję do instrumentalnego „użycia” dziecka przyjętego do rodziny w celu osiągnięcia „celu” – dziecka biologicznego. Rodzicielstwo adopcyjne to cudowna droga, ale dla tych, którzy są na nią gotowi, czują do niej powołanie, a ponadto znają dobrze swoje motywacje i przeszli wszystkie etapy „straty” wymarzonego dziecka biologicznego.

„A szukacie już sobie dzieci? Jest tyle biednych maleństw w domach dziecka”.

Ile jeszcze w obecnych, „światłych” czasach spotykać będziemy osoby, które myślą, że domy dziecka, mówiąc najokrutniej, to sklepy z dziećmi. Procedura adopcyjna – zresztą bardzo czasochłonna, wieloaspektowa – pozwala na to, aby wybrać najlepszych rodziców dla danego dziecka, a nie odwrotnie! Tu dobro dziecka jest na pierwszym miejscu. Dlaczego tak mało osób wie, że zazwyczaj na adopcję czeka się długo, czasami kilka lat, a dzieci z uregulowaną sytuacją prawną jest mniej niż rodziców, którzy pragną je adoptować?

„Wyjedźcie gdzieś, odstresujcie się”.

Pewnie wszyscy niepłodni słyszeli kiedyś o jakiejś parze, która „tak długo się starała i udało im się”, gdy tylko wyjechali na wakacje. Niestety, to nie jest reguła.

„To wszystko jest w głowie”.

No cóż, sfera psychiczna przenika się z pozostałymi – fizyczną i duchową, ale czasami i lata psychoterapii lub innych form „grzebania w głowie” nie „przynoszą” ciąży.

„Moim znajomym się udało u tego lekarza, on ma same sukcesy. Koniecznie tam jedźcie”.

Osoby pragnące mieć dzieci spędziły na pewno mnóstwo godzin na poszukiwaniu najlepszych specjalistów; niejedni leczyli się już u „kilku najlepszych”… Lepiej brzmiałoby zapytanie, czy ktoś chce posłuchać o takim specjaliście, który pomógł jakiejś parze.

„Zróbcie in vitro, Kościół w końcu zmieni zdanie”.

Takie podejście miewają również osoby wierzące i praktykujące. No cóż, spójność osobowości to bardzo pożądana cecha u osoby dorosłej. Niezależnie od tego, jakie się ma poglądy, w tak intymnej dla każdego człowieka kwestii – lepiej zachować je dla siebie. A jeśli ktoś nie ma ochoty bądź siły dyskutować o tym – uszanować to i tyle.

„A co wam wyszło, po której stronie jest wina? Pewnie masz niedrożne jajowody, a twój mąż słabe plemniki”.

Szukanie „winnego” jest dosyć powszechne przy różnych kłopotliwych tematach, ale tu się na nic nie zda. A z patrzenia komuś w oczy wyczytać coś o jego wewnętrznym stanie narządów rozrodczych to już nie lada sztuka.

Koniecznie pójdźcie do egzorcysty/na taką Mszę o uzdrowienie; pewnie tu jest jakieś przekleństwo”.

Taki przekaz naprawdę da się powiedzieć inaczej, bez otoczki sensacyjności. Osoby z niepłodnością, jeśli są wierzące, to zapewne same zgłębiały już temat duchowych możliwości wsparcia, a jeśli tego nie wiemy, zawsze lepiej powiedzieć np. „Na ile zgłębialiście ten temat od strony duchowej – jeśli mogę zapytać?”; „Słyszeliśmy, że w sferze duchowej ten problem też może mieć swoje rozwiązanie. Czy mielibyście chęć posłuchać o tym, co usłyszeliśmy?”.

„A może stosowaliście antykoncepcję i teraz są tego efekty?”.

Przypuszczamy, że jeśli nawet ktoś ma takie doświadczenie, to dla niego bardziej jest to temat do rozmowy ze spowiednikiem lub/i lekarzem, a nie na „pogaduchy z ciocią”.

„Może źle się modlicie. To jest jakiś głębszy problem duchowy, że Bóg nie chce was pobłogosławić potomstwem”.

Bóg błogosławi też niepłodnym, jest z nimi w ich cierpieniu jako Dobry Ojciec, chce najlepiej dla swoich dzieci, to nie On zsyła chorobę. Przydałaby się szersza debata społeczna w Kościele na temat rangi małżeństwa samego w sobie i postrzegania osób bezdzietnych jako jakichś „wybrakowanych”.

„Każdej kobiecie, która była na «diecie Dąbrowskiej» się udało. Spróbuj”.

Zdrowe odżywianie, oczyszczanie organizmu, owszem, może bardzo korzystnie wpływać na płodność, ale czasami i to nie pomaga.

„Odstaw gluten – nie do końca wiadomo o co chodzi, ale to działa”.

Niepłodni zazwyczaj wiedzą, o co chodzi z tym glutenem oraz całą masą nietolerancji pokarmowych. Dla wzrostu poziomu empatii zalecamy przeprowadzić ćwiczenie: wejść do sklepu i włożyć do koszyka produkty bez: glutenu, laktozy, drożdży, jajek. Łatwe? A potem spróbować tak jeść co najmniej trzy miesiące. Do tego garść leków i suplementów przy każdym posiłku.

„Nie każdy musi być matką/ojcem, można być dobrą ciocią/dobrym wujkiem”.

Czy to jest to samo? Rola mamy a „dobrej cioci” rzeczywiście tak niewiele się różni?

„Ludzie mają gorsze choroby/problemy. Nie ma co rozpaczać, użalać się nad sobą”.

Zawsze można znaleźć tych, co „mają gorzej od nas”. Czy to komukolwiek kiedyś coś dało oprócz obwiniania się i większego zamykania się w sobie?

Natomiast przy gratulacjach przyjmowanych od osób bezdzietnych – zwłaszcza panowie – przyszli ojcowie potrafią szczycić się bezmyślnie: „ślepakami nie strzelam” albo „wiadomo, jak się facet postara”. Czy ktokolwiek może zawdzięczać sobie dar przekazywania życia? Nie ma co też ukrywać przed osobami bezdzietnymi informacji o ciąży. Odwrotny skutek przynoszą sytuacje, kiedy wszyscy dookoła wiedzą o radosnej wiadomości, a „oni” nie, „żeby nie urazić”.

I na dokładkę pakiet „pseudoduchowy” – czyli rady w temacie „zasługiwania” u Pana Boga na łaskę rodzicielstwa: „odmówcie pompejankę”, „idźcie na pielgrzymkę do Częstochowy”, „pojedźcie na rekolekcje z Bashaborą/Manjackalem”, „macie już taki proszek z Groty Betlejemskiej?”, „zamówcie pasek św. Dominika”, „odmawialiście nabożeństwo do św. Józefa?” itp., itd. Czy my, katolicy, naprawdę mamy taki obraz Boga? Owszem, modlitwy, pielgrzymki, rekolekcje – jak najbardziej są potrzebne, ważne, ale to bardziej my ich potrzebujemy jako ludzie do przemiany swojego serca, nawrócenia. U Boga nie ma taryfikatora: „ci, to powinni odmówić tyle «zdrowasiek», to wtedy im dam dziecko”. Można by tu jeszcze wymieniać wiele przeróżnych tekstów o mniejszej lub większej „niesubtelności”.

Każda sytuacja jest indywidualna, każdy człowiek przeżywa swoje cierpienia w bardzo osobisty, niepowtarzalny sposób. Aczkolwiek przy tym rodzaju dramatu życiowego, eksperci – psychologowie, terapeuci pracujący z osobami niepłodnymi, mówią, że ich sposób przeżywania można porównać do bólu osób, które przechodzą żałobę. Warto pamiętać o tym, zanim wyskoczymy z jakąś „mądrością”, niewinnym żarcikiem. Tu wcale nie chodzi o obchodzenie się z kimś jak z jajkiem. To apel o zwykłą, ludzką życzliwość, zrozumienie. Wszelkie „dobre rady” i „błyskotliwości” można zastąpić słowami prostymi, empatycznymi, szczerymi i „od serca” typu: „jesteśmy z wami”, „gdybyście tylko chcieli pogadać, to dajcie znać”, „staramy się wyobrazić sobie, co czujecie, nam też trudno odnaleźć się w tej sytuacji, nie chcielibyśmy was nieumyślnie zranić”, „chcielibyśmy umieć z wami porozmawiać o tym, ale nie wiemy czy jakieś słowa was nie urażą”, „pamiętamy o was w modlitwie”, „kibicujemy wam”. Ponad wszystko najlepiej nauczyć się słuchać. To tyczy każdego delikatnego tematu poruszanego z drugim człowiekiem, zwłaszcza takim, po którym widzimy, że przeżywa coś trudnego, bolesnego.

 

Agata i Magdalena