O hormonach, niejedzeniu śniadania i bieganiu za mamutem
Promocja publikacji odbyła się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Siedlcach 10 stycznia. Spotkanie poprowadziła H. Wilk, specjalista chorób wewnętrznych, a od 1 stycznia ordynator kardiologii szpitala miejskiego w Siedlcach. Z kolei prof. M. Wilk od prawie 30 lat mieszka w USA, gdzie wykłada na University of Texas w Arlington, więc z wiadomych względów nie mogła przybyć do Siedlec. - Choć dzieli nas ocean, nasze więzy rodzinne są bardzo mocne. Moją siostrę traktuję jako doradcę.
To szczęście, że mam wsparcie osoby zakochanej w nauce, która potrafi zaszczepić myśl – wyznała H. Wilk. – Godzinne rozmowy przez skype’a zmotywowały nas do tego, by spojrzeć na medycynę nie tylko od strony lekarskiej, która widzi pacjenta jako petenta, ale także od strony ludzkiej. To z kolei zainspirowało nas do napisania książki i podzielenia się naszymi doświadczeniami – dodała, przybliżając motywy powstania publikacji.
O medycynie „ludzkim” językiem
Lekarka przyznała, że napisanie książki było dla niej dużym wysiłkiem. – Zamiast wakacjować na plaży, siedziałam przed komputerem. Poza tym nigdy nie postrzegałam siebie jako osoby o humanistycznych zdolnościach. Kiedy byłam uczennicą „Prusa”, mówiłam, że idę na medycyną, bo nie ma tam ani polskiego, ani historii. A tu, proszę, taka niespodzianka. Zawsze można się sprawdzić – stwierdziła z uśmiechem, zastrzegając, iż publikacja nie jest typowym poradnikiem. Autorkom zależało, by była to książka medyczna opowiadająca o tym, co dzieje się w ludzkim organizmie, ale napisana przystępnym językiem. A dlaczego o hormonach? – Bo często niesłusznie obwinia się je o wiele rzeczy, np. o to, że nie można schudnąć itd. Są traktowane jako coś złego, taki chłopiec do bicia. „To nie ja – to hormony” – słyszymy często, zwłaszcza z ust kobiet. Tymczasem hormon jest przekaźnikiem informacji o stanie naszego zdrowia – wyjaśniła H. Wilk, podkreślając, jednak, iż w książce nie znajdziemy informacji o leczeniu zaburzeń hormonalnych, ponieważ to zostawia endokrynologom. Autorkom zależało, by pokazać, jak działa hormon, czego można się po nim spodziewać i jakie informacje ostrzegawcze powinny być dla nas sygnałem, że coś jest nie tak z naszym zdrowiem, choć wyniki mówią, iż nic nam nie dolega.
Tabletka nie jest lekiem na wszystko
H. Wilk tłumaczyła także, dlaczego nie powinniśmy przywiązywać tak dużej wagi do badań laboratoryjnych. – To tylko normy statystyczne. A każdy, kto zetknął się ze statystyką wie, że można nią manipulować. Zdarza się, że choć wyniki pomiaru cukru, cholesterolu czy TSH są prawidłowe, w organizmie człowieka widoczne są już pewne symptomy sugerujące, iż nie wszystko jest w porządku – odpowiedziała, zwracając uwagę, że na nasze zdrowie mają wpływ dieta, długość i jakość snu, aktywność fizyczna, a tabletka wcale nie jest lekiem na cało zło. – Nikt nie mówi, że witamina C jest zła. Problem w tym, że preparaty ją zawierające to często dawki tysiąckrotnie większe od tego, co oferuje nam natura. Nie przeczę, że podawanie jej w przypadkach chorób nowotworowych ma sens. Warto jednak pamiętać, iż witamina C z cytryny to nie to samo co witamina w tabletce, która w dodatku została wyprodukowana ze sztucznych substancji chemicznych – przekonywała autorka. – Podobnie jest z koloidalnym srebrem, o którym słyszymy, że pomaga na wszystko. Tymczasem skoro zabija złe komórki, może też szkodzić dobrym. Kolejny przykład to tabletki z wapniem na osteoporozę. Zwykle zawierają one tak dużo tego pierwiastka, że nasz organizm nie jest w stanie go wchłonąć, a co za tym idzie – szkodzi. Dlatego nie można bezkrytycznie wszystkiego łykać, co popadnie – dodała. Ustosunkowała się też do popularnej witaminy D. – To najtańsza witamina, choć gdy pójdziecie do apteki, z pewnością państwo tego nie odczujecie. A wystarczy tylko wystawić się na słońce. W naszej szerokości geograficznej najlepiej robić to między 10.00 a 12.00 przez 15 – 20 min dziennie – zalecała lekarka, ustosunkowując się jednocześnie do zagrożeń związanych z rakiem skóry. – Obecnie jest go trochę mniej. Warto wiedzieć, iż niedobór witaminy D może wiązać się chorobami serca czy nowotworem przewodu pokarmowego – wyjaśniła, przyznając jednocześnie, że choć jako lekarz wypisuje tabletki, to bardzo często odwołuje się też do wiedzy z pogranicza medycyny alternatywnej i ziołolecznictwa.
Polowanie na oddziale
Sporo uwagi zarówno w książce, jak i na spotkaniu promocyjnym poświęcono roli metabolizmu i wagi. – To, co przyjmiemy, musimy spalić. Tu nie ma żadnej filozofii: gdy jemy więcej, niż potrzebujemy, bilans energetyczny będzie in plus – tłumaczyła autorka, odpowiadając przy tym na często zadawane pytanie: „Jem mniej niż moja sąsiadka, ale wyglądam inaczej. Dlaczego?”. – To kwestia genów – stwierdziła. – Jeśli wiemy, że mamy pewne predyspozycje i pewne rzeczy będziemy gorzej tolerować, warto zawczasu wdrożyć program naprawczy. – Gdy np. rodzice, dziadkowie borykają się cukrzycę typu 2, to, mając nastoletnie dziecko, warto wprowadzić taka dietę, by choroba nie rozwinęła się u niego wcześniej niż u dziadka. Zdając sobie sprawę z naszego bagażu genetycznego, musimy być czujni – przestrzegała H. Wilk. Przybliżyła też różnicę między cukrzycą typu 2 a 1, opowiadając o działaniu insuliny, sposobach jej obniżania dietą. – Ludzie pierwotni nie jadali aż tyle razy dziennie co my, ale dopiero gdy jedzenie do nich przyleciało albo je upolowali. Nie przewidywali. Nie mieli prognozy pogody, więc nie wiedzieli, czy będzie zima i czy trzeba robić zapasy. Państwo, którzy się ze mną spotykają w szpitalu lub współpracują, wiedzą, że jestem wierna zasadzie: nie je się śniadania, dopóki nie upoluje się mamuta. Niekoniecznie jest to zdrowe, ale odkąd nie pilnuje mnie mama, czyli od 20 lat, nie jem śniadania, bo biegam za mamutem. Każdy kto znalazł się na moim oddziale, mógł zauważyć, ile razy pokonuję pędem schody z góry na dół – oświadczyła lekarka.
To publikacja dla… zdrowych
H. Wilk przyznała, iż „Żyj w zgodzie ze swoimi hormonami” to paradoksalnie pozycja dla ludzi zdrowych, których wyniki badań są w normie, ale czują, że w ich organizmie zaczyna się coś dziać i chcą wprowadzić tzw. program naprawczy. – Chciałyśmy zatytułować naszą publikację „Czego ci lekarz nie powie”, lecz nazwa ta została już opatentowana przez kogoś innego – dodała.
– Chyba pani doktor za późno napisała tę książkę. Dla mnie co najmniej o 15 lat – stwierdził jeden z panów, którzy przyszli na spotkanie do MBP.
Wystąpienie autorki zakończyły brawa, a lekarka przyznała, że być może pisarska przygoda sióstr Wilk dopiero się rozpoczyna. – Spodobało nam się i nie wykluczamy, że w przyszłości czegoś znowu nie wymyślimy – zapowiedziała H. Wilk.
MD