Komentarze
O objawieniach

O objawieniach

Od jakiegoś czasu mamy w polskim życiu społecznym szereg następujących po sobie „objawień”.

Objawiają się pełni jadu i krytykanctwa wobec Kościoła byli księża, objawiają się nominowani do nagród artyści, którzy najlepiej w świecie wiedzą, jak umierał Jan Paweł II, jak został zmuszony do przedśmiertnego, bezsensownego, ich zdaniem, cierpienia i jak bardzo nieudolnym był papieżem. Objawił się też uprawiający po red. Lisie Newsweekową schedę nowy naczelny tego pisma. Co prawda jego pierwsze objawienie nastąpiło, gdy wraz z bratem napiętnował pedofilskie grzechy polskich duchownych i obiecywał, że natychmiast po tych rewelacjach zajmie się pedofilią w innych grupach społecznych. Być może o tej obietnicy zapomniał albo jakieś inne okoliczności go od tego odwiodły, ale nie zasypia gruszek w popiele. Nowy naczelny „Newsweeka” trzyma linię zwolnionego z tego stanowiska red. Lisa. Dał więc zielone światło swojej pracownicy, żeby na łamach tygodnika ukazała światu kolejne „objawienie” - niejakiego Marka Zagrobelnego, niegdyś zapalonego działacza PiS, który, jak sam deklaruje, przejrzał w końcu na oczy i dziś bohatersko objawia: „Byłem świadkiem wyborczych fałszerstw jako działacz PiS. Sam też miałem na nie wpływ. Pod tym względem PiS to partia szczególna!”

I rozpościera przed czytelnikami obraz „ludzi PiS, którzy siedzą w komisjach i mają dostęp do kart wyborczych, do spisu wyborców, czyli całej tej procedury na samym dole. Po prostu dostawia się krzyżyki na kartach do głosowania lub fałszuje się podpisy wyborców”. Przy czym zarzeka się, że „to się robi dyskretnie”. Jako światły Europejczyk (od paru już lat mieszka w Norwegii) uświadamia swoich rodaków z zaścianka, że wprowadzone w Kodeksie wyborczym zmiany mają umożliwić partii Jarosława Kaczyńskiego sfałszowanie najbliższych wyborów. Wywiad z nawróconym pisowcem promuje okładka zapowiadająca, że jego dawna partia „nie cofa się przed niczym, byle tylko utrzymać władzę”. Prezentuje też zwiniętą w kułak dłoń z uniesionym do góry wskazującym palcem, który w swojej artystycznej wersji nie tylko mnie jakoś dziwnie się z palcem środkowym skojarzył, a ozdobiony jest wyborczym krzyżykiem. Rozmówca red. Grochal tłumaczy, że po zamknięciu lokali wyborczych „członek komisji bierze dyskretnie długopis i maluje krzyżyk na opuszce palca”. Po czym tymże palcem stawia na karcie krzyżyk przy liście innej partii, co powoduje, że oddany głos staje się nieważny”. Powagi wypowiedziom Zagrobelnego dodaje wstępniak red. naczelnego, że „najbliższe wybory nie będą ani uczciwe, ani równe dla wszystkich”. Po takich zapowiedziach nie trzeba być tytanem intelektu, żeby już dziś wiedzieć, kogo „Newsweek” typuje na nieuczciwego gracza.

Wydawać by się mogło, że do wyborów jeszcze szmat drogi. Ale chyba tylko laik może tak pomyśleć. Wygląda bowiem na to, że to będzie już nie tylko bitwa, ale całkiem wojna. W co się trzeba uzbroić, żeby ten czas przetrwać?

Anna Wolańska