Rozmaitości
Źródło: ARCH
Źródło: ARCH

O oleju na zimno

O wytwarzanych przez siebie olejach spożywczych Robert Janowski z Turzych Rogów nie umie mówić na chłodno. - Nie mogę wyjść z podziwu dla natury: niektóre ziarna roślin oleistych można porównać do przysłowiowego ziarnka piasku. Skąd w nim olej? - dzieli się swoją fascynacją.

W produkcję oleju bawi się od ok. dziesięciu lat. Z wykształcenia jest pedagogiem. Będąc na etacie pracownika socjalnego, zaczął eksperymentować z nasionami roślin oleistych po godzinach, z myślą o tym, by dorobić do pensji. - Zawsze interesowała mnie żywność tradycyjna. Moi rodzice nie szczędzili czasu i sił, by jak najwięcej jedzenia, które pojawiało się na naszym stole, zrobić własnym sumptem. By była to żywność zdrowa i pewna: soki owocowe, przetwory warzywne, domowe wędliny.

W okresach przedświątecznych, ale nie tylko, zaopatrywali się w olej lniany czy rzepakowy tłoczony przez rolników z okolicznych wiosek – opowiada o początkach swojej pasji.

Pierwsze wiaderko

– Zaczynałem od zera. Nikt mi nie przekazał dorobku pokoleń, nie spijałem śmietanki, biorąc się za ten fach. Do wszystkiego dochodziłem sam, nie obyło się bez pomyłek, trudności – opowiada, mając w pamięci moment, gdy po raz pierwszy stanął przy kupionej przez siebie maszynie. Zapał mieszał się z bezradnością, dobre chęci z rozczarowaniem. W końcu – metodą prób i błędów udało się utoczyć wiaderko swojego oleju. – Byłem zawzięty – zastrzega Janowski. Początkowo odbiorców było jednak niewielu. Przełomowym momentem dla świeżo upieczonego olejarza były Międzynarodowe Targi z Doradztwem Rolniczym organizowane w Siedlcach. Okazało się, że grono osób zainteresowanych zakupem tłoczonych na zimno olejów jest naprawdę duże. – Dodało mi to skrzydeł – mówi R. Janowski.

Na zimno – samo zdrowie

– Oleje tłoczone na zimno to bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych, których organizm ludzki nie wytwarza, a potrzebuje do prawidłowej pracy. Fachowcy żywieniowi wypowiadają się, że te oleje są nieocenionym i niedocenionym źródłem zdrowia – R. Janowski charakteryzuje krótko owoc swojej pracy. Rośnie też znajomość tematu, tj. wiedza, że proces tłoczenia oleju na gorąco, tzn. po podgrzaniu ziaren, pozbawia finalny produkt wartości odżywczych. Stąd np. olej lniany, który można kupić na rynku przed Bożym Narodzeniem, wprawdzie pięknie pachnie, ale jest mniej wartościowy od tego tłoczonego na zimno. Ponadto poddawanie wysokim temperaturom zamienia esencję zdrowia w tłuszcz „wzbogacony” w toksyny powstające podczas gotowania. – Smażenie racuchów na oleju lnianym czy doprawianie nim wigilijnej kapusty to karygodny błąd, przekazywany z pokolenia na pokolenie – dodaje R. Janowski. Cieszy fakt, że ludzie coraz bardziej świadomie sięgają po to, co warunkuje zdrowie – dzieli się spostrzeżeniem. Dzięki temu mógł pozwolić sobie na to, by zrezygnować z pracy zawodowej i postawić wszystko na jedną kartę.

Taki fach

W 2013 r. R. Janowski założył działalność gospodarczą pod szyldem nawiązującym do nazwy rodzinnej miejscowości – „NaturaTur”. Tłoczy olej w przystosowanym na ten cel pomieszczeniu w budynku gospodarczym – oczywiście spełniającym wszystkie wymogi sanitarne. Dzięki współpracy z Uniwersytetem Przyrodniczo-Humanistycznym w Siedlcach ma pewność, że produkt jest wysokiej jakości.

– Przy jednoosobowej działalności trzeba ostro zakasywać rękawy, by mieć względnie dobry wynik finansowy, pozwalający na utrzymanie firmy i zapewnienie rodzinie źródła utrzymania – stwierdza mój rozmówca. Przyznaje też, że mógłby pokusić się o więcej, czyli sprzedaż poprzez stronę internetową. I chociaż – jak mówi – kusząca wydaje się perspektywa zwiększenia produkcji, związanych z tym budowy hali i zatrudnienia pracowników, na razie poprzestaje na dotychczasowych ilościach.

Okrągły rok

Tłoczenie oleju trwa w Turzych Rogach cały rok. Już w okresie zbiorów trzeba zaopatrzyć się w ziarna. Janowski kupuje je bezpośrednio u rolników, głównie w regionie: dynię w Wisznicach, rzepak w gminie Łuków, ostropest – w okolicach Radzynia Podlaskiego. Przy maszynie staje dwa, trzy razy w tygodniu – w zależności od zapotrzebowania albo zamówień. Jak zaznacza, specyfika produktu decyduje o tym, że nie można zrobić oleju na zapas i postawić w magazynie. Trzeba go sprzedać od ręki. – To nie drożdżówka czy owocowy sok. Nie zużyje się go za jednym przysiadem, nie wypije jednym haustem – precyzuje z uwagą, że przekłada się to i na cenę, i na zbyt. Oleje można kupić w sklepach ze zdrową żywnością, ale główny rynek nabywców zapewnia udział w jarmarkach, festiwalach zdrowej żywności, imprezach wystawienniczych itd. Rośnie zainteresowanie restauracji, które na bazie oleju tłoczonego na zimno robią wykwintne dania.

Oleju na lekarstwo

Dzisiaj Janowski wytwarza około dziesięciu rodzajów oleju. O każdym z nich – mógłby napisać książkę. Hitem jest olej z czarnuszki, niekoniecznie smaczny, ale zdrowy. Leczy stany zapalne, astmę cukrzycę, zbija markery nowotworowe. Olejem z pestek dyni można wspomóc kuracje przerostu prostaty czy odrobaczyć organizm. Lnianym leczy się nadciśnienie. Słonecznikowy, ssany na czczo, ściąga toksyny z organizmu, rzepakowy wspomaga układ krążenia…

– Zarażam ludzi wiedzą o olejach – śmieje się R. Janowski. Największa satysfakcja to moment, gdy potencjalni klienci podchodzą do jego stoiska i zaczynają degustować oleje wystawione w miseczkach. Okazuje się wtedy, że zaczyna brakować im słów na opisanie doznań smakowych. W domu u Janowskich swojskie oleje zajmują poczesne miejsce. – Żona wzdycha, patrząc na moje nowe buty czy kolejne spodnie poplamione olejem. Ale tak ona, jak i dzieci podzielają mój zachwyt olejami. Bez lnianego nie wyobrażamy sobie śledzi czy sałatek. Do smażenia używamy rzepakowego – w temperaturze traci część swoich walorów, ale i tak nie mógłbym postawić przy nim tych rafinowanych. Olej dyniowy, mój ulubiony, to poezja smaku – mówi pan Robert.

– Jeśli ktoś robi coś na siłę, prędzej czy później wypali się, nic z tego nie będzie. Mnie to, czym się zajmuję, cały czas fascynuje – R. Janowski podaje przepis na powodzenie w branży, w której zaistniał kilka lat temu. – Nie mogę wyjść z podziwu: małe ziarenko, a niektóre ziarna roślin oleistych – wiesiołka czy lnianki – można niemal porównać do przysłowiowego ziarnka piasku. Skąd w nim olej? Cały czas mnie to cieszy. Żyję z tego i czerpię satysfakcję – mówi.


Cieszy uznanie

W 2014 r. oleje z Turzych Rogów wciągnięte zostały na listę produktów regionalnych ministerstwa rolnictwa (Lubelszczyzna ze 176 produktami zajmuje obecnie trzecią pozycję w kraju). W elitarnym – jak by nie było towarzystwie – jest zaledwie pięciu producentów oleju. R. Janowski, wspominając urzędnicze wymogi oraz procedurę ubiegania się o ten tytuł, przyznaje z satysfakcją: był to sukces. – Jednym z warunków, którym trzeba sprostać, jest udowodnienie, że kultura wytwarzania danego produktu jest nie młodsza niż 25 lat. Aby stosowny „materiał dowodowy” przedłożyć, korzystałem z pomocy Muzeum Regionalnego w Łukowie oraz Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi – wspomina. W trakcie poszukiwań okazało się, że zapisy potwierdzają funkcjonowanie olejarni w Łukowie już w 1887 r. Niedawno R. Janowski znalazł się w grupie producentów nagrodzonych Laurem promocyjnym marszałka województwa lubelskiego. – To wisienka na torcie – mówi o uznaniu dla jego pracy i wkładzie w promowanie województwa.

Wójt gminy Łuków Mariusz Osiak nie kryje, że taki producent na terenie gminy to prawdziwy skarb. – Rolników tłoczących olej na własne potrzeby mamy wielu. R. Janowski wziął się za to na poważnie i otworzył działalność gospodarczą. Dzięki niemu możemy pochwalić się jedynym w gminie produktem tradycyjnym, co ma w sobie element piaru – mówi wójt. I dodaje: – Na działalność R. Janowskiego patrzeć jednak należy przez pryzmat dobra odbiorców jego olejów. Zyskują wiedzę na temat zdrowej żywności i szansę na zdrowsze życie.

LA