Komentarze
O słuszności obruszania się

O słuszności obruszania się

Nieco przebrzmiały już, ale ciągle z gwiazdorskimi i eksperckimi zapędami mistrz gotowania i pałaszowania obruszył się był niedawno w debacie pośród innych mistrzów na - wydawać by się mogło - Bogu ducha winne, a według laików nawet przyjazne ogółowi ludzkości zawołanie: „smacznego”.

Jak przekonuje wspomniany wyżej ekspert, użycie tego słowa jest 1. niekulturalne i 2. świadczy o braku manier. Może bowiem sugerować, że serwowana potrawa właśnie smaczna nie jest. A tego przecież, życząc komuś „smacznego”, wcale byśmy nie chcieli. Co innego zawołania zachodnioeuropejskie. Takie np. „guten Appetit” albo „buon appetito”, które - zdaniem eksperta - nawiązują tylko do apetytu, czyli nie mają nic wspólnego z sugerowaniem poziomu (nie)smaczności potrawy. Czyli gdybyśmy - idąc tą zachodnioeuropejską dróżką - zamiast: „smacznego” mówili: „dobrego apetytu”, to byłoby dobrze? Przecież takie życzenie też może sugestywne być. I też niekoniecznie w znaczeniu pozytywnym.

Bo czy dobry apetyt nie jest gwarantem spałaszowania każdej (w domyśle: i tej niezbyt smacznej) potrawy? A przy odrobinie dobrych chęci to i zawołanie: „smacznego” można odebrać jako życzenie, żebyśmy z konsumowanego posiłku zadowoleni byli. Czyli dobry apetyt mieli. Jeśli ktoś w wielkanocnych pozdrowieniach życzy komuś „smacznego jajka”, to mu sugeruje podjadanie zbuków?

Gdyby się tak przyszło dokumentnie przejąć, to po wykładzie wspomnianego mistrza i sekundujących mu innych ekspertów właściciele restauracji o nazwie „Smacznego” (a takie w naszym kraju istnieją) powinni wyrwać sobie z głowy wszyściuteńkie włosy i zrobionym z nich pędzlem natychmiast przemalować szyld.

Dobrze, że znawcy okołoposiłkowej etykiety nie wzięli na warsztat modlitwy: „Pobłogosław, Panie Boże, nas i te dary…”, bo strach pomyśleć, jaką sugestię mogliby w niej znaleźć.

Używając eksperckiej logiki, należałoby też zaprzestać mówienia: „dzień dobry”, bo można się w tym doszukać nie pozdrowienia, tylko zasugerowania, że pozdrawiany ma właśnie zły dzień. A  w rzuconym w stronę kichającego: „na zdrowie” wyłącznie sugestii choroby.

Obruszanie się na wyżej wspomniane zachowania wydaje się nieco przesadzone. Oczywiście, że dobrze jest znać formy towarzyskie, a jeszcze lepiej zachowywać je. Tyle że towarzystwo towarzystwu niejednakie. Co nie uchodzi w grupach formalnych, to może być akceptowane w nieformalnych. Wszak „Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna”.

Przy okazji nagonki mistrzów na brak okołokulinarnych manier przypomniała mi się taka rymowanka z czasów mojej wczesnoszkolnej edukacji: „Smacznego” – „A co ci do tego?!”. Kto zna jej ciąg dalszy, ten mógłby wyprowadzić słuszny wniosek, że bardzo dobrze wpisuje się ona w logikę wypowiedzi mistrzów. Albo że mistrzowie w jej się logikę wpisują.

Tylko – czy słuszne wnioski na pewno zawsze są słuszne?

Anna Wolańska