O TVP słów kilka
Każdy z nas, rozpoczynając nowe dzieło, do jego wspólnej realizacji zaprosi ludzi, na których przynajmniej przypuszczenie pozwala mu polegać. Czemu więc takie zaskoczenie, a często wręcz oburzenie wywołują zmiany w tym naszym ogólnonarodowym medium telewizyjnym, skoro gołym okiem widać, że to niektórym dziennikarzom było bardziej nie po drodze z nową władzą, niż nowej władzy z nimi?
Część społeczeństwa chyba uwierzyła, że czasy telewizyjnej propagandy skończyły się wraz z odejściem ekipy Gierka i ostatnim odcinkiem programu „Radzimy Rolnikom”, w którym pan redaktor biegał po polu i przeprowadzał relację z rekordowo szybkiego wzrostu buraków. To był według niektórych moment końca propagandy. I aż do dzisiaj trwała sielankowo-obiektywna idylla. To jednak szczyt sukcesu propagandy: przekonać ludzi, że jej nie ma…
A przecież dobra władza nie przestraszy się dziennikarza obiektywnego. Takiego dziennikarza, który nie zajmuje się kreowaniem rzeczywistości, tylko jej komentowaniem. Takiego, który zapraszając gości do programu, nie dzieli ich z góry na mądrych i głupich, przyjaciół i wrogów – nawet jeżeli prywatnie sympatyzuje tylko z jednymi. Wszak trener w szkole tańca klasycznego raczej nie powinien obrzydzać walca uczestnikom kursu, bo sam, prywatnie, woli tańczyć tango. A jeżeli już jest tak bardzo „tangowo” zdeterminowany, powinien po prostu odejść do takiej szkoły, która tylko tanga naucza. Takie to niby oczywiste…
I tak oto na horyzoncie pojawiają się kwestie personalne. Ktoś odszedł, kogoś zwolnili, komuś podziękowali za współpracę. To zawsze przykre, gdy człowiek traci pracę, ale moje współczucie w tym przypadku jest odwrotnie proporcjonalne do stanu konta nowego bezrobotnego, który w dodatku już na drugi dzień znajduje sobie bezpieczną posadę. Naprawdę w tym kraju jest wielu, którzy nie tylko współczucia, ale i konkretnej pomocy w tym obszarze życia potrzebują o wiele bardziej.
Z kolei dziennikarze-milionerzy występujący w roli trybunów ludowych wykrzykujących rewolucyjne hasła na barykadach są wiarygodni mniej więcej tak samo jak Pigmeje opowiadający o trudach życia na Alasce. Normalne – mają żal i osobiste pretensje, ale ubieranie tych odczuć w szaty martyrologii prawie narodowej pachnie dziecinadą, a jeszcze bardziej wyrachowaniem.
I jedna myśl na koniec: wszyscy manifestujący przeciwko zmianom w TVP powinni udowodnić swoją odpowiedzialność za tę instytucję, okazując dowód opłacenia abonamentu RTV. Kiedy pytam o to dyskutantów na forach, nagle okazuje się, że mało kto w tym kraju ma w domu telewizor! No, a jeżeli już ma, to i tak go nie ogląda, tylko tak sobie trzyma, zamiast akwarium. I ze względu na estetykę wnętrza chyba. Być może posłuchali jednego z premierów, który najpierw zapowiadał koniec abonamentu, potem mówił, by nie płacić, aż w końcu o sprawie… zapomniał.
Kilka lat temu, trochę z przekory, zapytałem rzecznika praw obywatelskich, czy płacąc abonament RTV, jestem obywatelem uczciwym czy głupim? Otrzymanej odpowiedzi nie przytoczę, chociaż nie wskazywała na to drugie. Po prostu była tak mało konkretna, tak długa i pokrętna, że wreszcie zrozumiałem, dlaczego moje kochane państwo od tylu już lat nie potrafi uporać się z tym tak banalnym na pozór problemem.
Janusz Eleryk