O wartości trzeba się upominać
Wśród gości, którzy 23 marca zjechali do parafii św. Józefa w Siedlcach, znaleźli się również sami uczestnicy tamtych wydarzeń. Ks. dr hab. Andrzej Kiciński, który poprowadził spotkanie, na wstępie zadał pytanie, czy warto mówić o tym, co było 40 lat temu, przytaczając publikacje, jakie ukazały się na ten temat. O wielu kwestiach dotyczących obrony krzyża w Miętnem dowiadujemy się po latach dzięki dostępowi do różnych archiwów. Ciekawym źródłem są również prace magisterskie.
Prace autorstwa m.in. Andrzeja Ilczuka, ks. dr. Marka Weresy czy Agnieszki Soszki, która pokazuje, jak młodzież z Miętnego budowała swoją podmiotowość. Ks. A. Kiciński wskazał jeszcze jedną ciekawą grupę. – To prace magisterskie uczniów ówczesnych szkół wojskowych oddające, w jaki sposób ówczesne władze, nauka patrzyły na te wydarzenia – mówił, podkreślając, iż komunistom w głównej mierze chodziło o desakralizację, likwidowanie jakiejkolwiek ingerencji Kościoła w życie polityczne, stad np. zamiast słowa krzyż – „emblematy” itp.
– Warto po 40 latach zebrać pewną wiedzę, by zobaczyć, jak to wyglądało z kilku stron – tłumaczył zamysł kolejnej publikacji o Miętnem. – Myślałem, że komuniści bali się młodzieży. A oni bali się pisemnego protestu kleru w sprawie bojkotu wyborów. Najpierw dziekana garwolińskiego, który wystosował list 25 grudnia 1983 r. Bo to, co napisane, zostaje. Bali się również odpowiedzi bp. Mazura, czyli jego postu, dlatego podczas każdej rozmowy z nim obok stał ciepły posiłek… Strajk rezonował też na młodzież z innych szkół. Te osoby pełnią dziś ważne funkcje, nie tylko w naszej diecezji – wyliczał powody, dla których władza tak bardzo chciała ukryć to, co miało miejsce w Miętnem. Zauważył, że komuniści myśleli, iż zniszczyli wszystkie dokumenty na ten temat. – Próbowano pokazać, że to była kwestia lokalna, ale do strajkujących przyjechały dwie kompanie ZOMO: jedna z Warszawy i jedna z Siedlec. Wiemy o tym, bo dotarliśmy do dzienników wyjść. To konkretne dane, że wojewoda zwrócił się o stłumienie strajków – opowiadał, dodając, że dobrym pomysłem jest, by opracować kalendarium tamtych wydarzeń, co chce zrobić jeden z uczestników – Tadeusz Gora.
Cel: zniszczyć ich
Z dokumentów, do jakich udało się dotrzeć naukowcom, wynika, że kiedy myślano, iż wszystko się uspokoi, bo 9 marca bp Mazur podpisał z wojewodą porozumienie, 10 marca w urzędzie wojewódzkim powstał plan zakładający zniszczenie ludzi i księży związanych z obroną krzyża. Powstały trzy grupy operacyjne, a założeniem było, by nikt z Garwolina i okolic nie mógł się o tym dowiedzieć, zaś pięć osób oddelegowano tylko i wyłącznie do podsłuchiwania kurii i zniszczenia jej. Chciano m.in. skompromitować bp. Mazura. – Trwają badania, by pokazać, jak próbowano niszczyć kapłanów, m.in. ks. kan. Stanisława Bieńkę – zdradził ks. Kiciński. – Czekam, co mogę upublicznić. Zastanawiamy się też, jak o tym wszystkim opowiadać współczesnej młodzieży – dodał.
O pokazanie tej rzeczywistości PRL-u z perspektywy spojrzenia na krzyż pokusił się historyk prof. Jan Żaryn. Przypomniał słowa ks. dr. Karola Milika, pierwszego administratora apostolskiego Górnego Śląska w 1945 r., określające proces przyłączania tych ziem do terenu Polski, w którym bardzo ważną rolę odgrywał Kościół: „Ziemia polska to ziemia krzyży jako drogowskaz kultury chrześcijańskiej. Ruch hitlerowski ściął te krzyże, postawimy je na nowo”. – Katolicyzm czasów PRL-u to także walka o zachowanie chrześcijańskiej przestrzeni publicznej. Trzeba rozumieć, patrząc na długi okres PRL-u, że mamy do czynienia z pewnymi cyklami, w których ujawnia się niezwykła chęć – z jednej strony narodu chcącego zagospodarować przestrzeń publiczną krzyżami, a z drugiej władzy, która także w takiej sinusoidzie tę przestrzeń publiczną, mówiąc ich słowami, chce odzyskać dla ateistów – tłumaczył. Wskazał, że świeckość państwa to słowo klucz, a chodziło de facto o ateizację przestrzeni publicznej. – Atak, który był szczególnie widoczny, to atak na młodych, czyli zdobywanie duszy młodzieży, która miałaby stać się zapleczem bojowym wprowadzania komunizmu do przestrzeni publicznej – tłumaczył, przypominając, że gdy Gomułka poczuł siłę, rozpoczęła się akcja dekrucyfikacyjna. – Bunt, jaki wówczas nastąpił, został spacyfikowany ustawą wyrzucającą katechezę ze szkół.
Znak wiary i wolności
Jak zauważył historyk, Polacy w PRL-u na nowo zaczęli wieszać krzyże, bo 96% z nich przyznawało się do katolicyzmu, ale też dlatego, że nabrał on dodatkowego znaczenia. – Był symbolem chrześcijaństwa, ale także wolności – akcentował J. Żaryn. – W sierpniu 1980 r. pamiętali o tragedii grudnia 1970 r. Wiedzieli, jak ważne są krzyż i obecność kapłanów, bo istnieje prawo wyższe niż stanowione przez komunistów i to ono stanowi definicję wolności. Robotnicy wiedzieli, że prawo wyższe pozwala im strajkować. Młodzież Miętnego znalazła się w tej rzeczywistości 16 miesięcy między sierpniem 1980 r. a grudniem 1981 r., kiedy to wychowywaliśmy się w atmosferze niezwykłego rozumienia, co jest naprawdę prawem człowieka – tłumaczył.
Siła w jedności
Na pytanie, na czym polegało bohaterstwo młodzieży z Miętnego, J. Żaryn wskazał, że jej siłą była niezwykła solidarność i masowość strajku. – W zasadzie od razu w grudniu, kiedy samorząd idzie do dyrektora i żąda wyjaśnień, podpisało tę petycje 256 uczniów na 600 uczących się w szkole, a za chwilę w strajku udział wzięło dużo więcej, bo 500 uczniów – wyliczał. – Rada Episkopatu Polski wsparła ich protest, podobnie jak później we Włoszczowej, Katowicach. „Wychowaliśmy ludzi do dawania świadectwa, chcieliśmy, aby mieli mocne i zdecydowane postawy, nie możemy teraz przyjąć metodyki Piłata i Heroda” – przytoczył słowa kard. Macharskiego, dodając, że wtedy zaczął się marsz Kościoła, którego oferta zaczęła wygrywać z ofertą Gierka. – Władze komunistyczne uznały, że sprawę Miętnego źle przeprowadziły – przyznał. – Nie spodziewano się aż takiej solidarności i wśród uczniów Miętnego, i innych szkół powiatu garwolińskiego, ale też warszawskich. Władza przegrała propagandę.
Nauka miłości
Dr s. Anna Mroczek, która była jednym z uczestników wydarzeń w Miętnem, dała świadectwo, jak wielki wpływ na życie jej i wielu innych uczniów miały tamte dni. – Ówczesna szkoła karmiła nie tylko nasz intelekt, ale i ducha – przyznała. – Z literatury czerpaliśmy siłę i uzasadnienie do obrony krzyża. Bo miłość żyje, kiedy jest wyrażana – podkreśliła, zauważając, że byli zdeterminowani, by nie cofnąć się przed niczym. Wspominała, jak uciekali przed ZOMO, upadali w śniegu, pomagali sobie wstać. Zdawali sobie sprawę, że władza szuka na nich haków, czegoś, co będzie mogła pokazać jako argumenty przeciw nim. – Mieliśmy na uwadze, by nasza postawa nie zaprzeczała głoszonym wartościom, dlatego zwracaliśmy uwagę na gesty, słowa, by nie było w nich agresji, nienawiści – mówiła. Jak przyznała, dalecy byli od tego, żeby komuś przypisać rolę lidera, bo władza mogłaby go pociągnąć do odpowiedzialności. – Byliśmy czujni, by kogoś nie wsypać, milczeliśmy, kto powiesił krzyże, plakat, pisał list do dyrektora czy papieża – wspominała s. A. Mroczek. – Po latach, gdy w świetle dokumentów poznajemy prawdę, wzrasta we mnie zdumienie poziomem naszej solidarności. Uznaję to za działanie nadprzyrodzonej mocy, na którą byliśmy otwarci – podkreślała.
Znamienny czas
S. Anna wskazała też na wymowę czasu, w jakim trwał strajk: od Środy Popielcowej po Niedzielę Palmową. – Jak łańcuch naczyń połączonych czerpaliśmy siłę ze wspólnoty wiary, a Dobry Pasterz wziął nas w obronę – zauważyła. – Nasze cierpienie zbiegło się z Wielkim Postem. Świat, patrząc na nas, nie mógł nie zauważyć cierpiącego Jezusa. W końcu bp Mazur ogłosił, że do szkoły wrócimy i my, i krzyż…. Do dziś dzwoni mi w uszach ten deszcz oklasków. Z racjonalnego punktu widzenia nie powinno się to wydarzyć. Ale się nam przydarzyło. Chrystusowemu krzyżowi przywrócono właściwe miejsce, kolejny raz zwyciężył. Spodobało się Panu, by jego krzyż znalazł się w naszych rękach. Otrzymaliśmy najcenniejszą lekcję poglądową. Na jawie oglądaliśmy sen cesarza Konstantyna… Czy to my podjęliśmy się obrony krzyża, czy raczej to krzyż ocienił całe nasze życie? Wspomnienia rezonują pytaniem, czy obecnie nadal w nim żyję, by mnie mógł osłonić w dniach trwogi – zakończyła s. Anna, cytując słowa Jezusa, które pięknie oddają to, co miało miejsce w Miętnem 40 lat temu: „Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10,32).