Komentarze
Obronić prawo

Obronić prawo

W bardzo niedługim czasie mamy kolejne doniesienie o napaści na policjanta - tym razem w jednym z McDonald’sów. Reakcja znajdujących się na miejscu zdarzenia ludzi podobna jak w poprzednich sytuacjach - nikt z obserwujących zajście nie pośpieszył z pomocą, nie zareagował.

Tym razem funkcjonariusz zwrócił młodym mężczyznom uwagę, że niewłaściwie zachowują się wobec personelu restauracji.

Co prawda na skutek zaistniałych ostatnio wypadków minister sprawiedliwości zapowiada wzmożone sankcje wobec (młodocianych i nie tylko) przestępców. Wydaje się jednak, że zanim to nastąpi, dużo wody w Wiśle i innych rzekach upłynie. Tymczasem jest, jak jest i na poprawę sytuacji wcale się nie zanosi. Np. za zachowanie we wspomnianym McDonald’sie sprawcy nie będą odpowiadali jak za napad na funkcjonariusza, bo w czasie wspomnianego zajścia policjant nie był na służbie.

Wypadałoby się chyba zastanowić nad tymi zdarzeniami. Czy napad na funkcjonariuszy to przypadek? Można by mieć przekonanie, że stróże porządku częściej niż inni obywatele reagują na skandaliczne zachowania – zwłaszcza młodych ludzi. Można też w tych napaściach na policjantów dopatrywać się postawy rodem z minionej epoki, kiedy to milicjant z założenia był wrogiem i należało mu się, też z założenia, co najmniej przeciwstawić. Jednak wielu z tych funkcjonariuszy, jak wspomnieliśmy, nie było na służbie, więc napastnicy chyba niekoniecznie wiedzieli, kim są ci, którzy zwrócili im uwagę.

Niepokój budzi też co innego. W zasadzie w każdym z przypadków zdarzenie rozgrywało się przy milczącym współudziale świadków. Fakt, że nikt nie zareagował, rodzi niepokój czy wręcz strach. Okazuje się bowiem, że nawet wśród tłumu ludzi nie można liczyć na jakąkolwiek pomoc. Dlaczego przyjmujemy taką właśnie postawę? Pewnie pracowaliśmy na nią przez lata. Jesteśmy zajęci sobą, własnymi sprawami tak bardzo, że nawet to, co o krok od nas, wydaje się nam odległe, dopóki bezpośrednio nas nie dotyczy. Zasada niemieszania się w cudze sprawy to dziś chyba standardowa postawa.

Jest jeszcze inny problem. Świadkowie zdążyli się już przekonać, że zeznawanie nie tylko się nie opłaca, ale wręcz szkodzi. Na porządku dziennym jest bowiem konfrontowanie świadka z przestępcą twarzą w twarz. Jeśli obaj są mieszkańcami tego samego miasta, koniec można bez trudu przewidzieć. Ale nawet jeśli nie mieszkają obok, zastraszenie i nękanie świadka nie jest dla bandyty problemem. Przepisy nie są niełaskawe dla sprawcy. To jemu przysługują prawa, jego dobro i jego godność są respektowane. Nazwanie nawet najgorszego zbója przestępcą to obraza jego godności, skutkująca konsekwencjami prawnymi. Wystarczy przypomnieć historię gwałciciela i mordercy, który nazwany przez matkę ofiary bandytą, wystąpił o odszkodowanie za straty moralne.

Wielu obywateli jest głęboko przeświadczonych o tym, że prawo chroni przestępców. Dopóki to się nie zmieni, ani na przystanku, ani w McDonald’sie, ani nigdzie indziej nie doczekamy się pomocy. Choćby było nas mrowie, a bandyta jeden.

Anna Wolańska