Od obrączki do brewiarza
Gotowość do przyjęcia konsekracji to zarówno powołanie, jak i zadanie. To także piękny sposób na wypełnienie życia i samotności po śmierci współmałżonka. Przede wszystkim jednak stanowi dar od Boga, bo to On pociąga konkretne osoby do podjęcia takiej decyzji - przekonują cztery wdowy, które 30 kwietnia w siedleckiej katedrze przyjęły z rąk bp. Kazimierza Gurdy konsekrację. Do tego dnia przygotowywały się trzy lata, choć - jak przyznają - tak naprawdę czekały na niego całe życie. Halina Gryczan już jako młoda dziewczyna pragnęła pójść do zakonu. - Wtedy trzeba było mieć jednak zgodę rodziców i tzw. wyprawkę, a ja nie otrzymałam ani jednego, ani drugiego. Postanowiłam więc uczyć się dalej i zdobyć zawód, ale to niespełnienie nosiłam w sobie zawsze. Tylko na pewien czas zostało ono uśpione - opowiada.
W wieku 19 lat Halina wyszła za mąż. – Wybrałam sobie chłopaka z rozsądku. Miłość przyszła potem – mówi szczerze. – Doczekaliśmy się trojga dzieci: dwóch synów i córki. W sumie przeżyliśmy razem 46 lat i było to naprawdę dobre życie – podkreśla.
W 2015 r. mąż H. Gryczan nagle zmarł. Po jego śmierci nie wiedziała, co ze sobą zrobić. – Tyle lat przeżyłam w małżeństwie, razem pracowaliśmy w gospodarstwie, wychowywaliśmy dzieci, byłam sołtysem, działałam w radzie parafialnej, a tu raptem wszystko się skończyło. Zaczęłam na nowo szukać swego miejsca i drogi – wspomina.
Pewnego dnia usłyszała, jak ówczesny proboszcz parafii pw. św. Marii Magdaleny w Tuchowiczu ks. Dariusz Mioduszewski powiedział, że wspólnocie przydałaby się konsekrowana wdowa. – Pomyślałam, że może to właśnie dla mnie. W duchu też coś mi szeptało: „idź, zapytaj”, więc poszłam. Po kilku miesiącach proboszcz zawołał mnie, mówiąc: „Halino, jedziesz do Opola”. To była sobota, a już w poniedziałek miałam stawić się w seminarium, gdzie odbywała się formacja – opowiada. – Już od pierwszego momentu wiedziałam, że to droga dla mnie. ...
DY