Historia
Odezwa ks. Leona Korolca i bój pod Jedlanką

Odezwa ks. Leona Korolca i bój pod Jedlanką

Dopiero 14 stycznia referent rosyjski Pawliszczew zamieścił wzmiankę, że 5 stycznia 1864 r. powieszono w Siedlcach ruskiego poddanego Rudolfa Freitaga. Był to zarządca w dobrach Rawicza w Grochowie, który przedtem brał udział w bitwie pod Węgrowem, był aresztowany, a po pobycie w Cytadeli ponownie dowodził oddziałem partyzanckim.

Uwadze Pawliszczewa uszła jednak wiadomość, że wojska rosyjskie z garnizonu węgrowskiego odkryły 9 stycznia w dawnej gorzelni koło lasów sterdyńskich skład broni powstańczej. Zabrano wtedy 130 karabinów, dziewięć pistoletów, 17 pałaszy i beczkę prochu.

15 stycznia Rząd Narodowy mianował Ludwika Lutyńskiego majorem i zaliczył go do sił zbrojnych województwa podlaskiego. W tym czasie przebywał on w okolicy Chełma. 16 stycznia – według raportu naczelnika powiatu radzyńskiego – do Podlodowa zajechał liczący 60 kawalerzystów oddział powstańczy. Kilku partyzantów odłączyło się od zgrupowania, weszli do kancelarii wójta i zażądali od znajdującego się tam pisarza wydania dokumentów. Wobec jego odmowy aresztowali go i zabrali interesujące ich wykazy osób i podatku. Pod datą 16 stycznia Pawliszczew zanotował: „Oddział z kijowskiego okręgu wojskowego pod dowództwem kpt. Burdiewa dopadł i rozbił 16 stycznia pod wsią Rudka między Chełmem a Świerżami konną bandę Lutyńskiego, biorąc do niewoli dziewięciu ludzi i broń”. W rzeczywistości Lutyński mimo tej porażki ponownie zebrał swój oddział.

Tego dnia komisarz powstańczy województwa podlaskiego ks. Leon Korolec wydał odezwę, w której pisał m.in.: „Nie upadajcie na duchu Obywatele! Zima niech Was nie zatrważa… Dziś cofać się już nie wolno. Walka Polski z Moskwą to walka ducha z materią, w której z prawa odwiecznego duch wyjdzie zwycięsko, walka to cywilizacji z barbarzyństwem, walka chrześcijańskiej Europy z pogańską Azją… Przed nami życie lub śmierć. Naród, który milionami piersi woła o życie, umrzeć nie może, więc żyć musi, a żyć samodzielnie, nie w zgniłym caryzmie, z którego jak z innego grobu dźwignął się do życia. Lecz nie mamy poprzestać na błogich nadziejach. Obywatele! Kto pragnie żyć, niech się dobija o życie! Niech nikt nie będzie trupem między żyjącymi. Gdzie życie wspólne, tam jedna dusza wszystkich ożywiać powinna. Naród winien stanowić jedność nierozdzielną, kto ręką, kto radą, kto mieniem, a wszyscy podług stanu i możności wszystko poświęcić niech będą gotowi, na każde zażądanie, na pierwsze wezwanie. Nie zasłaniajcie się, jak to niektórzy czynicie, obowiązkami dla rodziny, że te nie dozwalają Wam ponieść uszczerbku na Waszym mieniu. Jest to egoizm nikczemny, któregoście pod carską obrożą nabyli… Precz z trądem sobkostwa i egoizmu! Kto uchyla się od ofiar, ten nie może mieć prawa do obywatelstwa w niepodległej Ojczyźnie, ten na żołd carski niech się przenosi zawczasu. Lecz kto nie czuje się być dłużnym Ojczyźnie, dla niego też Ojczyzna nic u siebie nie ma”.

17 stycznia płk Wróblewski przekroczył Wieprz pod Kockiem i zatrzymał się na nocleg w Siemieniu. Naczelnik powiatu radzyńskiego donosił władzom rosyjskim, iż do folwarku siemieńskiego zajechała jazda powstańcza w sile 50 koni i zażądała 25 centnarów siana, jednego wołu, 50 kg słoniny i chleba. Po noclegu ruszyła z folwarku w stronę Ostrowa. Według tego samego meldunku 18 stycznia, po wyjeździe oddziału Wróblewskiego, nadciągnęła partia Szydłowskiego w sile 150 koni. Po całodziennym odpoczynku powstańcy odjechali w kierunku Lubartowa.

18 stycznia w Kwasówce został aresztowany za – jak zapisano w dokumencie – „udział w buncie” 44-letni Adam Jabłoński, ojciec sześciorga dzieci. Tego dnia oddział Wróblewskiego stanął na nocleg w Tyśmienicy. „Mróz oddech wstrzymywał, garstka powstańców wyglądała jak upiorów gromada” – wspominał Ignacy Aramowicz. 19 stycznia oddział ten w sile ok. 40 koni posuwał się z Tyśmienicy ku Jedlance. Po minięciu Rudki Korybutowej powstańcy natknęli się na sotnię kozaków kubańskich mjr. Zankisowa z Warszawy, z osobistej ochrony namiestnika Berga. Ubrany na biało dowódca kozaków zmylił powstańców, którzy wzięli go za księdza jadącego z posługą. Atak był więc tak niespodziewany, że partia Wróblewskiego nie zdążyła nawet utworzyć szyku. Oddziałek ledwie co minął chatę leśną w Gościncu, gdy na tyłach ukazali się w cwał pędzący kubańcy. „Chmura nieprzyjaciół zdawała się pochłonąć naszych” – zapamiętał Aramowicz. Wróblewski, chcąc powstrzymać nacierających, jadąc jako ostatni zawrócił konia i stanął w poprzek drogi, narażając własne życie. Zamierzał nie tyle zatrzymać pościg, co dać powstańcom czas na schronienie się w lesie. Otoczony przez nieprzyjaciół nie miał szans. Cięty dwukrotnie w głowę i prawe ramię spadł z konia. Kozacy kubańscy, nie rozpoznając w nim dowódcy, rzucili się w pogoń za uciekającymi. Bój oddziału Wróblewskiego, samotną jego walkę i dalsze dzieje po upadku z konia, pięknie opisał Adam Próchnik w książce „Idee i ludzie”. Barwnie przedstawił też wahania podlaskiego chłopa spod Jedlanki, który po bitwie zastanawiał się, co zrobić z ciężko rannym dowódcą. „W sercu jego walczy obawa z poczuciem obowiązku. Wie, co mu grozi, ale tu leży wszak człowiek. Zostawić go tu? Albo go powracający Kozacy zabiorą, albo zamarznie na mrozie. Nie wie dobrze, o co ci ludzie walczą. Krążą po wsiach o tym wieści najsprzeczniejsze. Jedni mówią, że to bunt panów, dla chłopów obojętny, inni znów, że powstańcy lepszą dolę chłopom obiecują… Ale czuje jedno, że ten, co tu leży, to swój, a tamci to wrogowie. Krótka jest ta chwila namysłu. Dźwiga bezwładne ciało…”. W ten sposób ocala mu życie. Pawliszczew, nie mając dokładnych wiadomości, błędnie napisał: „ranny dowódca zdołał skryć się w lesie”. I tak 12 powstańców poległo, siedmiu wzięto do niewoli, pięciu rannych umieszczono w szpitalu w Milanowie.

Józef Geresz