Kultura
Źródło: MOK Siedlce
Źródło: MOK Siedlce

Odnaleziony pejzaż

Kiedy wydaje mi się już, że jako artystka zamykam pewien etap życia, zaczyna chodzić za mną nowy pomysł. Wtedy wyciągam sztalugi - mówi Krystyna Piejka.

Wernisaż jej ostatniej wystawy zatytułowanej „Barwy lata” miał miejsce u schyłku lata. Można ją jeszcze oglądać w Małej Galerii Sztuki Miejskiego Ośrodka Kultury przy ul. Sienkiewicza 63. - Chciałabym, by kolory lata utrwalone na tych obrazach działały na oglądających tak, jak najcieplejsza pora roku oddziałuje na mnie: pobudzały do życia, zachwycały, napełniały dobrą energią - mówi K. Piejka. I dodaje, że wszystkie odcienie ciepłych żółci i czerwieni, od których od maja do późnego października przyroda aż kipi, są w jej odczuciu jak uśmiechy, na które odpowiedzieć trzeba koniecznie tym samym. - Jestem niespokojnym duchem. Ciągle szukam czegoś nowego - mówi o sobie siedlczanka, emerytowana nauczycielka języka polskiego.

– To poszukiwanie, tak jak wyobraźnię, mam w genach. Wychowałam się w nadbużańskiej wsi. Moja mama zajmowała się tkactwem, ale do życia podchodziła bardziej praktycznie. Tata był rymarzem, jednak za każdą wykonywaną przez siebie rzemieślniczą pracę zabierał się z ogromnym pietyzmem, wrażliwością i estetyką artysty. Kochał muzykę i podróże, z których przywoził nam mnóstwo opowieści o polskich cudach architektury, szczegółowo opisywał wystroje wnętrz dawnych pałaców, zachwycał się krajobrazami. Gdyby tylko miał szansę, rozwinąłby skrzydła – opowiada pani Krystyna.

Pytana o to, dlaczego tak późno zaczęła troszczyć się o rozwijanie talentu, odpowiada prostolinijnie, że na pierwszym planie były praca zawodowa, dom, wychowanie dzieci. – Ale od zawsze miałam to poczucie, że drzemie we mnie jakaś pasja, a nawet kilka… – Odkąd pamiętam, lubiłam upiększać wszystko w swoim otoczeniu, zmieniać, aranżować „od nowa”. Uwielbiam tańczyć, występować na scenie i te pasje przekazywałam uczniom. Pod moim okiem dojrzewały talenty poetyckie, aktorskie, czego pokłosiem były wydane drukiem dwa tomiki wierszy, scenariusze teatralne, liczne nagrody i wyróżnienia w najrozmaitszych konkursach – wspomina. Plastyczna „iskra” pomogła jej w pracy pedagogicznej – samodzielnie przygotowywała pomoce dydaktyczne, dekoracje okolicznościowe czy scenografie na szkolne imprezy.

 

Pierwszy obraz

– Kiedyś w rozmowie z koleżankami z pracy o tym, co będę robiła, gdy już będę miała dużo wolnego czasu, rzuciłam pół żartem, pół serio: „zajmę się malowaniem”. Na pożegnanie ze szkołą, w której uczyłam, dostałam adekwatny do tych planów prezent: sztalugę, pędzle, farby i terpentynę. Nie miałam wtedy pojęcia, że terpentyna służy nie tylko do mycia pędzli… – śmieje się, wspominając swoje pierwsze artystyczne kroki. Przy sztalugach stanęła jednak nieprędko. Najpierw chciała odpocząć od szkolnego gwaru. – Układałam puzzle, rozwiązywałam krzyżówki, spacerowałam, czytałam… Z jednej strony cieszyłam się wolnym czasem, z drugiej – robiłam wszystko, by nie zmarnować ani chwilki, i żeby w życie nie wkradła się nuda – opowiadaK. Piejka. Swój pierwszy obraz „z prawdziwego zdarzenia” namalowała dwa lata po przejściu na emeryturę. I chociaż magnolia, będąca odwzorowaniem drzewka z jej przydomowego ogrodu, dzisiaj wydaje się warsztatowo nie dość doskonała, na tę pierwszą pracę pani Krystyna patrzy z wielkim sentymentem.

 

Zyskać odwagę i wiedzę

– Chciałam malować, ale miałam też świadomość, że brakuje mi technicznej wiedzy. W ten świat wprowadzała mnie na początku Marlena Czajkowska, gdy przychodziłam do jej sklepu po farby. To ona zachęcała mnie do zainteresowania się warsztatami, które prowadziła Iza Staręga dla takich jak ja – plastyków amatorów. Kiedy odważyłam się zajrzeć do klubu na osiedlu Warszawska, gdzie odbywały się te warsztaty, Iza po prostu postawiła mnie przy sztalugach – wspomina K. Piejka. Te kilkugodzinne spotkania raz w tygodniu nie tylko dały jej odwagę wyrażania siebie w malarstwie, ale też rozbudziły zainteresowanie nim w ogóle. I dawały zwykłą radość tworzenia. Zaczęła dużo czytać na temat sztuki i bardziej świadomie oglądać dzieła znanych twórców.Od 2016 r. K. Piejka uczestniczyła w warsztatach malarskich przy Siedleckim Uniwersytecie Trzeciego Wieku prowadzone przez Aleksandrę Rykałę. Należąc do Warszawskiego Stowarzyszenia Plastyków, przez cztery lata, brała udział w wykładach profesorów z Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych i poddawała swoje prace ich ocenie. Dzięki temu nabierała pewności siebie w świecie sztuki. Malowała głównie olejami, które z biegiem czasu zmieniła na akryle.

 

Moje pejzaże

Pierwszy cykl prac K. Piejki zatytułowany „Moje pory roku” zaprezentowany został w maju 2014 r. w Galerii Kultura. We wrześniu 2015 r. odbył się wernisaż wystawy „Jesienne impresje”. „Geometria i pejzaż” to tytuł kolejnej ekspozycji, do obejrzenia której autorka zaprosiła w maju 2017 r. do Małej Galerii Sztuki MOK. Prace K. Piejki prezentowane były także na kilku wystawach zbiorowych.

„Barwy lata” to kontynuacja malarstwa związanego z porami roku. Wernisaż miał się obyć w maju ubiegłego roku. Przeszkodziła pandemia. Wystawę przesunięto na maj. Ostatecznie światło dzienne ujrzała we wrześniu.

„Cykl ponad 30 obrazów zatytułowany «Barwy lata» jest wynikiem twórczych i odtwórczych eksperymentów autorki, która poprzez przemyślany dobór koloru, kompozycję, technikę pokazuje własne emocje wywołane tą porą roku, tworzy odpowiedni nastrój, pragnąc dzielić się tym z odbiorcami i pobudzić ich wyobraźnię, przywołać wspomnienia. Barwa dla autorki to nie tylko kolor, to odcienie emocji – wspomnienie radosnej urlopowej beztroski, to dotyk słońca, deszczu, szum strumyka, to muzyka lasu, zapach skoszonej łąki…” – czytamy w nocie o wystawie.

– Tytuł cyklu sugeruje, że wiodący tu będzie kolor. I to jest prawda, bo każdy kolor oddziałuje na zmysły w inny sposób, bo tworzy odpowiedni nastrój i charakter obrazu, więc jest narzędziem do przekazywania emocji i stanów artysty – mówi autorka.

 

Lato na palecie

– Często słyszę, że maluję „fotograficznie”. Zastanawiałam się, czy nie brzmi to jak zarzut… „Z malowaniem jest tak jak z charakterem pisma – nie zmienisz go. On jest w tobie” – usłyszałam od I. Staręgi, kiedy zwierzyłam jej się, że chciałabym to zmienić. Więc maluję tak, jak czuję i umiem – śmieje się autorka i dzieli się spostrzeżeniem, że o ile najgłębszych inspiracji dostarcza artystom jesień, najtrudniejsza jest do wyrażenia wiosna. Lato wydaje się tematem lekkim, łatwym i przyjemnym, jednak obrazując oblicza lata, łatwo popaść w sztampę. – Lato jest cudne. To w moim odczuciu najbogatsza z pór. Kipi od barw, ale i od dźwięków. Próbowałam wpisać do moich obrazów powiew wiatru, szelest liści, szum przelotnego deszczu, śpiew ptaków – podpowiada pani Krystyna. Jak mówi, coraz bardziej ciekawią ją ludzkie postacie i twarze, ruch, taniec. Widać to zresztą choćby w obrazie „Makowa dziewczyna” na ostatniej wystawie, gdzie pejzaż nie gra już głównej roli, ale jest tłem dla tancerki. Czekamy zatem na kolejną odsłonę pejzaży pani Krystyny.

LI