Komentarze
Oj, nie tak panowie, nie tak…

Oj, nie tak panowie, nie tak…

Jest podobno tak, że prawda w końcu wypływa na wierzch, jak oliwa na wodzie. Dwa tygodnie temu pisałem o konieczności samooczyszczenia się Kościoła z elementów, które stanowią powód przegrywania w przekazywaniu Dobrej Nowiny, i nie spodziewałem się, że tak szybko otrzymam potwierdzenie stawianych przeze mnie tez.

Tymczasem zamieszanie wokół publikacji książki Benedykta XVI i kard. Saraha, a zwłaszcza niejasna rola, jaką odegrał w tym zamieszaniu abp Gänswein, stanowią doskonały przykład potwierdzający tezy, które niektórzy odebrali jako atak na siebie bądź kogoś innego. Marne to jednak dla mnie pocieszenie, że się nie myliłem. Wolałbym właśnie w tej kwestii się pomylić, ale cóż… Przy okazji potwierdziło się, jak łatwo można przegrać na hasłowym traktowaniu nauczania Kościoła i wykorzystywaniu świętości do własnych merkantylnych celów. Swoją drogą ta konstatacja dotyczy nie tylko wspólnoty katolickiej, ale można ją przenieść na inne obszary naszego życia wspólnotowego, chociażby na państwo. A w naszym państwie od dłuższego już czasu dzieje się cokolwiek źle. I chociaż ostatnie badania opinii publicznej wskazują na wyraźny procent osób twierdzących, że sprawy państwa idą w dobrym kierunku, to jednak podejmowane przez część naszego establishmentu działania stoją w jawnej sprzeczności z odczuciami Polaków.

Nie sposób nie zauważyć, że procent osób deklarujących pesymistyczne spojrzenie na przyszłość naszego kraju jest także dość wysoki, lecz nie można nie dostrzec, iż często wypowiedź sondażowa jest pochodną politycznych przyjaźni. Wracając jednak do owych działań, niezbyt służących Polsce, to odnieść można wrażenie, graniczące z pewnością, iż dopuszczono w rejony najważniejsze i strategiczne dla naszego kraju osoby stawiające własne ego wyżej interesu Polski. Wcześniej takim postaciom nadawano miano „pożytecznego idioty”, lecz dzisiaj, przy rozbuchanym politycznie systemie sądowniczym, lepiej takich stwierdzeń nie używać, jeśli człowiek troszczy się o własny portfel lub ma wyjazdowe plany na przyszłość. Działalność chociażby marszałka senatu i jego kreowanie się na mesjasza politycznego jest w tym miejscu najlepszym przykładem. Z rozbawieniem czytam tu i ówdzie wyznania o politycznym zleceniu na niego, które wydać ponoć miała partia rządząca, nasyłając nań medialno-prokuratorskie sotnie. Gdybym był na miejscu partii rządzącej, to raczej nie podejmowałbym żadnych działań, bo każde wystąpienie marszałka senatu pozwala z większą nadzieją patrzeć na kolejne lata rządów. Jednak jego działania nie są podejmowane w politycznej próżni. Jawna już dla wszystkich strategia na wybory prezydenckie, koncentrująca się na doprowadzeniu do drugiej tury, bo może w ten sposób uda się pospolite ruszenie opozycji, w którą wpisuje się projekt „Hołownia show”, najwyraźniej oparta jest na założeniu, iż w imię zwycięstwa można z państwa zostawić zgliszcza. To, co wyprawia marszałek senatu, chociażby w ramach prowadzonej przezeń „alternatywnej polityki zagranicznej”, nie sposób nie nazwać szaleńczym sprintem małpy z brzytwą. Wystarczy tylko przeczytać ujawnioną notatkę służbową ze spotkania z ambasadorem Rosji, by dostrzec instrumentalne traktowanie jego osoby przez szczególnie dzisiaj agresywnie wobec Polski nastawione mocarstwa i to w kontekście banałów przezeń wygłaszanych. Podobnie można ocenić także „wydarzenia” związane z reformą sądownictwa, by tylko na chwilę dać odsapnąć panu marszałkowi. Coraz wyraźniej widać dążenie do anarchizacji polskiego państwa, do jego paraliżu w imię interesów partyjnych, a nawet stricte prywatnych. Tylko czy odpowiedź na to jest zadowalająca?

 

Patetyczny poślizg

Nie wydaje mi się, że narracja przyjęta przez przedstawicieli rządzących jest najlepsza. Analizując ją, nie sposób nie zauważyć, iż koncentruje się ona na hasłowo-patetycznych elementach typu „targowica”, które nie są już nośne w konsumpcyjnie nastawionym społeczeństwie. Błędem może się okazać, zarówno w przypadku sceny politycznej, lecz także i w przypadku relacji Kościół – wierni i niewierzący, myślenie, iż ideowy odbiór rzeczywistości jest nadal faktem w tkance społeczeństwa. Śmiać się możemy z Greci Thunberg, ale to, że pojawiła się ona i święci triumfy, jest niestety symptomem dzisiejszej chorej populacji ludzkiej. Krzykliwe, ideologicznie sterowane dziecię – to obraz dzisiejszego społeczeństwa. Społeczeństwa, w którym ideałem życiowym nie jest jakiekolwiek spełnienie się człowieka, lecz lenistwo intelektualne połączone z marzeniami o nowej bluzeczce i kolejnej puszce piwa oraz śpiew-zaklęcie: „Polacy, nic się nie stało!”. Takie społeczeństwo jest idealne do ideologicznego sterowania, a jedynym sposobem dotarcia doń jest pokazanie, iż jakieś działanie stanowi utrudnienie w pielęgnowaniu lenistwa. Weźmy przykład sądownictwa. Polityczni oponenci jak maczugą wywijają hasłem, iż reforma proponowana przez rządzących w żadnym razie nie przyspieszy procesu wydawania wyroków przez polski wymiar sprawiedliwości. W odpowiedzi słyszą od rządzących słowa o zabetonowanej kaście, komunistycznym rodowodzie wielu z sędziów obecnie orzekających, targowickich zagraniach na arenie międzynarodowej etc. I właśnie ta argumentacja nie trafia do naszego społeczeństwa, które wcześniej uzna sędziów za grupę zawodową dochodzącą swoich słusznych interesów niż za zagrożenie dla państwa. Aby argumentacja mogła trafić do współczesnych, zwłaszcza młodych Polaków, winna iść zupełnie innym torem. Tak, macie rację, sprawy w sądach ciągną się zbyt długo, a wyroki nie są adekwatne do win, a nawet bywają niesprawiedliwe. Ale dlatego właśnie chcemy ukrócić wszechwładzę sędziów, a także wprowadzić elementy ich własnej odpowiedzialności za wydawane wyroki, by wasze sprawy szły sprawiedliwie i szybko. Tylko, że taka argumentacja wymaga wyjścia z dogodnych, wygodnych i leniwych intelektualnie butów haseł i komunałów, przypominających słynny już dzisiaj esemesowy przekaz partyjny.

 

Gra o tron

Wybory prezydenckie AD 2020 są rzeczywiście niezwykle ważne. Jest to bój o możliwość zreformowania państwa na miarę polskich możliwości i interesów oraz o zablokowanie możliwości wpływania na nasze sprawy przez możnych protektorów (wewnętrznych i zewnętrznych). Wystawienie przez opozycję takich tuzów, jak Kidawa Błońska czy Hołownia, wskazuje na próbę kolejnej realizacji planu osadzenia na najwyższym stanowisku osoby, która co najwyżej będzie umiała trzymać w rękach encyklopedię, jak pewien ich poprzednik na tym stanowisku. Jednak w odróżnieniu od niego, osoby te uczyniły postęp – nie będą jej trzymać do góry nogami. I pilnie strzec się będą ciężarnych zakonnic przechodzących przez pasy. Tylko dokąd prowadzą sznurki marionetek?

Ks. Jacek Świątek