Historia
Źródło: LI
Źródło: LI

Ojciec wierzył, że do Polski wrócimy

O beztrosce dzieciństwa i dorastaniu obok ojca-legendy, jak też o poczuciu misji wpisanej w scenariusz jej życia, A.M. Anders opowiadała podczas spotkania promującego książkę pt. Anna Maria Anders. Córka generała i piosenkarki.

Mój ojciec podkreślał, że byłam ostatnią i największą miłością jego życia - przyznała już na początku, odpowiadając na pytania prowadzących o wspomnienia rodzinnego domu. Dla zebranych w auli wydziału humanistycznego siedleckiego uniwersytetu możliwość spotkania z córką wybitnego Polaka była okazją do wysłuchania niezwykłej historii, obfitującej w ciekawostki, jakich nie znajdziemy w oficjalnych biografiach gen. Andersa.

– Żyłam jakby w dwóch światach: angielskiej szkoły i koleżanek oraz środowiska polskiego – przyznała, opowiadając o dziecięcych latach: życiu z rodzicami w Londynie, cotygodniowych, niemal rytualnych spacerach z tatą na Trafalgar Square i wspólnym karmieniu gołębi. – Przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze byliśmy w pierwszym rzędzie – mówiła, opowiadając o udziale w uroczystościach patriotycznych, na które Andersowie zawsze ją zabierali, jak i w koncertach matki – artystki, na które chodziła z ojcem, oraz spotkaniach w domu z polskimi artystami – znajomymi mamy. Na obraz ojca, jaki zachowała z tego okresu swojego życia, rzutowały jego liczne obowiązki i spotkania z żołnierzami – mimo braku czasu zawsze potrafił znaleźć go na zabawy z córką. – Wzrastałam w beztrosce. Dość późno dowiedziałam się o tym, że mam przyrodnie rodzeństwo – brata i siostrę. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie szukają z nami kontaktu – tłumaczyła, zauważając, że rodzicom zależało na tym, by ochronić jej dziecięcy świat przed trudnymi sprawami.

Wracam do Polski

A.M. Anders urodziła się, kiedy generał miał 58 lat. Dopiero wraz z początkami choroby ojca, zapoczątkowanej przez udar słoneczny w 1960 r. podczas wakacji w Walii, nadciągnęło nieopuszczające jej aż do śmierci Andersa (dziesięć lat później) poczucie, że m.in. z racji wieku ojca – w każdej chwili grozi mu atak serca.

Do Polski po raz pierwszy przyjechała w latach 90 ubiegłego wieku na uroczystość nadania jednej z ulic w centrum Warszawy imienia gen. Andersa. – Z opowieści ojca zapamiętałam, że stolica została bardzo zniszczona. Widok odbudowanego, pięknego miasta bardzo mnie zaskoczył – wspominała. Zamiary lepszego poznania ojczyzny ojca ciągle schodziły jednak na dalszy plan z powodu obowiązków zawodowych, potem ze względu na chorobę męża, wychowanie syna Roberta, następnie chorobę i śmierć mamy. Kolejny raz odwiedziła Polskę w 2009 r., by w Kielcach nadać imię Anders najnowszemu czołgowi wyprodukowanemu przez Bumar.

Kilka miesięcy później zmarła jej mama. Po pogrzebie Ireny Anders, która regularnie przyjeżdżała do Polski i jako gość honorowy brała udział w uroczystościach państwowych, Jan Ciechanowski kierujący Urzędem ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych zwrócił się do A. Anders z pytaniem, czy przejmie pałeczkę po mamie.

Przejęłam pałeczkę

– Ojciec ubolewał nad tym, że udało mu się wyprowadzić ze Związku Radzieckiego zaledwie 120 tys. Polaków – wyznała A.M. Anders podczas spotkania w Siedlcach, tłumacząc swoje zaangażowanie w pomoc Polakom na Wschodzie. Przypomniała, że gen. Andersowi na sercu leżała sprawa edukacji dzieci i młodzieży. Myślała o tym podczas wizyty w Uzbekistanie, podczas uroczystości upamiętniających 70 rocznicę eksodusu Polaków (do Iranu, przez Uzbekistan), którzy po 17 września 1939 r. znaleźli się na terenie Związku Radzieckiego. – Właśnie wtedy zrodziła się myśl, by tym młodym ludziom, potomkom naszych rodaków dać szansę na przyszłość – tłumaczyła, pytana o powołaną przez siebie Fundację im. gen. Władysława Andersa, która stawia sobie za cel m.in. pomoc Polonii i Polakom za granicą, a dzięki której do Polski na studia udało się wysłać znaczną grupę młodzieży. Tak naprawdę dopiero wyjazdy do krajów byłego Związku Radzieckiego, widok żołnierskich mogił i pomników z napisem „Armia Andresa” urealniło historię, której z powodu braku dystansu – A.M. Anders nigdy wcześniej nie rozumiała tak dobrze.


Dojdziemy do Polski

Od 14 grudnia w budynku wydziału humanistycznego Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego czynna jest wystawa „Generał Władysław Anders 1892-1970”.

Ekspozycję tworzy kilkadziesiąt plansz, na których można obejrzeć zdjęcia i dokumenty obrazujące losy wielu Polaków mieszkających na Kresach Wschodnich: deportację, losy zesłanych na Syberię, formowanie Armii Polskiej w ZSRR, jej wyjście do Iranu, a następnie walki 2 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. – Gen. W. Anders, tworząc Armię Polską, powiedział: „Dojdziemy do Polski. Na pewno nie wszyscy, ale dojdziemy”. Wystawa pokazuje całą drogę, jaką Polacy w Związku Radzieckim przebyli, idąc do ojczyzny: od zbrodniczych wysiedleń, poprzez Katyń, formowanie Armii Polskiej, aż do Monte Cassino i zakończenie działania bojowego na terenie Włoch – zaznaczył dr Rafał Roguski, charakteryzując przedsięwzięcie.

Wystawa jest pokłosiem współpracy Studenckiego Koła Naukowego Historyków z Fundacją Kresy Historii i wpisuje się – jak zaznaczył dyrektor Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych w UPH dr hab. Jarosław Cabaj – w jubileusz 25-lecia instytutu. – Dzisiejsze spotkanie służy promowaniu dziejów ojczyzny związanych z osobą gen. Władysława Andersa. To efekt aktywności studentów koła naukowego, które ma już doświadczenie w organizowaniu imprez i uroczystości służących promowaniu w społeczeństwie wiedzy historycznej – podkreślił.

Wystawę otworzyła córka gen. Andersa – Anna Maria Anders oraz prezydent Siedlec Wojciech Kudelski, zaś w wernisażu uczestniczyli – poza władzami, wykładowcami oraz studentami UPH – pasjonaci historii, uczniowie gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych z Siedlec i regionu, a także przedstawiciele siedleckiego garnizonu.


„Monte Cassino to miejsce święte”

Dzień po wizycie w Siedlcach, 15 stycznia, A.M. Anders została przewodniczącą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz nowym pełnomocnikiem prezesa rady ministrów ds. dialogu międzynarodowego w randze sekretarza stanu.

Premier Beata Szydło poinformowała o tym podczas piątkowej konferencji prasowej, podkreślając wagę dialogu międzynarodowego, spraw związanych z tym wszystkim, co jest dla Polski szczególnie ważne, z upamiętnianiem i ochroną pamięci miejsc walk i męczeństwa, jak też mówienia „o tym, co jest dla każdego z Polaków istotne niezmiernie, czyli o patriotyzmie”.

– Ogromnym zaszczytem jest dla mnie powołać panią Annę Marię Anders na to stanowisko, życzę powodzenia; wierzę, że pani misja przyniesie Polsce dobre owoce – powiedziała szefowa rządu.

– Dla mnie temat żołnierzy, dbanie o pamięć ojca, byłych żołnierzy Sił Zbrojnych na Zachodzie jest bardzo, bardzo ważne – powiedziała A.M. Anders. Jak dodała, z tymi kwestiami jest związana od czasu, kiedy zaczęła swoją aktywność w Polsce.

Pytana o sprawy priorytetowe Anders powiedziała m.in., że miejscem dla niej specjalnym jest polski cmentarz na Monte Cassino, gdzie spoczywają prochy jej rodziców: gen. W. Andresa oraz Ireny Anders. – W dalszym ciągu jest zagrożenie, że będzie tam browar czy hostel. Absolutnie nie mogę do tego dopuścić, to będzie moje pierwsze zadanie. Chcę, żeby miejsce, które jest dla mnie i dla nas święte, zostało święte – zadeklarowała.

LI