Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Ojcze, proszę nałożyć moje buty…

Posługa misyjna opiera się przede wszystkim na silnej wierze i zaufaniu Panu Bogu. Bez tego trudno byłoby wyjechać do obcego kraju i żyć wśród ludzi o odrębnej kulturze oraz języku. O wspaniałej współpracy ze świeckimi, „trasie misyjnego motocrossu” wyrytej na nogach i życzliwości swoich wiernych opowiada misjonarz o. Stanisław Miciuk.

Ojciec Stanisław pochodzi z Białej Podlaskiej i należy do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Pracy misyjnej poświęca się prawie od 30 lat. Wszystko zaczęło się w 1983 r.

– Byłem wtedy w klasztorze lubelskim na Krakowskim Przedmieściu. Ojciec prowincjał wysłał pismo do wszystkich braci kapucynów pisząc, że potrzebuje nowych kapłanów do pracy w Gwatemali w Ameryce Środkowej. Chętni mieli złożyć podanie. Mój kursowy kolega napisał pismo i wysłał je w moim imieniu. Szybko otrzymałem odpowiedź: „Twoje podanie zostało przyjęte, przygotuj dokumenty i jedź”. Przyjąłem to wszystko jako wezwanie Pana Boga – opowiada o. Stanisław.

Pierwszą placówką była Gwatemala, kolejne to: Białoruś, Litwa, Łotwa i Włochy. Do Gwatemali i Salwadoru ojciec wrócił w 2002 r.

Fasola i placki

W Gwatemali o. Stanisław pracuje wśród Indian. Do wyjazdu przygotowywał się przez dwa miesiące, ucząc się hiszpańskiego. – Kiedy przyjechałem do Gwatemali, wszystko mnie zaskakiwało: klimat, jedzenie, zwyczaje, mentalność ludzi. Znane gesty oznaczały zupełnie co innego, trzeba było się pilnować. Na początku popełniłem wiele gaf i błędów. Indianie mówili mi często: „Proszę ojca, proszę nałożyć moje buty”, co znaczy: postaw się w mojej sytuacji, staraj się mnie zrozumieć – wspomina zakonnik.

Początkowo trudno było przyzwyczaić się do klimatu z dwoma porami: suchą i deszczową. ...

Agnieszka Wawryniuk

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł