Kultura

Oksana, chodź, zaśpiewasz!

Bandura to złoty kluczyk do otwierania serc ludzi - mówi Oksana. Pochodzi z Łucka. Od dwóch lat mieszka w Siedlcach. - Muzyka: gra i śpiew jest największą oraz najpiękniejszą pasją mojego życia - podkreśla.

Oksana Kostanda - mama trójki dzieci - rodzinne miasto opuściła tydzień po wybuchu wojny. O życiu na Ukrainie i gościnności, jakiej doświadcza w Polsce, opowiadała przy okazji artykułu pt. „Teraz tu jest nasz dom”. Znaczna część rozmowy dotyczyła wówczas jej muzycznej pasji: gry na bandurze. - To instrument unikalny pod wieloma względami: piękny w odbiorze i symbolice. Bandura to ważny symbol Ukrainy - akcentuje.

W ślady babci

Pytana o początki swojej muzycznej przygody Oksana wskazuje na śpiew. – Towarzyszył mi od dzieciństwa. Śpiewam, odkąd pamiętam – uściśla.

Za mocnym głosem i poczuciem rytmu szybko przyszła myśl o grze na instrumencie. – O jakimkolwiek bym nie słyszała, już chciałam go mieć – śmieje się, przyznając jednocześnie, że rodzice nie do końca rozumieli jej muzyczne zainteresowania. – W naszej rodzinie nie było muzyków, ale była babcia – Polka. Wszyscy mówili, że Ludmiła Stecka pięknie śpiewa i że jako wnuczka idę w jej ślady – zaznacza.

– Najpilniejszy przedszkolak podczas zajęć muzycznych to… ja! Zawsze w pierwszym rzędzie – żartuje O. Kostanda. Ze śmiechem wspomina też swoją walkę o instrument. – W szkole, do której chodziłam, organizowano zajęcia gry na skrzypcach. Niestety, rodzice byli na „nie”. Kolejnym pomysłem okazał się fortepian. „Drogi instrument, poza tym nie ma go gdzie postawić” – usłyszałam. Aż wreszcie pojawiła się bandura! Opowiadały o niej nauczycielki ze szkoły muzycznej podczas wizyty w naszej podstawówce. Nie wiedziałam, co to za instrument: jak brzmi ani jak wygląda. Przekonał mnie argument, że na bandurze można i grać, i śpiewać. Słowo „śpiewać” załatwiło temat.

Gry na bandurze Oksana zaczęła uczyć się, mając siedem lat. – Nie przyznałam się rodzicom, tyle że po miesiącu musiałam zapłacić za lekcje. Poprosiłam mamę o 5 karbowańców (tj. ruble rosyjskie). Spytała, na co mi te pieniądze. Wtedy opowiedziałam o bandurze – wspomina, dodając, iż w kolejnym roku zajęcia odbywały się już w szkole muzycznej, a po dwóch latach miała swój pierwszy zakupiony przez rodziców instrument.

 

Oksana, chodź!

– Metalowe struny szarpało się palcami, dlatego od grania robiły się na nich rany – zdradza specyfikę instrumentu. Dziś – jak tłumaczy O. Kostanda – do gry używa się specjalnego plastikowego paznokcia. – Bandura daje też jaskrawy, melodyjny dźwięk – zaznacza, zestawiając ją z harfą, która – w jej opinii – brzmi matowo.

Przypominając, iż bandura pozwala łączyć grę i śpiew, wyjaśnia, że w gronie bandurzystów są zarówno sami instrumentaliści, jak też – i ona należy do tej grupy – instrumentaliści i wokaliści.

Oksana wspomina nauczycielki, które umiejętną motywacją („Oksana, śpiewasz przepięknie”) troszczyły się o rozwój jej talentu: Lidię Wojnarowską i Tatianę Tkacz. Ich zaangażowaniu zawdzięcza udział w licznych koncertach i konkursach. Po pójściu do technikum muzycznego, szlifując grę na bandurze i poznając fortepian, śpiewała jednocześnie w chórze jako solistka. – Przed każdym koncertem słyszałam: „Oksana, chodź, zaśpiewasz!”, a mi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Studia w Narodowej Akademii Muzycznej w Odessie były oczywistą konsekwencją jej wcześniejszych decyzji. Fascynacja bandurą – jak wyjaśnia – od początku przebiegała wielotorowo: – Piękny instrument, ale też ważny dla narodu. Bandura jest symbolem Ukrainy ściśle związanym z jej historią.

 

Instrument zbroja

Pierwsza oficjalna wzmianka o bandurzystach pochodzi z 1580 r. Z historią instrumentu O. Kostanda zapoznawała się podczas lekcji w technikum muzycznym. – Pierwowzorem bandury najprawdopodobniej była kobza bądź lutnia – zdradza. – Kobziarze służący przy magnatach z uwagi na znajomość języków stawali się cennym źródłem informacji, z kolei Kozakom, którzy na skutek odniesionych w bitwach ran byli inwalidami, gra na kobzie pozwalała utrzymać się przy życiu – wyjawia.

Kobziarz, a następnie bandurzysta, chodząc od domu do domu, od człowieka do człowieka, opowiadał historię… Dzielenie się pamięcią o przeszłości niezapisanej na papierze, ale ukrytej w dumkach, było najważniejszym zadaniem muzykantów. I stąd też – jak tłumaczy Oksana – kobziarzy zwano „homerami”. – Ale tematyka pieśni była różnorodna – dopowiada. – W zależności od kalendarza grali i śpiewali na smutno albo na wesoło: na żałobę, żniwa i zamążpójście. Muzycy wypowiadali się przez melodię, słowa, ale także emocje.

Opowiadając o drodze instrumentu: od kobzy do bandury akademickiej, O. Kostanda wskazuje na jego specyfikę: – Bandura stoi jak harfa, a w miejsce przycisków ma „szczypki”. Określenie „akademicka” wiąże się z możliwością grania na niej zarówno klasyki, jak i muzyki współczesnej. O bandurze mówi się, że to instrument zbroja. Ale z tymi „srebrnymi strunami Ukrainy” wiąże się też bolesna historia…

 

Jeden ocalał

– Uczniowie, wówczas wyłącznie chłopcy, dobrani przez nauczyciela szkolili grę na bandurze minimum trzy lata. Bandurzysta samodzielnie wyrabiał im też instrument z drewna lipowego bądź orzechowego – opowiada Oksana. Okazją do sprawdzenia talentu i umiejętności adeptów były – jak wyjaśnia – doroczne lipcowe zjazdy zrzeszające muzyków danego cechu. Po aprobacie starszyzny młodzi otrzymywali swój rewir i mogli odtąd występować już jako samodzielni bandurzyści.

Wspominając okoliczności niechlubnego zjazdu muzykantów w 1934 r. w Charkowie będącym wówczas stolicą Ukrainy, O. Kostanda zaznacza, iż pretekstem do zgromadzenia w jednym miejscu wszystkich bandurzystów, lirników i kobziarzy był spis. – Szacowano, że jest ich około tysiąca. Inne źródła podawały większą liczbę. A że niewidomi za przewodników – swoje „oczy” – często mieli sieroty, trudno było wskazać konkretne dane – zastrzega. Podczas spotkania zakomunikowano muzykom, że muszą odejść od tradycji, rezygnując z dotychczasowego repertuaru na rzecz twórczości sławiącej komunizm. – Sowieci wiedzieli, jaką rolę w społeczeństwie odgrywają „homerowie”, i że nie da się sterować ludźmi, którzy prawdę o historii swojego narodu noszą w sercu i pamięci.

Zgromadzonych poinformowano, że jadą do Moskwy. Na pierwszej stacji za Charkowem wysadzono ich z pociągu i rozstrzelano. Ciała zabitych zakopano w rowie, zaś ich instrumenty spalono. Z kolei tych, którzy nie stawili się na zjazd, wyłapywano i zsyłano na Syberię. Ocalał jeden. I tak od bandurzysty, który na fali odwilży po śmierci Stalina powrócił do Kijowa, zaczął się nowy rozdział w historii tego instrumentu. Do grona adeptów dołączyły dziewczyny. Dzięki temu dziś także i ja mogę grać – podkreśla.

 

Scena uzależnia

– Bandura to złoty kluczyk do otwierania serc ludzi – tłumaczy Oksana. O swoim głosie mówi jako o darze od Boga – talencie, o którym wie, że nie może zachować go dla siebie, ale powinna dzielić się nim z innymi. Przed wojną pracowała m.in. w filharmonii w Odessie i jako nauczyciel muzyki w szkołach w Łucku. Brała udział w licznych koncertach. Ważnym wydarzeniem w jej muzycznej karierze było także trzymiesięczne tournée po Europie. – Z chórem odwiedziliśmy m.in. Polskę, Niemcy, Francję, Belgię, Hiszpanię i Włochy. W Watykanie śpiewaliśmy dla samego Jana Pawła II, który po naszym występie wyraził życzenie podróży apostolskiej na Ukrainę – wspomina O. Kostanda.

Od dwóch lat wraz z rodziną mieszka w Siedlcach. – Teraz tu jest nasz dom – podkreśla. Śpiewa w chórze katedralnym, muzykuje też wspólnie z przyjaciółmi: Asią i Darkiem, niecierpliwie czekając na moment, kiedy będzie mogła – jak dawniej – podjąć pracę nauczyciela bandury w szkole muzycznej.

– Bo muzyka jest jak narkotyk. Prawdziwe życie muzyka jest na scenie. Bandurzysta gra i śpiewa dla publiczności – podsumowuje.

Agnieszka Warecka