Olaboga!
Zgrozą powiało też za granicą. Niestosownością wypowiedzianych przez Jarosława Kaczyńskiego słów przejął się cały świat. I nie tylko jakieś tam Niemcy, Turcja czy Ameryka. Nie tylko Australia nawet, ale - jak twierdzi dobrze poinformowany przywódca Platformy Obywatelskiej - oburzyły się nimi nowozelandzkie gazety plus 90 mln ludzi posługujących się - aha! - językiem telugu, który to język w Indiach praktykowany jest. Aż trudno uwierzyć, że wystarczyła do tego zamętu luzacka wypowiedź prezesa PiS w sprawie niskiej dzietności w Polsce i wskazanie wśród przyczyn problemu młodych kobiet z alkoholem. Użył przy tym raniącego do krwi sformułowania, że „dają one w szyję”.
Posłanka Nowej Lewicy – ta sama, co to na protestacyjnych marszach w obronie słabej płci inicjowała okrzyk: „Dość dyktatury kobiet!”, a w sejmie ubolewała, że polskie „kobiety nie mogą legalnie usuwać aborcji” – odważnie nazwała prezesa „patriarchalnym dziadem z tradycyjnego polskiego wesela” (wena twórcza pani poseł nieustająco zachwyca). Lewica zaś jako taka złożyła do sejmowej komisji etyki na Kaczyńskiego skargę.
W sumie to tak do końca nie wiadomo, czy cała ta ogólnoświatowa bulwersacja bierze się z tego, że zabierający głos adwersarze Kaczyńskiego uznali, że wypowiadając przywołane powyżej słowa, pohańbił on kobiety insynuacją o nadużywanie alkoholu czy może raczej dyskryminacją, wskazując, że mają słabsze głowy i się szybciej niż mężczyźni alkoholizują.
Cokolwiek by nie uznać, odwet musi być. Sugestie na razie są dwie. Pierwsza – proponowana przez znany z politycznej kultury Strajk Kobiet – to „Parasolką w Kaczyńskiego!”. Oczywiście czarną. Czyli – hajda na Żoliborz! Na Kaczora hajda!
Drugi to pomysł związanej z Krytyką Polityczną ekofeministki i aktywistki, która apeluje do Polek, żeby – jeśli chcą wygrać walkę z rządem – użyły „swoich ciał jako narzędzia politycznego”. Czyli – na złość Kaczyńskiemu – „zawiesiły rozmnażanie się”. Bo tylko w ten sposób są w stanie obalić aktualną, czyli wielce kobietom nieprzyjazną władzę.
Póki co nie są znane szczegóły, gdzie należy to rozmnażanie zawiesić. I czy to przypadkiem – o, kolejna zgrozo! – nie o seksualną wstrzemięźliwość zahacza?!
Bo może z tej aktywistki taka bardziej współczesna, ale jednak Lizystrata jest. I to może aż tak bardzo-bardzo, że o ile ta antyczna poprzez odmowę spełniania przez kobiety powinności małżeńskich chciała wojnę zakończyć, to współczesne wręcz się do wojny rwą. A powodem zrywu – chociażby to, że nie zgadzają się z Kaczorem w kwestii niskiej liczby urodzeń w Polsce. Przekonane są bowiem, że winę za taki stan rzeczy ponoszą brak dostępu do antykoncepcji i niemożność dokonania aborcji na życzenie.
I jak tu „nie dawać w szyję”?
Anna Wolańska