Opadająca mgła, czyli wybory i porzekadła
Opada powoli mgła kampanijnych obietnic, a wyłaniający się z niej krajobraz już teraz, zaledwie tydzień po, wydaje się zdecydowanie mniej kolorowy od tego malowanego wprawnym słowem kandydatów, którzy w czasie kampanii są przecież lepsi od najlepszej cioci z Ameryki. Kampania jednak już dobiegła końca, a po niej okazuje się często, że o wiele łatwiej jest obiecać, niż obietnicę spełnić. Nie bez powodu przecież powstało nawet porzekadło o obiecankach i krótkotrwałej radości z nich płynącej. Jest też inne porzekadło o Polaku mądrym po szkodzie, ale mądrość nie zawsze jest w stanie pokonać zaślepienie. Obietnica to zawsze tylko słowo, a kiedy nie jest ono oparte na fundamencie prawdy, pozostaje jedynie narzędziem dla osiągnięcia zamierzonego celu.
W tym wypadku cel jest tak oczywisty, że zbędne wydaje się jakiekolwiek tłumaczenie. W polityce bardzo często właśnie cel uświęca wszystkie środki służące jego osiągnięciu, bo przecież polityk musi być skuteczny jak Robert Lewandowski w życiowej formie. Potem najwyżej się powie, że to była „polityczna metafora”, że coś innego mieliśmy na myśli, że zostaliśmy źle zrozumiani, albo że chętnie byśmy zapowiedzi zrealizowali, ale okazało się, że pieniędzy jest jeszcze mniej niż wtedy, kiedy ich nie było. Sporo takich tekstów mogliśmy już usłyszeć w ciągu tego powyborczego tygodnia i pewnie trzeba będzie się do nich przyzwyczaić, bo jak człowiek przywyknie, to trochę mniej się wkurza. Z kolejnego porzekadła wynika przecież, że złość piękności szkodzi, więc mniej wkurzeni nie zbrzydniemy chociaż zbyt mocno.
Ponieważ wyborczy wynik zadowolił opozycję, to nie usłyszeliśmy serialu opowieści o fałszerstwach i wyborczych oszustwach. Pada natomiast wiele słów o odrodzeniu obywatelskiego społeczeństwa i nawiązaniu do etosu Solidarności. Brzmi to co najmniej dziwnie, szczególnie w ustach tych, którzy w swojej politycznej młodości zarówno obywatelskie społeczeństwo, jak i Solidarność mieli w głębokim poważaniu z kierunku, o którym nawet Zagłoba przy białogłowach nie wspominał. No ale tak to bywa i po „grubej kresce” nawet członkowie Biura Politycznego KC PZPR stali się orędownikami demokracji, a czołowi cenzorzy PRL-u specjalistami od wolności słowa i swobody wypowiedzi. Kreska musiała być naprawdę gruba, a jej skutki można zauważyć jeszcze po wielu latach.
Tak czy inaczej wszystko wskazuje na to, że władza nam się zmieni. Wiele też, niestety, wskazuje na to, że nie będzie to tylko personalna zmiana, jak w sportowej sztafecie, gdzie kolejny zawodnik przejmuje pałeczkę, ale biegnie ciągle w tym samym kierunku – w kierunku mety. W sztafecie władzy jest często zdecydowanie mniej kontynuacji. Oby tylko jej fani (czytaj wyborcy) nie zostali na tej mecie z łapką w nocniku, jak to w kolejnym i ostatnim na dzisiaj porzekadle się przydarzyło.
Janusz Eleryk