Opatrznościowy mąż
I dobrej woli tyle, że „na wołowej skórze o tem pisaćby mi piórkiem złotem”. Bo od razu na wejście, a w zasadzie jeszcze nawet przed wejściem to pan premier nasz narodowe pojednanie, europejski uśmiech i złote góry obiecał. Sto złotych gór. Ale zaczął od nizin. Po konsultacjach z Niemcami Odrze, rzece przyjaźni, płynąć na dziko przykazał. Bo czy kto słyszał, żeby w czasach wzmożonej miłości do ekologii i do troszczących się o nasz (dobro)byt sąsiadów jakimiś przekopami koryto rzeki rujnować? Kijem Odrę zawracać? Po co rzece zaplanowanych przez poprzedników 76 inwestycji, skoro gołe pięć to dla niej więcej niż w sam raz.
Albo pomysł zbudowania Centralnego Portu Komunikacyjnego? Mrzonki i głupota jakichś autokratów. A port kontenerowy na wyspie Uznam po co? Jakby u sąsiadów nie było! Jak jeszcze niedługo ostatnie tchnienie wyda elektrownia w Turowie, to już będzie można w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku pełną piersią oddychać.
Ale prawdziwy konik – choć chyba raczej mocno zdziczały koń – naszego pana premiera to „przywracanie demokracji oraz praworządności w Polsce”. Ma się rozumieć pod auspicjami ulubionego przez koalicję 13 grudnia ośmiogwiazdkowego hasła. Bo właśnie przez osiem lat, kiedy się pan premier do przejęcia władzy przygotowywał, tyle się paskudztwa napleniło, że tu już żadna reorganizacja, już tylko rewolucja i pozamykanie co do jednego politycznych przeciwników pomóc może. Aż zostanie jeden wódz, jedna koalicja i jeden narodowy uśmiech. Przerabialiśmy już takie trzy w jednym: „nie dość premier i sekretarz, to jeszcze generał”. Pamięta jeszcze ktoś? To tak niedawno było.
Przyznać sprawiedliwie trzeba, że nasz pan premier ośmiu lat na obczyźnie nie zaprzepaścił. Nie przespał. Przyjaźnie odpowiednie nawiązał, strategie takież sobie opracował i z zagranicznych zaszczytów na łono ojczyzny jako mąż opatrznościowy powrócił. A słowo u niego droższe pieniędzy jest. Jak powie, to powie. I dowcipem – jak trzeba – sytuację rozładuje, bo wie, że bywa i tak, że śpiewać „człowiek musi, inaczej się udusi”. Oczywiście pod warunkiem, że jest to śpiewanie pod gwiazdkami. Ośmioma. Wtedy, co potwierdzają ministrowie i koalicjanci pana premiera, wulgaryzmy są elementem kulturowego dorobku. Gdyby jednak śpiew taki szedł w przeciwnym kierunku, mową nienawiści by był.
W związku z zaprezentowaną reorganizacją, rewolucją i rezolutnością pan premier znowu został doceniony przez swoich przyjaciół zza Odry. Tym razem za „niestrudzoną walkę z autokracją” i za „przywrócenie demokracji oraz praworządności w Polsce”. Na mieście mówią, że to dorzynanie watahy. A wy co myślicie?
Anna Wolańska