Komentarze
Opodatkować wszystko i wszystkich!

Opodatkować wszystko i wszystkich!

Dziura budżetowa musi być naprawdę głęboka. Może nie powinno się zaczynać od dygresji, ale tak na marginesie, kiedy już opadnie bitewny wyborczy kurz i kampanijny puder, chciałbym poznać prawdę o stanie naszego państwa… choć obawiam się, że będzie bolało, oj będzie.

Natomiast moje przekonanie o głębokości budżetowego deficytu jest potwierdzane przez różne drobne z pozoru wydarzenia, które jednak składają się w większą całość: szukanie przez rząd pieniędzy wszędzie, gdziekolwiek się da. Przy czym nie są to, broń Boże, poszukiwania mające na celu chociażby uszczuplenie liczby urzędniczych etatów (te przejawiają raczej tendencję do rozmnażania). Nie wiem, czy wieści o odgórnych wytycznych dla policjantów i strażników miejskich, by karali jak najwyższymi mandatami kogo się da i za co się da, są prawdziwe, ale też jakoś w ten krajobraz się wpisują. Podobnie jak informacja, którą niedawno zamieściła „Rzeczpospolita”. Otóż zdaniem Ministerstwa Finansów, osoba która korzysta z bezpłatnej pomocy prawnej, uzyskuje przychód (bo powinna za poradę zapłacić, a nie zapłaciła). Zatem udzielający porady prawnik powinien wycenić swoje usługi i wysłać do osoby otrzymującej poradę oraz właściwego urzędu skarbowego informację PIT-8C. Osoba korzystająca z usługi powinna wykazać ów przychód w zeznaniu rocznym i zapłacić od niego podatek.

Nie, proszę państwa. Gazeta była z października. Nie było na niej daty 1 kwietnia, a cytowany minister mówił to najzupełniej serio. Zważmy przy tym na dwie rzeczy: po pierwsze, usługi prawników do tanich nie należą, po drugie z bezpłatnych porad korzystają zwykle ludzie, których nie stać na płacenie za nie (i często są bezradni wobec samowoli łamiących prawo urzędników, pracodawców czy organów państwowych). Co to oznacza? To znaczy, że jest to decyzja ewidentnie uderzająca w najsłabszych, najuboższych, czasem bezradnych i zagubionych w gąszczu przepisów obywateli. Pamiętacie państwo historię piekarza, który został doprowadzony przez Urząd Skarbowy do ruiny, gdyż kazano mu zapłacić podatek VAT od chleba, który rozdawał biednym, zamiast wyrzucać go do śmietnika? Opisane myślenie to kolejny przykład tego typu logiki. Choć trzeba szybko dodać, że tym razem trafiła kosa na kamień: prawnicy natychmiast odpowiedzieli powołaniem się na przepis, zwalniający z podatku świadczenia nieprzekraczające 200 zł, które są prowadzone w ramach działalności promocyjnej i marketingowej (ponieważ tego typu porady wpływają pozytywnie na wizerunek kancelarii prawnej, możemy przyjąć, że mamy do czynienia z tego typu działalnością).

Ponieważ jednak po wyborach, gdy już wyblaknie trawa pomalowana na zielono, ministerstwo finansów może poszukiwać pieniędzy wyjątkowo usilnie, pokusiłem się o sporządzenie małej ściągawki pt. „Co by tu jeszcze można opodatkować?”. Otóż można by wprowadzić podatek od oddychania. No tak! Przecież oddycham powietrzem, za które nie płacę. Jest przychód? Jest! A przy okazji iluż to urzędników znajdzie pracę przy przeliczaniu kosztów 1 metra sześciennego powietrza, wypełnianiu stosownych druków, zawierających uwzględnienie masy ciała i pojemności płuc oddychającego! Idźmy dalej. Proponuję też podatek od pochwał. No bo tak: Ktoś mnie pochwalił i jest mi z tego powodu przyjemnie, tak? A za przyjemność trzeba płacić, prawda? No właśnie. Dziwię się, że jeszcze nikt nie wpadł na takie oczywiste rozwiązania. No i propozycje moich kreatywnych studentów: „podatek od: bujania w chmurach (naruszanie przestrzeni powietrznej danego państwa), myślenia o niebieskich migdałach (bo to już żywność genetycznie modyfikowana…) i zbijania bąków (co na to Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami?!). Na tej samej zasadzie opodatkujmy też każdy uśmiech i cukier, który pożyczyła dziś pani Grażynka swojej sąsiadce”.

Ks. Andrzej Adamski