Opowieść wigilijna
Liczba dań na kuchennym stole przybliżała się do usankcjonowanej tradycją dwunastki, a karp wciąż miał się dobrze.
– I jaki ty przykład synom dajesz? – gderała ślubna, kiedy małżonek konsekwentnie opóźniał niewdzięczny obowiązek rozprawienia się z rybą.
– A „nie zabijaj”? – próbował bronić się przykazaniem.
Irena chwyciła za ścierkę.
I pomyśleć, że jaka Wigilia, taki cały rok! Zygmunt bał się roli pantoflarza, ale co tam… Święta mają swoją logikę, a „gdzie miłość i zgoda, tam Bóg rękę poda” – powtórzył za rekolekcjonistą.
Nie myślał wówczas, jak prorocze już wkrótce okażą się te słowa. ...
Agnieszka Warecka