Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Ostateczność

Każdy początek jest jakimś zarzewiem nadziei. Być może wynika to z marzeń ludzi o tym, iż nieznane przez sam fakt nierozpoznania przyniesie zmianę na lepsze, a być może po prostu chcemy wierzyć, że przed nami tylko świetlana przyszłość. Nie dziwnym jest więc, że w nowy rok wkraczamy z ogromem nadziei.

Choć może on dla nas nie być aż tak przyjemny, jak to się wydaje. I to nie tylko z powodu trudnych i nabrzmiałych spraw, nierozwiązanych do końca w starym roku, choć i one będą oddziaływać, ile raczej z racji naszej dość niezmiennej zdolności pamiętania. Nie darmo już w starożytności Horacy stwierdził, iż tylko niebo, a nie duszę, zmieniają ci, którzy podążają za morze. I chociaż z wielką radością powitaliśmy nowy rok, to warto wspomnieć cokolwiek o poprzednim.

Nie tylko w celu wspominek, ile raczej w celu ujrzenia szerszego planu tego, co przyniesie nowy kalendarz, a być może i w celu określenia naszej pozycji wobec tego, co ostateczne.

 

Śmierć to nie koniec

Ostatni rok, jak każdy zresztą, był czasem odchodzenia do wieczności wielu ważnych i mniej rozpoznawalnych w przestrzeni publicznej osób. Nie sposób wymienić wszystkich. Wspomnę więc tylko kilka, których odejście może stanowić swoiste memento dla świata i Kościoła. Jednym z nich był kard. Carlo Caffarra, arcybiskup Bolonii. Był on jednym z tych kardynałów, których osobiście mianował papież Franciszek jako delegatów na synod o rodzinie w 2015 r. Zarazem stał się on jednym z czterech kardynałów, którzy wystosowali do tegoż papieża słynne wątpliwości odnośnie podstaw i konsekwencji nauczania zawartego w „Amoris laetitia”. Wątpliwości, które jak dotąd nie doczekały się odpowiedzi ze strony Watykanu. Nie można za takową bowiem uznać opublikowania w aktach Stolicy Apostolskiej wykładni tejże adhortacji dokonanej przez biskupów południowoamerykańskich. George Weigel, opisując zmarłego kard. Caffarrę, zauważył, iż był on brylantem teologii moralnej. W jednym z przedsynodalnych wywiadów dość jasno stwierdził: „Mam wrażenie, że gdyby Jezus pojawił się nagle na spotkaniu księży, biskupów i kardynałów rozprawiających o wszystkich ważnych problemach małżeństwa oraz rodziny i oni by Go zapytali, tak jak to robili faryzeusze: «Mistrzu, ale małżeństwo jest rozwiązywalne czy nierozwiązywalne? Czy są szczególne przypadki, po wyrażeniu skruchy?», to On by im odpowiedział tak samo jak faryzeuszom: «Popatrzcie na Zasadę»”. Jest faktem, że teraz chcemy się wyleczyć z symptomów bez poważnego przyjrzenia się chorobie. Synod nie będzie mógł zignorować zajęcia się bezpośrednio tym dylematem. Czy kierunek, w jakim podążyła morfogeneza małżeństwa i rodziny, jest pozytywny dla osób, ich relacji i społeczeństwa, czy też powoduje dekadencję osób, ich relacji, która może mieć z kolei szkodliwy wpływ na całą cywilizację? Tego pytania synod nie może pominąć. Kościół nie może myśleć, że te fakty (młodzi, którzy się nie pobierają, wzrastająca liczba przypadków wolnego pożycia, wprowadzenie tzw. małżeństwa homoseksualnego w prawodawstwie i inne jeszcze) są zjawiskami historycznymi, procesami historycznymi, z którymi musi sobie poradzić tyko poprzez dostosowanie się. Nie. Jan Paweł II pisał w „Przed sklepem jubilera”, że „stworzyć coś, co odwzorowuje istnienie i miłość absolutną, jest być może rzeczą najbardziej niezwykłą z istniejących. Ale żyje się bez zdawania sobie z tego sprawy”. Zatem, jakże Kościół ma nam przestać pozwalać na czerpanie oddechu z wieczności wewnątrz miłości ludzkiej? Deus avertat!” To trzeba potraktować jako memento!

 

Dom murem podzielony

Drugą postacią, którą należy wspomnieć w kontekście mijającego roku, jest inny sygnatariusz wątpliwości przesłanych papieżowi Franciszkowi, a mianowicie kard. Joachim Meisner, arcybiskup Kolonii. Ten niemiecki hierarcha, urodzony we Wrocławiu, gdzie – jak wspominał – jego rodzice prowadzili sklep, był wielkim orędownikiem pojednania polsko-niemieckiego. Być może bycie biskupem podzielonego Berlina spowodowało takie podejście do kwestii jedności wierzących i ludzi dobrej woli po obu stronach granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Ale raczej najważniejszym dla tego kardynała była miłość Prawdy. Na jego pogrzebie odczytano list papieża seniora Benedykta, w którym zawarł on znamienne słowa: „Szczególne wrażenie w ostatnich rozmowach ze zmarłym kardynałem wywarła na mnie jego promieniująca pogoda ducha, wewnętrzna radość i optymizm. Wiemy, że jemu, gorliwemu pasterzowi i duszpasterzowi, trudno było opuszczać swoją posługę, i to właśnie w czasach, gdy Kościół szczególnie pilnie potrzebuje przekonujących pasterzy, którzy sprzeciwiają się dyktaturze ducha czasów i postanawiają w pełni żyć i myśleć w oparciu o wiarę. Ale jeszcze bardziej poruszyło mnie to, że w tym ostatnim okresie swego życia nauczył się on zostawiać miejsce innym i coraz bardziej żył z głęboką pewnością, że Pan nie opuszcza swojego Kościoła, nawet jeśli czasami łódź jest już tak pełna, że niemal się wywraca”. W cytowanym liście Benedykt XVI zauważył, iż kard. Meisner w ostatnim czasie swojego życia zwrócił uwagę na radosne symptomy odrodzenia w Kościele. Papież wprost wskazał na dwa. Pierwszym było to, iż „stale na nowo napełnia go głęboką radością przeżywanie w sakramencie pokuty, że właśnie młodzi ludzie, a zwłaszcza młodzi mężczyźni doświadczają łaski przebaczenia, daru prawdziwego odnalezienia życia, które może im dać tylko Bóg”. Drugim zaś: „lekkie ożywienie adoracji eucharystycznej. Podczas Światowego Dnia Młodzieży w Kolonii był to punkt centralny – uwielbienie, milczenie, w którym Pan przemawia jedynie do ludzi i do serca. Wielu specjalistów w dziedzinie duszpasterstwa i liturgii było zdania, że takiego milczenia w zapatrzeniu na Pana z taką ogromną liczbą ludzi nie da się osiągnąć. Niektórzy z nich byli również zdania, że adoracja eucharystyczna jako taka się zdezaktualizowała, ponieważ Pana należy przyjmować w chlebie eucharystycznym, a nie na inne sposoby. Ale nie można pożywać tego chleba, tak jak każdego innego pokarmu, i aby przyjąć Pana w sakramencie eucharystycznym, trzeba uwzględnić wszystkie wymiary naszej egzystencji, zaś w międzyczasie stało się bardzo jasne, że Tego, którego przyjmujemy, należy uwielbiać”. To też jest znamienne memento.

 

Ostatnie rzeczy człowieka

W codziennym pacierzu wspominamy to, co stanowi ostateczne, czyli definitywne, wydarzenia w życiu każdego człowieka. Być może napawa nas strachem wizja sądu i definitywnego określenia się każdego z ludzi, tak jak lęk w nas budzą wizje końca naszej rzeczywistości. A jednak właśnie ci, którzy odeszli w 2017 r., jednoznacznie wskazują, że ostatecznym słowem Boga jest nadzieja. I chociaż może łączyć się z przestrogą, to jednak nie przestaje być nadzieją.

Ks. Jacek Świątek