Ostatnia bitwa gen. Kruka
Ponieważ doniesiono mu, że Rosjanie znajdują się w Wojcieszkowie, naznaczył wymarsz z Gułowa na 25 grudnia, o 5.00. Nie wpłynął jednak na punktualność zbiórki, w związku z czym wymarsz opóźnił się o 90 minut. O 6.30 placówka w Adamowie informowała o pojawieniu się Moskali. Tak o wymarszu zgrupowania zapisał Antoni Migdalski: „Nad ranem o świcie budzą nas, bo słychać od strony, skąd przyszliśmy, strzały. Zakomenderowano na koń, pikety pościągano i wolno postępujemy…”.
Rosyjska kawaleria doścignęła wychodzących. Gen. Heidenreich na krótko powstrzymał natarcie i rozpoczął odwrót w kierunku Charlejowa. Postępujący Rosjanie podpalili dwór w Gułowie, gdzie nocowali Polacy. Gen. Kruk – w pierwszej kolejności – odesłał furgony i, pozostawiwszy osłonę na czele jednej grupy, kłusem ruszył w stronę Charlejowa. Miał pod swym dowództwem ok. 140 koni. Rosjanie rozpoczęli pościg, którym dowodził ppłk Fedorowski. Tymczasem Kruk wysłał do Budzisk gońca, chcąc, by stacjonujący tam ppłk Pogorzelski pospieszył mu z pomocą. Tak wspominał to A. Migdalski: „Tymczasem nadjeżdża kurier od jenerała, żeby kłusem jechać na pomoc, bo został napadnięty przez rosyjską kawalerię. Kiedy nadjechaliśmy, cała polska kawaleria była już zgromadzona i bitwa na dobre rozpoczęta. Kazano rozsypać się w tyralierę po prawej stronie gościńca”. Według raportu dowodzącego akcją rosyjskiego ppłk. Heinsa, w tym czasie do gen. Heydenreicha dołączyła partia Grzymały. Pod wsią Stoczek Polacy próbowali kontratakować, jednak natarcie zostało odparte. Migdalski obwinił o to niepowodzenie gen. Kruka, pisząc: „jenerał ze swoją gwardią, nie przyjmując udziału w bitwie, stał na gościńcu i zamiast chociażby tylko wesprzeć nas w krytycznym położeniu, odjechał z gwardią”.
Oddziały polskie cofały się w kierunku wsi Białobrzegi. Ok. 13.00, w czasie odwrotu przez Białobrzegi, naciskany przez Rosjan płk Grzymała poprosił o posiłki. Heidenreich odmówił, nakazując utrzymanie pozycji. Uczestnik bitwy relacjonował: „Płk Grzymała, widząc gotujących się do uderzenia rosyjskich ułanów, zbiera swoich ludzi, daje znak Pogorzelskiemu i wzywa do szarży na ochotnika. Na to wezwanie staje 100 ludzi, którzy bez ładu puszczają się jedynie drogą bitą, w celu zaatakowania formującego się nieprzyjaciela”. Szarża wykruszyła się jednak w drodze i w pobliże celu dotarła garstka ok. 30 powstańców. Tak to wspominał A. Migdalski: „Zapalensi, do których należał dawny nasz rtm. Domański, a nierozważni… postanowili przypuścić całą siłą szarżę. Grunt był na zimę zaorany – nierówny i falisty, a przy tym przysypany śniegiem lecz, że tak postanowiono, trzeba było słuchać. Zebrano się prędko… i naprzód stępa, a później kłusem pod gradem kul obustronnych uderzamy. Rosjanie ustępują nieznacznie przed impetem, tym bardziej że ich kilku spadło z koni, wtedy nasi myśląc, że już odnieśli zwycięstwo, rozluźnili szeregi, zamiast uderzyć ścianą… Rosjanie, spostrzegłszy nieporządek, odwrócili się i przypuścili atak, a wtedy nasi nie mając pomocy, podali tył”.
Szybko cofający się niedoszli ochotnicy wprowadzili nieporządek wśród pozostałych w Białobrzegach oddziałów i wpłynęli na ogólną ucieczkę. Sam gen. Kruk, widząc to, zawrócił konia i zaczął rejterować w kierunku Kocka. Sytuację pogorszył jeszcze oddział rakietników rosyjskich, który łukiem dotarł w pobliże miasteczka i odpalił cztery race, powiększając popłoch. Ułani i Kozacy znaleźli się nagle wśród uchodzących powstańców. Naoczny świadek zapisał: „Szarżujący ułani dostawszy się pomiędzy uciekającą konnicę polską i ściśnieni wśród niej, nie mogli użyć lanc, a pałasze mieli w pochwach, nie zaś na temblakach, tak, iż nie mogli szkodzić jeźdźcom polskim, ale nawet nie mogli bronić się od ich ciosów”. Z kolei A. Migdalski tak to zapamiętał: „Nasz oddział, który dotarł do gościńca, znalazł się pośrodku, gdyż za nami znów jakaś część Rosjan była, a za nimi Polacy. Dosyć, że tak się pomieszaliśmy i taki był ścisk, iż nie tylko nie można było strzelać z rewolwerów, ale i z trudnością pałaszami rąbać… Pierwszy dopadł naszych porucznik wojsk rosyjskich Dwernicki [zabrany jako dziecko, zruszczony Polak, syn sławnego gen. Dwernickiego – J.G.] ze swymi ułanami, więc oni najwięcej zostali porąbani przez następujących z tyłu Polaków, a sam Dwernicki pocięty pałaszami spadł z konia… Walcząc, dotarliśmy do samego rynku w Kocku w dzień Bożego Narodzenia, podczas nabożeństwa. Ponieważ plac przed kościołem był obszerniejszy, więc rozłączyliśmy się. Oni pozostali na miejscu, a my przeszliśmy na drugą stronę Wieprza”.
Warto zaznaczyć, że choć por. Migdalski, a także ratujący mu życie por. Domański zostali ranni, obaj dożyli Polski niepodległej, a rtm. Domański doczekał się nawet dekoracji marszałka J. Piłsudskiego w 1921 r. Straty powstańców wyniosły ok. 26 poległych, 36 rannych i ponad 160 zaginionych, którzy rozproszyli się i już nie wrócili do oddziału. Wojska rosyjskie odnotowały ok. 70 zabitych i rannych. O stratach tych referent Pawliszczew jednak nie napisał, informując stronniczo: „Ppłk Geins [Heins – J.G.] odkrył w nocy na 26 grudnia [data błędna – J.G.] na noclegu w Gułowie w pobliżu miasta Adamowa w pow. łukowskim konne bandy Kruka i Lewandowskiego [Lutyńskiego – J.G.]. Ppłk Fiedorowski ścigał je do wsi Charlejów, gdzie przyłączył się jeszcze do nich z bandą Grzymała. Stąd po zaciętej utarczce pędził do Kocka w pow. radzyńskim. Ranny Kruk pogalopował dalej, tracąc w jednym tylko Kocku 100 ludzi zabitych i 30 rannych”. Burmistrz Kocka informował władze bardziej obiektywnie. Według niego po stronie powstańców odnotowano 24 poległych i dziesięciu ciężko rannych. Skądinąd wiadomo, że wśród rannych był 23-letni Pawluczuk z Jurek i 21-letni Antoni Kaliszek spod Łukowa [uznany za zmarłego – J.G.].
Józef Geresz