Historia
Ostatnia podróż króla i bezlitosny rabunek

Ostatnia podróż króla i bezlitosny rabunek

7 stycznia 1794 r. feldmarszałek Suworow wyznaczył nieodwołalnie wyjazd króla Stanisława Augusta z Warszawy do Grodna. Tego dnia, o 10.00 rano, kareta królewska eskortowana przez dragonów gen. Tormasowa przekroczyła Wisłę na tratwie i udała się na wschód.

Wieczorem 7 stycznia zatrzymano się na pierwszy nocleg w Węgrowie. Miasteczko, jak wiele innych, było zdewastowane i wyniszczone ostatnimi działaniami wojennymi oraz pobytem wojsk rosyjskich. W zabudowaniach klasztoru reformatów i w przygotowanym naprędce domu pocztowym oczekiwał już nocleg dla monarchy i jego świty. Przed udaniem się na spoczynek zmęczony trudami podróży Stanisław August podyktował jeszcze list do Suworowa. Prosił w nim feldmarszałka o zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom Warszawy, o ukrócenie samowoli i nadużyć Kozaków, o opiekę nad swoją rodziną i pozostałą w Warszawie służbą. Nazajutrz wczesnym rankiem orszak królewski wyruszył w dalszą drogę do Brańska, gdzie dotarł wieczorem. W przeciwną stronę do Warszawy pomknął natomiast posłaniec z królewskim listem. Trasą tą kursowała i inna korespondencja. Więzień Ignacy Potocki pisał 8 stycznia w ocenzurowanym liście do córki Krystyny w Radzyniu Podl.: „…oznajmiam ci, że podróż do Petersburga odbyłem bez żadnego wypadku. W połowie drogi pokazało się nabrzmienie na wierzchu lewej nogi, nie przeszkodziło mi ono jednak odbywać dalej rozpoczętej podróży”.

9 stycznia król Stanisław August przez Bielsk Podlaski przybył do Białegostoku, gdzie miał nadzieję odpocząć przez kilka dni. Został jednak osaczony przez tłum miejscowej szlachty i chłopów, z których jedni chcieli tylko po raz ostatni spojrzeć na króla, inni zaś prosili o pomoc finansową lub wynagrodzenie szkód, poczynionych przez żołnierzy rosyjskich. Ponaglany przez moskiewską eskortę, monarcha ruszył w dalszą drogę przez opustoszały i spowity śniegiem krajobraz. 11 stycznia stanął w Grodnie i już 13 stycznia pisał do Adama Naruszewicza, że książę Repnin kazał oznajmić biskupowi: „Za tydzień upływa czas przeznaczony do przyjęcia przysiąg, a przysięga ks. bp. Naruszewicza nie może być przyjęta gdzie indziej jak w Brześciu. Jednak mam ja jeszcze moc przyjmowania przysięgi i po tym terminie, ale osobiście i nie inaczej, tylko po egzaminie osoby i jego konduity”. Na koniec listu król zdołał dopisać „Ostrzegam, że wszystkie listy są otwierane”. Tydzień później biskup przybył do Janowa Podl. Na szczęście udało się Naruszewiczowi wykręcić od przysięgi i w jego imieniu złożył ją ks. Jakub Dederko, o czym wiadomo z listu króla do biskupa pisanego 1 lutego. Kilka dni później ordynariusz z Janowa odwiedził osobiście Stanisława Augusta w Grodnie. Tak o tym zapisał rosyjski kanclerz Bezborodko: ”26 stycznia [wg gregoriańskiego kalendarza 6 lutego – J.G.] król przepędzał swój czas jak zazwyczaj. W tym dniu był u króla bp Naruszewicz, którego spotkanie z Najjaśniejszym Panem od tego się zaczęło, że obaj rzewnie płakali. Naruszewicz długo był w gabinecie, a potem odjechał”. Oczywiście nie napisał, że biskup odjechał do Janowa Podl. Przez Podlasie przejechali też synowie właściciela Międzyrzeca – Adam i Konstanty Czartoryscy – i 6 lutego odwiedzili króla w Grodnie. Jechali do Petersburga, gdyż na prośbę ich matki Repnin nakłonił carową Katarzynę, by nie karała tej rodziny pod warunkiem, że ci dwaj młodzieńcy podejmą służbę w Rosji. Nie wiedzieli, że ich pobyt w Grodnie potrwa dłużej.

W lutym i marcu 1795 r. okupacyjne władze rosyjskie z ziem na północ od Wieprza, a więc z północnej Lubelszczyzny i Podlasia, niemiłosiernie ściągały kontrybucje i zabierały wszystko, co możliwe. Wiedziano, że tereny te mają przypaść Austrii i chciano je maksymalnie wyeksploatować. Najeźdźcy wywozili m.in. magazyny żywnościowe zarekwirowane po władzach insurekcyjnych i wymuszali ogromne ilości podwód do transportu zdobyczy. Nielitościwi Kozacy rabowali powszechnie folwarki szlacheckie i gospodarstwa chłopskie. Okazało się, że pobyt synów właściciela Międzyrzeca, braci Czartoryskich, w Grodnie przedłużył się do czasu, aż odrosły im włosy, gdyż w ich krótkiej fryzurze wszechwładny Repnin dopatrywał się tendencji jakobińskich. Godzi się wspomnieć, że od praktyki bezwzględnych rekwizycji odbiegało postępowanie dowódcy rosyjskiego w Radzyniu Podl. brygadiera Wołkowa.

Ponaglany przez okolicznych obywateli bp Adam Naruszewicz rozpoczął starania o wyróżnienie i przyznanie nagrody temu oficerowi. 5 marca 1795 r. biskup pisał z Janowa Podl. do Grodna „Najjaśniejszy Miłościwy Królu. Pan Węgleński… upraszał mnie przed 2 laty swym i całej ziemi chełmskiej, która do WKM pisała, imieniem, pisałem też i ja o Order Św. Stanisława dla J. Pana brygadiera Wołkowa, który teraz stoi w Radzyniu, a dawniej mając komendę w Chełmskiem zasłużył sobie na powszechny szacunek i zaletę… Pisać i prosić jest moją powinnością, ile że p. Węgleński i cała ziemia interesowała się za tym cnotliwym mężem i my tu w pobliżu sprawiedliwości i względów jego doświadczamy”. Biskup Naruszewicz prosił także o wstawiennictwo Stanisława Augusta do dyrektora biblioteki warszawskiej, ks. Jana Albertrandiego, o wypożyczenie książek do Janowa. 12 marca król odpowiedział odmownie w sprawie orderu, ale pozytywnie w innych rzeczach.

Józef Geresz