Historia
Ostatnia tajna misja unicka

Ostatnia tajna misja unicka

Na początku 1905 r. nic jeszcze nie zapowiadało zmian w ciężkiej doli unitów, ale i prawosławni nie czuli się zbyt pewnie. Świadczy o tym tajny raport o sytuacji na Podlasiu, jaki złożył gubernator siedlecki A. Wołżyn warszawskiemu generał-gubernatorowi M. Czertkowowi.

W dokumencie tym nie ukrywał, że sytuacja wyznawców prawosławia staje się coraz trudniejsza. Jako jedną z przyczyn tego upatrywał źle przeprowadzoną likwidację kościoła greckokatolickiego w 1875 r. Raport kończył dramatycznym wezwaniem: Należy wzywać do zjednoczenia wszystkich prawdziwie ruskich ludzi, wszystkich wahających się, że Rosja jest dla ruskich.

Nie znając tego raportu, Towarzystwo Opieki nad Unitami zorganizowało 30 kwietnia 1905 r. wielki potajemny zjazd unitów na Podlasiu. Nie przypuszczano, że jest to już ostatnia tajna misja tego typu. Na miejsce zjazdu obrano las w pobliżu wsi Kozły na granicy trzech powiatów: bialskiego, radzyńskiego i włodawskiego. Imprezę tę przygotowano bardzo starannie; wzięło w niej udział ponad 5 tys. unitów. W dniu poprzedzającym uroczystość już od zmroku na miejsce zbiórki ciągnęły liczne furmanki i podążali piesi. W największej tajemnicy, narażając się na wszelkie niebezpieczeństwa, w niedzielę, 30 kwietnia, na uroczysku zwanym Sumierz w kolembrodzkich lasach odbyły się jedyne w swoim rodzaju rekolekcje.

Dla niektórych unitów była to jedyna od wielu lat szansa, by z rąk kapłana katolickiego przyjąć chrzest, wyspowiadać się, przyjąć Komunię św. lub wziąć ślub. Pięknie podsumował znaczenie tej misji W.S. Reymont. Pisał: „Byli tacy, którzy 20 mil przyszli, przekradając się lasami jak wilki. Byli tacy, których chrzczono, dawano im śluby i zarazem chrzczono ich dzieci. Byli tacy dorośli, żonaci, dzietni, którzy po raz pierwszy w życiu widzieli Mszę. Byli i tacy, a takich znajdowało się najwięcej, którzy za każdą Mszę wysłuchaną, za każdą spowiedź, za ochrzczenie każdego dziecka, za wzięcie ślubu, za polski pacierz i za polską książkę brali kije, płacili kary i całe miesiące przesiedzieli w więzieniach”. W zjeździe wzięli udział również liczni goście. Wiktor Walewski z Białej Podlaskiej zapisał: „W nocy na stacji przyjmowałem delegację z Warszawy. Byli to wybitni działacze narodowi, osobiście mi znani. Nie witając się, z peronu poszli ze mną na pole przed stacją, tam stały gotowe furmanki, które znając umówione hasło, zabrały tych panów i zawiozły do miejsca przeznaczenia. Kilka osób w mieście czuwało nad bezpieczeństwem i gdyby zauważono jakiś ruch policji, gotowi konni jeźdźcy bocznymi drogami daliby znać zebranym o niebezpieczeństwie”. Jak wspomniano wcześniej, niezrównany opis literacki tego największego tajnego zgromadzenia kilka lat później opublikował przyszły laureat Nagrody Nobla Władysław Reymont – na podstawie relacji osób uczestniczących w tych wydarzeniach – zawarł w publikacji „Z ziemi chełmskiej. Wrażenia i notatki”, drukowanej pierwotnie w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym” w roku 1909 (za tę publikację władze carskie wytoczyły autorowi i redakcji karny proces sądowy). A oto fragment Reymontowskiego dzieła: „I wkrótce całe uroczysko, spowinięte jeszcze w mroki, zaledwie przesiane pierwszym świtem, pokryło się jakby mrowiem: tysiące ludzi poruszało się w brzaskach wybuchających ognisk, tysiące głów roiło się w błędnych zwolna cieniach i wrzało trwożnym, przyciszonym gwarem, a co chwila tysiące rozpalonych spojrzeń podnosiło się oczekująco ku wschodowi”. Czekano na księży, których miał przeprowadzić przez bagna stary Lewczuk z Gęsi. „Aż wreszcie po długim, męczącym oczekiwaniu rozległy się wołania: – Już są! Przyszli! Zbierać się! Pod ołtarz! (…) Z wielu stron podniosły się krótkie i mocne rozkazy: – Rozstąpić się! Kobiety i dzieci naprzód! Usłuchano bez szemrania, i , gdy już kobiety z dziećmi ustawiły się przed samym namiotem, za niemi zwarła się wielkim półkolem żelazna nawała chłopów. Stanęli nieprzełamanym murem, ramię przy ramieniu i taką ciżbą olbrzymią, że nawet nie próbowałem przedostać się naprzód (…). Opadły bowiem nagle skrzydła namiotu i jawił się z mroków wysoki ołtarz, cały w jarzących światłach i kwiatach, ponad którymi wychylał się zmartwychwstający Chrystus prawie nagi, skrwawiony, w cierniowej koronie, i wyciągał ku rzeszom poprzebijane, ale przygarniające i pełne litosnego miłosierdzia ręce. Palący wicher westchnień się zerwał i łzawy krzyk i jęk serdeczny: – Chryste! Chryste! O, Panie Miłosierny! Przycichło. Ksiądz w białym ornacie z monstrancją i kielichem w rękach wstępował z wolna po stopniach (…). Postawił złocistą monstrancję wysoko u stóp Chrystusa, przyklęknął i odwrócił się do ludu”.

Według T. Krawczaka w skład zarejestrowanych delegacji, które przybyły z poszczególnych podlaskich powiatów, wchodziło ponad 5 tys. osób, także mieszkańców wsi okolicznych. Po odprawionej przy ołtarzu polowym Mszy św. księża ochrzcili ponad 300 dzieci i udzielili ponad 50 ślubów. W trakcie uroczystości z przybyłych gości zabierali głos: Aleksander Zawadzki, Stanisław Kozicki, Jan Załuska, Michał Ardchowski, Wacław Dunin, a z miejscowych działaczy: Bolesław Ratajewicz, Bohdan Zalewski, Zenobiusz Borkowski i Józefat Błyskosz. Zebranych wzywano do nieustępliwej walki o wiarę i polskość, przedstawiano aktualną sytuację międzynarodową, rozdawano ulotki. W jednej z nich pisano: „Za wszystkie zbrodnie, za wszystkie prześladowania, za rabunki i morderstwa, za odbieranie nam wiary katolickiej i języka polskiego, za uciemiężenie Polski naszej – oto teraz moskale otrzymują w Mandżurii zasłużoną karę. Tam, w Mandżurii, na naszych gnębicieli spadła z ręki Japończyków pomsta gniewu Bożego (…)”. Wzywano w dalszej części ulotki do bojkotu szkół cerkiewnych i rządowych. Według Walewskiego delegaci z Warszawy wracali przez Białą Podlaską, księża rozjechali się innymi drogami.

Józef Geresz