Historia
Otwarcie linii kolejowej z Warszawy do Siedlec i Łukowa

Otwarcie linii kolejowej z Warszawy do Siedlec i Łukowa

23 września 1866 r. po aresztowaniu bp. Kalińskiego namiestnik Berg podpisał dekret mianujący ks. Józefa Wójcickiego rządcą unickiej diecezji chełmskiej.

Nowy administrator natychmiast wydał do duchowieństwa odezwę określającą kierunek jego działalności. Apel zawierał serwilizm wobec władz posunięty do ostatecznych granic, wrogość do kościoła katolickiego, krytykę swego poprzednika i groźbę porachunków osobistych.

Już 23 września zdominowany przez niego konsystorz chełmski skierował tzw. cyrkularz do wiernych, w którym m.in. pisano: „Przyrzekamy poświęcić wszystkie nasze siły, aby poruczoną nam diecezję postawić na drodze rzeczywistej, prostej, odpowiedniej nam jako synom ruskiego narodu i jako wiernopoddanym najmiłościwszego naszego monarchy”. Takie postawienie sprawy spowodowało przeciw znacznej części duchowieństwa unickiego. Dziekan bialski Mikołaj Kalinowski zwołał w dniach 6-18 października 1866 r. do wsi Hrud potajemny zjazd duchowieństwa swego dekanatu. Zredagowano na nim adres do namiestnika Berga, prosząc o powołanie administratora za zgodą papieża i zobowiązano księży do zwrócenia Wójcickiemu jego pisma z dopiskiem, że nikt nie życzy go sobie na czele konsystorza. Memoriał ten potajemnie miano rozpowszechnić wśród innych duchownych unickich. Podpisało go trzech kanoników kapituły chełmskiej, wszyscy dziekani i przeszło 100 proboszczów. Zanim dotarł do Berga, policja bialska wpadła na jego trop i odpis przekazano gubernatorowi Gromece, który w pierwszej kolejności kazał aresztować 20 księży zaangażowanych w tekst adresu Kalinowskiego, Welinowicza i Charłampowicza. Do więzienia w Siedlcach trafiło ok. 45 duchownych unickich. Gubernator Gromeka, zapewne wyznaczony przez rząd do spacyfikowania unitów, osobiście wziął się za usuwanie pieśni polskich i organów w cerkwiach unickich. Już jesienią 1866 r. wybrał się do dużej wsi Rudno w pow. radzyńskim, która stawiła stanowczy opór jego zarządzeniom. Tak o tym zapisał w swym pamiętniku Kajetan Kraszewski: „Do Rudna, wsi pani Kaboga pod Radzyniem, zjechał był sam gubernator Gromeka z Siedlec i kazał zwołać gromadę, a wieś to u nas najbiedniejsza, bo ma 200 prawie osad. W jakiś czas ujrzano od drugiego końca czerniejącą masę – rzecz to mała, ale nad tą masą coś się wcale nieładnie i gęsto nad głowami z dala połyskiwało; wkrótce już można było rozpoznać. Były to na drągi powsadzane soszniki, czyli żelaza od soch. Gubernator też nieciekawy był bliżej się przypatrywać i – drapnął. Zrobili tedy w tym roku podlascy włościanie wynalazek nowy broni – prawdziwie narodowej – ziemiańskiej, która nawet od pruskich iglicówek lepsza, bo jest i odtylcowa i odprzodowa. Rok 1794 wsadził na drążki do boju kosy, rok 1866 – soszniki. Po tej włościańskiej manifestacji w kilka dni przyszła do Rudna rota piechoty – wzięto 200 gospodarzy, ale, przetrzymawszy ich tydzień w Białej, puszczono. Tego też roku cenzura w gazetach i kalendarzach kazała przekręcać nazwy wsi i miast, na co ukazu ani wyższego rozporządzenia nie było i nie ma dotychczas. Tymczasem kazano pisać: Radzyń – Radin, Biała – Bieła, Chełm – Chołm. Zaprowadzono w tych czasach szkoły rosyjskie w Polsce”. Mimo widocznej polityki rusyfikacyjnej znaleźli się Polacy, którzy podjęli się tzw. pracy organicznej. Jednym z nich był przemysłowiec i finansista Leopold Kronnenberg. Choć żydowskiego pochodzenia, wychowanie odebrał czysto polskie, co nie zdarzało się wówczas dzieciom kupców żydowskich. Jak napisał współpracujący z nim przez pewien czas tytan pisarstwa polskiego J.I. Kraszewski: „był to człowiek prostoty pełen, niemal dobroduszny i łatwy w obejściu”, poza tym gruntownie wykształcony. Dorobił się wielkiej fortuny dzięki swym zdolnościom i cechom charakteru. Po upadku powstania i powrocie z emigracji starał się wyzyskać te możliwości dla swojej wielkiej myśli uprzemysłowienia Królestwa Polskiego. Zapalił się do koncepcji budowy linii kolejowej Warszawa – Terespol i uzyskał od rządu rosyjskiego koncesję. W 1866 r. ruszyła budowa. Dokumentację techniczną wykonali Anglicy – inżynierowie Karol Vignoles i Tom Brassey. Anglia dostarczyła też sprzętu i taboru. Ogólne kierownictwo robót sprawowali warszawscy przedsiębiorcy Henryk Reichman i Emanuel Wolf. Od maja 1866 r. w rekordowym tempie pięciu miesięcy zbudowano odcinek do Siedlec. Pracą kierował Tadeusz Chrzanowski, budowniczy mostu Kierbedzia w Warszawie. Budowano kolej przy użyciu pracy ręcznej, co wymagało olbrzymiego wysiłku wynajętych robotników, którzy kopali, wozili taczkami ziemię i dźwigali szyny. Prowadzono kosztowne prace ziemne, osuszano bagna, sypano wiadukty, wznoszono mosty. Tysiące ludzi znalazło zatrudnienie. Był już na szczęście wolny rynek pracy. Zarobek dzienny wynosił od 12 do 37 kopiejek, ale wydajność pracy była znakomita. W okolicznych wsiach powstały noclegownie dla robotników. Koszt budowy wynosił ok. 50 tys. rubli od wiorsty. Użyto ułożonych na podkładach sosnowych szyn żelaznych z huty Laura na Śląsku. W październiku 1866 r. oddano do użytku jeden tor kolejowy z Warszawy do Siedlec o szerokości 1435 mm (w Rosji stosowano 1524 mm). Aby uniknąć pożaru spowodowanego iskrami z parowozu, zgodnie z ówczesnymi normami tor kolejowy przebiegał w znacznej odległości od wsi i miast. Pierwszy pociąg z Warszawy do Siedlec wjechał 10 października. Witał go – jak widać z zachowanego drzeworytu A. Kozarskiego – spory tłum mieszkańców miasta i okolic. Kolej była jednak wyposażona w nowoczesne wówczas urządzenia. Na każdej stacji, które połączono telegrafem dzwonkowym sygnalizowanym wyjście pociągu, był telegraf Morsa. Lokomotywa rozwijała szybkość do 50 km/h. Jak zapisał kronikarz, 1 grudnia 1866 r., o 13.05, przyjechał pierwszy pociąg do stacji Łuków. W drogę powrotną wyruszył o 14.10, docierając do Siedlec punktualnie o 15.00. Po drodze z Łukowa miał cztery przystanki.

Józef Geresz