Rozmaitości
PIXABAY.COM
PIXABAY.COM

Otyłość dewastuje zdrowie i życie

Rozmowa z dr. hab. n. med. Mariuszem Wyleżołem, kierownikiem Warszawskiego Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie, prezesem-elektem Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości.

Czy z medycznego punktu widzenia ważne jest to, jak mówimy o chorobie?

Zdecydowanie tak, ponieważ język wpływa na sposób postrzegania problemów zdrowotnych.

Jeśli zapytamy pierwszego przechodnia na ulicy o otyłość, odpowiedziałby, że gdyby ludzie „tyle nie żarli”, nie byliby grubi. To brak szacunku, który wywołuje u pacjentów poczucie winy oraz obawę przed oceną i napiętnowaniem. Efektem jest unikanie wizyt lekarskich. A nauka mówi wyraźnie, że rozwój otyłości nie jest winą pacjenta, lecz chorobą.

 

Na czym polega to schorzenie?

Na przewlekłym zaburzeniu homeostazy energetycznej, czyli zdolności organizmu do autoregulacji, co manifestuje się nadmiernym nagromadzeniem tłuszczu. Kluczową rolę odgrywają czynniki genetyczne, metaboliczne, hormonalne, psychologiczne i społeczne. Choroba dewastuje zdrowie i życie, doprowadza do około 200 różnego rodzaju powikłań.

 

Gdzie kończy się nadwaga, a zaczyna otyłość?

Jeśli posługujemy się popularnym wskaźnikiem masy ciała (BMI), to otyłość zaczyna się od wartości 30 BMI. Jednakże wskaźnik ten nie oddaje istoty choroby. Otyłość powoduje nadciśnienie, prowadzi do cukrzycy typu 2, uszkadza stawy, zwiększa ryzyko zawału, bezdechu sennego i niektórych nowotworów. Jest chorobą o groźnych powikłaniach mogącą skutkować inwalidztwem i zgonem. Tymczasem wielu pacjentów słyszy rady typu: „Zrób coś ze sobą”, „Weź się w garść!”, a to nie ułatwia skutecznego leczenia. Ba! Ludzie ci często w ogóle nie wiedzą, że są chorzy. Ich choroba jest „przezroczysta”.

 

W Polsce mamy kompleksową opiekę nad chorymi na otyłość?

Niestety nie. Osoby te są często pozostawione same sobie i nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie specjalistycznych ośrodków, w których pacjent otrzymywałby pełną diagnostykę oraz dostęp do konsultacji z lekarzami różnych specjalności. W takich ośrodkach można by też przeprowadzać indywidualnie dobrane terapie, a dalszym leczeniem mogliby się zajmować lekarze rodzinni.

 

Jak wygląda takie leczenie?

Jednym z największych osiągnięć współczesnej medycyny, rewolucyjną wręcz zmianą w dotychczasowej sytuacji, jest terapia farmakologiczna. Pozwala bowiem na kompleksowe leczenie chorych, a w wielu przypadkach także na uniknięcie operacji bariatrycznej. Niestety, dla wszystkich polskich pacjentów oznacza to obecnie ogromne koszty. Powinniśmy więc jako państwo podjąć wysiłek finansowy i ucywilizować możliwość leczenia farmakologicznego zgodnie z miejscem, jakie zajmujemy w Europie i na świecie.

Obok leczenia farmakologicznego ważne są: edukacja żywieniowa, aktywność fizyczna oraz wsparcie fizjoterapeutyczne i psychologiczne. U pacjentów, u których choroba jest bardziej zaawansowana, niezbędne bywają operacje bariatryczne. Wbrew obiegowej opinii nie polegają one jednak na zmniejszeniu żołądka i skróceniu jelit, ale na naprawie zaburzonych mechanizmów neurohormonalnej regulacji organizmu. Po operacji pacjent odczuwa mniejszą potrzebę jedzenia, większe uczucie sytości, co w dłuższej perspektywie prowadzi do redukcji i utrzymania prawidłowej masy ciała oraz poprawy parametrów zdrowotnych.

 

Które hormony są odpowiedzialne za odczuwanie głodu i sytości?

Ważną rolę odgrywają m.in. grelina, GLP-1 i leptyna. Grelina, produkowana głównie w żołądku, odpowiada za odczuwanie głodu. Z kolei GLP-1, hormon wydzielany w jelicie cienkim, wpływa na poczucie sytości, podobnie jak leptyna produkowana przez komórki tłuszczowe. W medycynie odkrycie tych hormonów było przełomowe, pozwoliło lepiej zrozumieć, że otyłość to coś więcej niż nadmiar kalorii. U osób zdrowych uczucie sytości pojawia się automatycznie po posiłku, natomiast u chorych na otyłość mechanizmy te bywają zaburzone. Dlatego leczenie musi obejmować regulację apetytu i sytości na poziomie hormonalnym.

 

Czy to oznacza, że tradycyjne „odchudzanie” jest nieefektywne?

Samo „odchudzanie” to termin mylący, bo zakłada, że wystarczy schudnąć, aby pozbyć się problemu. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. W chorobie otyłościowej zmienia się równowaga energetyczna organizmu. Krótkotrwałe spadki wagi wynikające z restrykcyjnych diet prowadzą jedynie do ponownego wzrostu masy ciała, czyli nawrotu otyłości i dalszego postępu choroby, określanego do niedawna w sposób nieuprawniony efektem jo-jo. Proszę, nie używajmy tego stygmatyzującego określenia. Skuteczne leczenie otyłości wymaga leczenia przewlekłego i uwzględniającego – w zależności od stopnia zaawansowania choroby i jej przebiegu – wszystkie elementy terapii, a mianowicie edukację żywieniową, wsparcie psychologiczne, fizjoterapię, leczenie farmakologiczne oraz chirurgiczne.

 

A aktywność fizyczna?

Nasz organizm jest tak efektywny w wykorzystywaniu energii, że możemy przez godzinę biegać, a potem dwoma kęsami pokarmu „odrobić” to, co straciliśmy. Ruch w kontekście choroby otyłościowej jest potrzebny z uwagi na zachowanie masy mięśniowej, odreagowanie stresu, ogólne usprawnienie i poprawę jakości snu. Bez aktywności fizycznej wiele osób traci na masie ciała głównie poprzez spadek masy mięśniowej, a to przyczynia się do dalszego obniżenia podstawowej przemiany materii i uniemożliwia leczenie choroby otyłościowej lub prowadzi do jej nawrotu. Z kolei dobry sen wspomaga procesy regeneracyjne i pozwala na lepszą kontrolę apetytu.

 

Jak widzi Pan przyszłość leczenia otyłości?

Teoretycznie obiecująco. Postępy w farmakologii pozwalają na stosowanie leków wpływających na hormony związane z odczuwaniem głodu i sytości. Intensywnie rozwijane są także nowe terapie operacyjne, które jeszcze lepiej uwzględniają potrzeby pacjentów. Kluczowe jest jednak, abyśmy w Polsce wprowadzili rozwiązania systemowe i zapewnili dostęp do nowoczesnych metod leczenia. Dla wielu pacjentów te nowoczesne leki czy operacje to jedyna realna szansa na poprawę jakości życia. Zdrowie zaczyna się jednak od codziennych świadomych wyborów żywieniowych. Warto uwzględniać w nich na przykład „wskaźnik Wyleżoła”. To prosty przelicznik, który pozwala obrazowo ocenić energetyczność produktu spożywczego. Wystarczy sprawdzić na jego opakowaniu liczbę kilokalorii w 100 gramach i podzielić ją przez 10. Wynik oznacza liczbę łyżeczek cukru, które trzeba by wsypać do szklanki herbaty, aby otrzymać napój o takiej samej kaloryczności. Np.: 80 kcal podzielone przez 10 daje 8, czyli należałoby wsypać 8 łyżeczek cukru. W sklepach są produkty mające np. 500 kcal w 100 g, czyli mówimy już o 50 łyżeczkach cukru, czyli 250 g cukru w szklance herbaty, która zmieści zaledwie 200 g, czyli pozostałe 50 g wysypie się poza szklankę! Oczywiście wskaźnik ten jest bardzo dużym uproszczeniem, ale wierzę, że może zachęcić do głębszego przestudiowania tego, co właśnie za chwilę chcemy kupić – czy rzeczywiście to, co znajdujemy na obrazku opakowania, znajduje się w opakowaniu.

 

Dziękuję za rozmowę.

WER