Rozmaitości
Źródło: MORGUEFILE
Źródło: MORGUEFILE

Owoce przymrozków

Początek maja plantatorom i sadownikom kojarzy się przede wszystkim z zaokiennym termometrem i prognozami pogody. To od niej zależy, co i ile uda się zebrać z pola i z drzewa.

Z ludowymi porzekadłami na temat deszczu, śniegu i mrozu nie ma żartów. Liczą się z nimi nawet ci, którzy prognozowaniem pogody zajmują się na co dzień. Od dawna wiadomo, że „Pankracy, Serwacy, Bonifacy to źli na ogrody chłopacy”. A „zimnych ogrodników” nie bez powodu nazywa się także „świętymi złodziejami”. Przymrozki, które zazwyczaj przychodzą w dniach im poświęconych – od 12 do 14 maja – mogą „wyskoczyć” wcześniej, tak jak w tym roku, i napędzić rolnikom strachu. Spać spokojnie mogą za to po 15, czyli po zimnej Zośce.

Pogoda dla cierpliwych

– Przymrozki nie były duże, ale wiśnie, czereśnie i śliwy chyba ucierpiały – mówi Janina Wróbel z Brzostówki (pow. Lubartów), prowadząca uprawy ekologiczne. – Według kalendarza biodynamicznego z wysiewem warzyw ciepłolubnych, jak pomidor, ogórek czy fasolka szparagowa, powinno się czekać do połowy maja, a już na pewno do św. Stanisława – potwierdza. Dlatego, jej zdaniem, to dobrze że „ogrodnicy” przyszli na samym początku miesiąca. Gdyby było ciepło, a przymrozki chwyciły później, szkód byłoby dużo więcej. Zwłaszcza u tych, których niecierpliwość wygania do ogrodów już w końcu kwietnia.

Na własnym podwórku J. Wróbel, właścicielka plantacji malin i truskawek, nie ma powodów do obaw. – Malina jesienna, pąki dopiero z ziemi wychodzą. Tak samo z truskawką, bo to odmiana przemysłowa Zenga-Zengana, późna, kwitnie dopiero w drugiej połowie maja – uzasadnia. Przyznaje, że o wyborze takiej odmiany zadecydowało właśnie bezpieczeństwo i przezorność, której uczy czas. – Jestem rolnikiem od 30 lat, a od dziesięciu zajmuję się produkcją ekologiczną, i z przekonania, i z powodu korzyści – mówi, chwaląc zalety przynależności do grupy producenckiej, tworzonej przez dziewięciu gospodarzy „ekologicznych”.

Z zawirowaniami

– Zawirowanie w pogodzie na początku maja są rokrocznie, tyle że raz mniejsze, raz większe – mówi Stanisław Pieńko, właściciel sadów i plantacji wiśni z Przegalin Dużych w powiecie radzyńskim. – Jak temperatura niska, to wiadomo: nóż w plecy, a całoroczna praca poszła na marne – mówi z doświadczeniem. Teraz szacuje, że przymrozek zniszczył około 30% zawiązków, najwięcej na jabłoniach – jednak z nadzieją, że to rachunki na wyrost, bo w ciągu dnia, w słońcu stanu kwiatów nie widać. Nie wszystkie od mrozu robią się brązowe od razu. – W ubiegłym roku mróz nas nie postraszył, ale coś nie tak było z zapyleniem i plony były niższe też o jakieś 30%. Dwa lata temu chwycił w maju przymrozek. Trzy lata wstecz był dobry urodzaj, ale ceny nie było. Jak nie kijem, to pałką! – wylicza właściciel gospodarstwa przejętego po rodzicach, w tym sadów o areale około 20 ha.

W uśpieniu

Jak mówi Stanisław Daniłoś, prezes Zrzeszenia Producentów Owoców i Warzyw „SadPol” Polubicze, przed niewielkimi przymrozkami, do dwóch stopni, można dzisiaj drzewa owocowe zabezpieczyć chemicznie. I w ten sposób zmniejszyć straty. Ale pogodę – tak jak wszyscy producenci owoców – śledzi na bieżąco, tym bardziej że w niektórych rejonach Podlasia przymrozki dochodziły do pięciu stopni na minusie.

– Nocne spadki temperatury najdotkliwiej obeszły się z porzeczką, która była akurat w fazie największego kwitnienia. Od przymrozków ucierpiały też kwiatostany wiśni i czereśni – mówi z zastrzeżeniem, że tak naprawdę stan drzew owocowych ocenić da się za kilka dni. – Teraz aż tak bardzo ubytków nie widać, ponieważ jest chłodno. Wszystko jest jak uśpione – tłumaczy S. Daniłoś. – Jak się słyszy, w tym roku najgorzej mróz obszedł się z rolnikami z Kujaw. Mniej dotkliwie potraktował zagłębia sadownicze w okolicach Grójca i Opola. Na szczęście dla nas, w tej części Polski, na wschodzie, mamy opóźnienie w wegetacji około dwa tygodnie – mówi szef SAD-POL-u. A podpytywany w kwestii deficytowego towaru – jabłek – stwierdza, że owocowanie powinno być w tym roku lepsze. Zwłaszcza że na jabłoniach strat spowodowanych przymrozkami nie będzie, bo nie wszystkie gatunki już kwitną.

Bezpieczny krzew

O stan plonów nie martwią się właściciele gospodarstwa sadowniczego z Łukowa. Na 50 ha bracia Szaniawscy uprawiają aronię. – Jeszcze nie ruszyła z kwitnieniem – uzasadnia krótko Aleksander Szaniawski, przyznając, że to pod każdym względem najodporniejsza z upraw. – To, co może zaszkodzić aronii, to duży grad. Nie boimy się też nadmiaru wilgoci. Na plonach może odbić się długotrwała susza, zwłaszcza jak krzewy posadzone są na słabszej glebie. Ale tylko wtedy, jeśli nie ma deszczu w momencie, gdy owoc zaczyna się wybarwiać, dojrzewać. Zauważyliśmy, że po zimie przemarzają pędy młodych nasadzeń. Nie wiem, dlaczego – mówi producent już wybiegając myślami do czasu zbiorów, czyli końcówki sierpnia.

KL