Kościół
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Ozdoba podlaskiej ziemi

W tym roku mija 139 lat od męczeństwa unitów z Pratulina. Czy bł. Wincenty Lewoniuk i jego towarzysze spodziewali się, że za swój bohaterski czyn zostaną wyniesieni na ołtarze, w dodatku przez Papieża Polaka? Po raz kolejny Bóg wywyższył to, co pokorne.

Męczennicy z Pratulina byli zwykłymi ludźmi. Większość dni wypełniała im ciężka praca na roli. Wielu z nich miało już swoje rodziny i liczne gromadki dzieci. Problemy zaczęły się po drugim rozbiorze Polski w 1793 r. Carskie władze postanowiły nawrócić na prawosławie wszystkich katolików. Najpierw były prośby i rozkazy, ale nikt dobrowolnie nie chciał wypierać się swojej wiary. Z unickich cerkwi zaczęto zabierać wszystko, co łączyło się z łacińską liturgią. Potem pojawiły się groźby i kontrybucje. Metody, jakimi posługiwał się carat, były przemyślane i bardzo okrutne. Oprawcy świetnie znali czułe punkty grekokatolików.

Uderzyć, aby bolało

Kiedy nie pomógł szantaż, sięgnięto po kary finansowe. Unici nie byli majętni. Aby spłacić „należności”, wyzbywali się wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. W publikacjach opowiadających o prześladowaniach czytamy, że carscy żołnierze zabraniali im nawet karmić swoje zwierzęta. Słuchanie przeraźliwych głosów wygłodniałych koni i krów było dla unitów – rolników nieopisaną męką. Opornych zsyłano na Sybir i zamykano w więzieniach. Tych, którzy pomimo kar trwali przy swojej wierze, brutalnie traktowano bagnetami i nahajkami. ...

Agnieszka Wawryniuk

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł