Komentarze
Paliwo afery

Paliwo afery

Kierowcom nie sposób dogodzić. Cena benzyny rośnie - źle, leci w dół - też niedobrze.

Polski rynek paliwowy rządzi się swoimi prawami. Niestraszne mu pnące się w górę ceny baryłki ropy na światowych rynkach czy słabnący złoty… Benzyna i diesel na stacjach są najtańsze od wielu miesięcy. To chyba dobrze, że ważne są kieszenie konsumentów… Ważniejsze niż jakieś tam światowe wskaźniki. A już na pewno niż jakieś zdanie analityków, którzy przekonują, że zgodnie z tendencjami obecnie powinniśmy płacić na stacjach ok. 1 zł więcej na litrze. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zachowanie kierowców. Niska cena skusiła ich do wzmożonych wizyt na stacjach paliw. Tu zaczyna powtarzać się ciąg zdarzeń, do jakich doszło zaraz po wybuchu wojny na Ukrainie.

Kierowcy tankowali, ile mogli i w co mogli. Cenny płyn wlewali – choć to ponoć niezgodne z przepisami – nawet do woreczków foliowych i konewek. Powód? W sieci – głównie w mediach społecznościowych – pojawiły się wpisy informujące o tym, że przez wojnę na Ukrainie wkrótce zabraknie paliwa na polskich stacjach. Ostatecznie w wielu miejscach faktycznie tak się stało. Powodem nie była jednak inwazja na naszych sąsiadów (co miało skutkować problemem z dostawami czy dostępnością surowca), a wyłącznie następstwo ogromnego, ponadprzeciętnego popytu ze strony klientów.

Teraz dodatkowo do szturmu na stacje przystąpili nasi sąsiedzi. Trudno się dziwić, skoro mamy najtańsze ceny paliw w całej UE. W kolejkach do dystrybutorów zaczęły pojawiać się samochody z czeskimi i niemieckimi tablicami rejestracyjnymi. W przygranicznych miejscowościach paliwowi turyści wprowadzili nie lada zamęt. „Ludzie powariowali i rzucili się na to paliwo, póki jest tanie” – zdradza zapytany przez reportera pracownik jednej ze stacji w pobliżu przejścia granicznego z Niemcami. Drugi mu wtóruje: „Straszny ruch. Człowiek nawet nie ma jak odejść od kasy na chwilę”.

Po wybuchu wojny na Ukrainie panika kierowców doprowadziła najnormalniej w świecie do tego, że na części stacji wyczerpał się zapas surowca. Tym razem państwowy koncern paliwowy, bogatszy o doświadczenie sprzed półtora roku, nie mógł sobie na to pozwolić. Skoro klienci nie potrafią się zdyscyplinować, skierowano do nich apel o rozsądne podchodzenie do tematu, a konkretnie o niekupowanie paliwa na zapas. Zapewniono jednocześnie (bo już zdążyły pojawić się teorie spiskowe), że dostawy przebiegają bez zakłóceń. To jak to jest z tą dostępnością? Niby jest, ale prosimy nie kupować? Można się pogubić.

Ale to i tak jeszcze mało. Przez kraj przetoczyła się epidemia awarii dystrybutorów. Chytrzy klienci mają za swoje. A trzeba było przyglądać się niskim cenom przez szybę auta. Spokojnie, za jakieś dwa tygodnie wszystko wróci do normy, to znaczy ceny paliw poszybują w górę.

Kinga Ochnio