Pan Bóg czeka na mój bezradny krzyk
Teksty, które znalazły się w „Antywirusie”, wcześniej trafiały na portal gosc.pl. Nie przechodziły przez kolegium redakcyjne ani przez żadną „cenzurę”. Nie kazali mi ich pisać sekretarze redakcji. To bardzo osobiste felietony.
Często się w nich „odsłaniam”. Pan Bóg pokazał mi wiele rzeczy, przeczołgał przez różne doświadczenia. Mam świadomość, że nie mogę tego zachowywać tylko dla siebie. Uważam, że powinienem dzielić się tym z bliźnimi (czyli tymi, którzy są mi bliscy… przez blizny). Sam wiem, jak bardzo pomagały mi świadectwa i opowieści innych ludzi. Czasami wydaje nam się, że absolutnie nikt między Odrą a Bugiem nie przeżywa takich zawirowań i trzęsień ziemi jak my [śmiech]. Później okazuje się, że inni mają podobne doświadczenia. Słyszałem świadectwa ludzi, którzy przeżyli jakiś koszmarny czas i opowiadali o tym, jak Pan Bóg ich z tego wyprowadził: „Poczekaj miesiąc lub dwa, On na pewno zainterweniuje” – mówili. W kryzysowej sytuacji najgorszą rzeczą jest poklepywanie po ramieniu z nieodłącznym: „jakoś to będzie”. Pamiętam ewangelizację na rynku w Cieszynie. Stałem na scenie, oślepiony przez słońce. To nie była komfortowa sytuacja, bo nie mówiłem do ludzi z oazy czy Odnowy w Duchu Świętym. Jedni pili piwo, inni spacerowali z dziećmi. Pomyślałem, że zapewne niewielu interesuje to, o czym opowiadam. Miałem poczucie, że jestem małym paprochem, który Pan Bóg podnosi i… całuje. To było mocne. Odważyłem się o tym napisać. ...
Agnieszka Wawryniuk